Zestawienie punktów

Znaleziono 17 punktów w «Listy (II)», które dotykają tematu Przeciwności.

Widzicie już, moje najukochańsze Córki i moi najukochańsi Synowie, do jakich wielkich horyzontów apostolskich prowadzi nas rozważanie tych specyficznych cech naszej duchowości, które są połączone wspólną nicią Bożego synostwa.

Powinniście być wdzięczni Bogu, że dał nam tę tak wzniosłą, a jednocześnie tak ludzką duchowość, znajdującą się blisko szlachetnych ziemskich zadań. To szczególna łaska, jak Wam mówiłem, którą dzięki Jego miłosierdziu otrzymaliśmy i którą z pokorną wiernością przekazujemy wielu innym duszom.

Miejcie jednak na uwadze przy licznych okazjach, że ta duchowość i to poświęcenie kosztowały i kosztują Waszego Ojca i niektórych spośród Waszych braci konieczność znoszenia niezrozumienia, konieczność słuchania, że to, co jest drogą Bożą, trąci szaleństwem, a nawet herezją, i że szaleńcami i heretykami są ci, którzy nią podążają.

Pan dopuszcza, żeby wielokrotnie za dziełami Bożymi kryło się niezrozumienie[5], a nawet zniesławienie i prześladowania, jak za światłem przychodzi ciemność. Często są one promowane przez dobrych ludzi, którzy są jednak bardzo zaślepieni, którzy nie chcą wiedzieć nic poza swoimi przyzwyczajeniami, wygodą albo egoizmem, którzy unikają i nic chcą w swoim życiu sprostać żadnej trudności.

I tak, nawet w środowisku kościelnym, pośród tak wielu osób świętych albo — przynajmniej — spełniających swoje obowiązki, znajduje się wielu pozbawionych gorliwości, które są biurokratami Kościoła Bożego i sprawiają wrażenie, że nie chodzi im o dusze. Jedni i drudzy nie rozumieją kwestii duchowych. Kiedy się do nich mówi, wydają im się one puste, bo nie próbowali nimi żyć.

Niekiedy myślę, że bez względu na to, jak słabe mają przygotowanie, powinni zdawać sobie sprawę z obowiązku wysłuchania oskarżonego, przestudiowania jego doktryny: doktryny, którą proponuje oskarżony i owoców, które przynosi.

Milczę i będę milczał, dopóki będę mógł milczeć. Czuję jednak wyraźnie, że obrona ducha Dzieła jest obroną naszej przyjaźni z Bogiem, który mówi nam: ergo iam non estis hospites et advenae, sed estis cives sanctorum et domestici Dei55; A więc nie jesteście już obcymi i przybyszami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga.

Przy tej ślepocie albo tym wygodnictwie nie mogą zrozumieć, że wolność — wolność osobista — jest niezwykle istotnym punktem ducha Dzieła Bożego. Nie mogą zrozumieć, że najczęściej używamy ja, stając się odpowiedzialni za nasze czyny i że rzadko możemy powiedzieć my, dlatego że inni nasi bracia — powiem ściślej, inni członkowie Dzieła — nie mają obowiązku podążania za określonym kryterium, jakie ma członek Opus Dei w sprawach doczesnych ani w teologicznych, które Kościół poddaje pod osąd ludzi. Pociechą jest czytanie w Świętej Ewangelii owego neque enim fratres eius credebant in eum56, nikt nie wierzy w Jezusa Chrystusa.

Są inni ludzie, którzy chcąc sprawić, byśmy żałowali doświadczenia swoich starych lat, patrzą na nas z uprzedzeniem. Ja natomiast uważam - a Wy wraz ze mną - że starzy i nowi mogą być pełni witalności: dziecko, młody człowiek, człowiek, który wszedł w dojrzałość lub starość, może być zdrowy, równie zdrowy na ciele i duszy. A wiek skłania ich do dawania nam rad - o które nie prosimy - z uprzedzeniami i roztropnością starych, kiedy potrzebujemy modlitwy, zrozumienia i uczucia.

Nadzieja i zaufanie do Boga: radość

Wszystko to minie. Tymczasem walczmy w naszym życiu wewnętrznym[6], w tej ascetycznej walce, która powinna napełniać nas optymizmem, radością, pokojem i nadzieją. I powtórzmy słowa, które dla mnie były aktem strzelistym w pierwszych latach naszego Dzieła, modlitwą, którą może ktoś nazwie naiwną, ale modlitwą, którą jak mówi nam św. Jan, uczniowie zwracali się do Nauczyciela: nunc scimus quia scis omnia57.

Teraz mówię Wam nadal: Bóg wie więcej. Moje Dzieci, eratis enim aliquando tenebrae, nunc autem lux in Domino: ut filii lucis ambulate58; Niegdyś bowiem byliście ciemnością, lecz teraz jesteście światłością w Panu: postępujcie jak dzieci światłości.

Wobec przeciwności poczujemy, że Jezus, który mówi do Pawła a przez Pawła do nas: sufficit tibi gratia mea, nam virtus in infirmitate perficitur59; Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali. Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa.

Możecie mówić z pewnością, z pokorą i z mocą tym, którzy nas oczerniają, ostatnie słowa z Apologetyka Tertuliana: Między sprawą Boską a ludzką jest walka — Kiedy skazujecie nas wy, uwalnia nas Bóg…[7].

W tym miejscu wydaje mi się właściwe, aby skomentować w szczególności niektóre powody, które mogą wyjaśniać - a nie usprawiedliwiać - stanowisko niektórych ludzi, którzy być może nie starają się zrozumieć naszej drogi lub okazują się niezdolni do jej zrozumienia. W ten sposób, nawet jeśli w nieco negatywny sposób, pewne stwierdzenia, które definiują naszą duchowość i nasze zadanie apostolskie, staną się jaśniejsze.

Ci, którzy są przyzwyczajeni do chwalenia tego, co sztuczne, do czerpania przyjemności z rzeczy rzadkich lub fałszywych i do ignorowania piękna tych, które są cenne i prawdziwe - uważają kwiaty za piękniejsze, jeśli nie są naturalne: kto nie słyszał, jak mówi się o świeżych i pachnących różach, jak piękne są, wyglądają jak szmaty? - nie odkryją łatwo w dziełach apostolskich tego, co jest owocem, cudownym, ale prostym, łaski Bożej, Jego zwykłej opatrzności oraz ciężkiej i szlachetnej pracy ludzkiej.

Jeśli są przyzwyczajeni do wykonywania pracy w sposób widowiskowy, z robieniem hałasu - z obfitością fajerwerków - to usposobienie umysłu, które być może trwa przez wieki, mogło ukształtować w nich osobliwą świadomość i mentalność sprawiającą, że nie są w stanie zobaczyć, że inni ludzie nie używają fałszywych manier ani podstępów, że postępują w całej prostocie i naturalności, może naiwnie, ale za to pokornie.

Jeśli są powierzchowni i są przyzwyczajeni do zniekształcania, z lekkością i bezmyślnością, uzasadnionego znaczenia, które w jakichś konkretnych powołaniach mogą mieć elementy godne szacunku, ale nie są niezbędne do prawdziwego poszukiwania doskonałości chrześcijańskiej - kolory i formy habitu, długie i uroczyste ceremonie, sznury, pasy, krucyfiksy na ramieniu lub na piersi, medale w zasięgu wzroku itp. Są to znaki, w których często przejawia się pewien klasycyzm, nad którym Kościół niejednokrotnie ubolewał, nadając im wielkie znaczenie, ci ludzie – podkreślam - będą wątpić w obecność prawdziwej drogi świętości, jeśli zauważą absolutny brak któregokolwiek z tych tradycyjnych elementów.

W naszym wypadku, moje Dzieci, brakuje natomiast wszystkich tych elementów. Nawet nie ma ani nie powinno być żadnego skrótu nazwy Dzieła, po prostu dlatego, że nie mamy nic wspólnego ze stanem zakonnym. Jesteśmy zwykłymi obywatelami, równymi innym obywatelom.

Jeżeli nie wiedzą, co oznacza całkowite poświęcenie się jakiejś poważnej pracy zawodowej, świeckiej nauce, będą bardzo dalecy od możliwości docenienia zakresu i zasięgu apostolskiej pracy, jakiej Bóg żąda od członków Dzieła, i sposobu, w jaki powinni ją wykonywać.

Jeżeli są przyzwyczajeni do wykorzystywania Kościoła dla swojej osobistej próżności, do rozkazywania bez ograniczeń, do panowania nad wszystkim, z zasady będą wrogami każdego dzieła, w którym ich pragnienie dominacji jest słusznie ograniczone, ponieważ uznają to za atak na ich autorytet, a być może także na ich interesy ekonomiczne

Nie może nas również dziwić, moje Dzieci, choćby potwierdzenie tego było bolesne, że są tacy, którzy nieświadomie tworzą naturalne środowisko osób, o których właśnie wspomniałem, dając się ponieść potocznym wyrażeniom (które trzeba odrzucić, dlatego że ograniczają Boże działanie i żywotność Kościoła i stawiają im warunki), i posługują się uprzedzeniami, rodzącymi się z błędu czy złej doktryny.

Te inne osoby, do których teraz się odnoszę, choćby były uczciwe, nie zdołają dostrzec prawości i prawomocności horyzontu o szlachetnych aspiracjach, tak otwartego przed ich oczami jak ten, który oferuje Dzieło. Choćby te osoby były dobre, nie odeprą jednostronnych lub błędnych informacji niesionych przez pozornie szanowanych ludzi. Choć niezdolni do czynienia zła, nie czynią dobra ze strachu przed potężnymi. Choć bystrzy, a nawet uczeni, nie dostrzegają skuteczności służby Bogu i Jego Kościołowi, która rozwija się w ich obecności, ani doktryny teologicznej, która leży u jej podstaw, ani normy prawnej, której wymaga.

Wszystko to, moje Córki i moi Synowie, nie ma żadnego znaczenia. Jeżeli chciałem zrobić tutaj ten wtręt, żeby odnieść się do tych trudności, to tylko dlatego, że rozważanie ich pomaga nam — poprzez kontrast — lepiej nakreślić charakterystyczne cechy naszego ducha. Poza tym módlcie się z synowską ufnością w naszym Ojcu Bogu, przebaczajcie wszystkim i czekajcie.

Kiedy Niebo osądzi, że nadeszła właściwa godzina, to sprawi, że otworzymy — w organizacji apostolatu w Kościele — kanał, przez który popłynie potężna rzeka, jaką jest Dzieło. W obecnych okolicznościach nie ma ona jeszcze odpowiedniego koryta, w którym mogłaby się przemieszczać. Będzie to mozolne, ciężkie i trudne zadanie. Trzeba będzie pokonać wiele przeszkód, ale Pan nam pomoże, ponieważ wszystko w Jego Dziele jest Jego Wolą.

Módlcie się. Żyjcie zjednoczeni z moją nieustanną modlitwą: Domine, Deus salutis meae: inclina aurem tuam ad precem meam80. Mówcie ze mną: Panie, Boże, Zbawco nasz, wysłuchaj naszej modlitwy. Niechaj nigdy nie zabraknie Wam głębokiego przekonania, że wody popłyną między górami: inter medium montium pertransibunt aquae81. Są to Boże słowa: popłyną wody.

Tymczasem zróbcie postanowienie, aby wcielić w życie, tak jak ja to zrobiłem, zaproszenie, które niedawno otrzymałem w Burjasot[14], podczas kilku dni głoszenia rekolekcji grupie studentów uniwersytetu - niektórzy z was są już moimi dziećmi - którzy przygotowywali się do poprawy swojego życia chrześcijańskiego. Na drzwiach z radością przeczytałem napis: każdy podróżnik musi podążać własną drogą. To jest to, co musimy robić, starać się coraz gorliwiej, aby dobrze poznać konkretną drogę, na którą przyprowadził nas Bóg, nasz Pan, i wiernie nią podążać.

Nie dziwcie się jednak, że znajdą się ludzie, którzy uznają za ambicję Wasz zapał pracy dla Boga na wszystkich stanowiskach w społeczeństwie – na tych, do których jesteście uprawnieni ze względu na wasz zawód lub wykształcenie lub ze względu na wasz status obywatelski. Będą i tacy, którzy poczują się urażeni waszą postawą służby.

Nie przejmujcie się nimi. Jest pewne powiedzenie, które nie spodoba się tym, którzy szczekają: Szkoda tracić czas na rzucanie kamieniami w psy, które szczekają przy drodze[3]. Bez ostentacji i robienia widowiska nadal wyznaczajcie sobie cele, szlachetne środki, konkretne zadania, które pomogą wam iść naprzód z ludzką i nadprzyrodzoną stanowczością, aby złożyć u stóp Chrystusa wszystkie ziemskie zajęcia.

Nie troszczcie się o to, co ludzie powiedzą. Pracujcie, nie oglądając się na opinię innych, bo przeciwna postawa jest zła i nikomu nie przynosi korzyści. Zastanówcie się tylko, czy Bóg jest zadowolony i cieszcie się, gdy zobaczycie, że inni postępują tak samo.

Córki i synowie moi, radujcie się także wtedy, gdy dają się odczuć trudy pracy, przypominając Wam być może, że służycie. Słodka służba Miłości napełnia duszę pokojem, nawet jeśli nie brakuje smutków. Jestem dumny z mojego życia – tak jak i wy – że mogę być sługą całego świata.

Chcę służyć Bogu i z miłości do Boga służyć z miłością wszystkim ludziom na ziemi, niezależnie od ich języka, rasy, narodu czy wyznania; bez czynienia jakiejkolwiek z tych różnic, które ludzie, z większym lub mniejszym fałszem, tworzą w życiu społecznym.

Wielkie i piękne jest posłannictwo służby. Dlatego właśnie ten dobry duch, który jest doskonale pogodzony z miłością do wolności, musi przenikać całą pracę moich córek i synów w Opus Dei. Chcę też, aby to była najważniejsza cecha mojego ubogiego życia kapłana i waszego Ojca: być i umieć być sługą zawsze, a zwłaszcza w czasach, kiedy wielu będzie uciekać od pokory służby innym.

W dzisiejszym świecie, – przy całym tym zamieszaniu, przepychankach, fałszu, o których już wam mówiłem – jest wielu ludzi, których przeraża pojęcie służby, bo są pełni pychy i nie rozumieją, że na świecie służymy sobie nawzajem. Nie ma na ziemi nikogo, kto by w jakiś sposób nie musiał służyć innym, bo jesteśmy zależni od tych, którzy mieszkają w naszym kraju, od tych, którzy są blisko i od tych, którzy są daleko, od tych, którzy mieszkają w innych krajach – od wszystkich.

Służymy innym – czy tego chcemy czy nie – i mamy to czynić chętnie, z radością, jaką Pan przypisał naszemu duchowi: servite Domino in laetitia12, służcie Panu z weselem.

Nie zabraknie Wam trudności, bo każdy, kto próbuje robić coś dobrego, zawsze napotyka na przeszkody, a w przypadku służby Kościołowi ośmielę się powiedzieć, że są to zwykle przeszkody rozwiązywane rutynowo.

Czasami zaskakujące jest to, że są one stawiane właśnie przez tych, którzy uważają się za katolików lub się nimi nazywają. Gdy się jednak bliżej przyjrzeć, nie możemy nazwać ich postępowania sprzeciwem dobrych, ponieważ często są to ci sami, którzy, w sposób bardziej zawoalowany atakują innych członków Kościoła lub tych, którzy nim rządzą.

Ich taktyka jest zazwyczaj dwojaka: z jednej strony starają się pomniejszyć lub zignorować działalność tych, którym przeszkadzają, aby nie wyglądało na to, że atakują Kościół. Z drugiej zaś strony maskują to nikczemne działanie pseudoapostolskimi szatami, pod pozorem zjednoczenia się pod wspólnym sztandarem z tymi, którzy z nienawiści do Kościoła gotowi są ich poprzeć, aby zniszczyć dzieła, które w łonie Kościoła sam Bóg, stosownie do czasów, wspiera dla swojej chwały i służby.

Kiedy przed laty wygłaszałem nauki dla duchowieństwa w całej Hiszpanii, często mówiłem o trzech rodzajach księży. Pierwszy stanowią, ci którzy nikomu nie szkodzą, ale nie czynią też nic dobrego, ponieważ stali się kościelnymi biurokratami. Drugi rodzaj to buntownicy, którzy nieustannie są w ruchu, robiąc wiele zamieszania i hałasu. Trzecią grupę tworzą prawdziwie gorliwi kapłani, którzy pełni świętego entuzjazmu nie cofają się przed żadną ofiarą, byleby tylko przybliżać dusze do Boga.

Ci, którzy należą do dwóch pierwszych grup, nie są zazwyczaj przez nikogo atakowani. Jedynie ci z trzeciej grupy – właśnie z powodu ich gorliwości w służbie Kościoła – są narażeni na krytykę i szemranie. Przeciw ich ofiarnej pracy nie brakuje diabelskich sojuszy, które – nawet gdyby miały słuszne motywy, a zwykle ich nie mają – wykraczają poza poczucie sprawiedliwości i popadają w coś, co wydaje się niewytłumaczalną żądzą zemsty. W nich publicznie ramię w ramię uczestniczą osobistości kościelne wespół z osobistości świeckimi znanymi z nieustannych ataków na wiarę katolicką.

Bolesne niezrozumienie ze strony dobrych ludzi

Poza tym jest bolesne, że taki sposób traktowania tych, którzy chcą być wierni, znajduje uznanie wśród ludzi, którzy powinni mieć trzeźwe rozeznanie. Smutno jest na to patrzeć, ponieważ, przez okazywanie uwagi i dawanie wiary takim szarlatanom, przeoczona zostaje niesprawiedliwość i nieuczciwość, która jest popełniana; Żal tych dusz, które są celem takich działań, bo często nie mają żadnych środków obrony lub udowodnienia prawdy. Większość oszczerstw jest anonimowa i nie ma możliwości odwołania się.

Często na tych biedaków spada sterta śmieci, ex informata conscientia, i niestety, sumienie – które przyjmuje rzeczy święte – bywa często chwiejne i wypełnia się także rzeczami ogromnie złymi.

Nie można osądzać bez wysłuchania oskarżonego, tylko na podstawie tego, co zostało powiedziane, bo gdybyśmy zapomnieli o tej elementarnej zasadzie roztropności, nikt nie pozostałby w Kościele Bożym. Oskarżyciele ci nie będą przyjaciółmi Boga, który powiedział: vos amici mei estis, si feceritis quae ego praecipio Vobis13; wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję, jeśli postępujecie uczciwie.

Czasami stosowane są niedzisiejsze procedury, nieludzko utajnione, które nie pozwalają nikomu się bronić; które zmuszają oskarżonego do walki w ciemnościach, do udręki, ponieważ nie wie, od kogo pochodzi oskarżenie ani o co jest oskarżony; a jeśli pyta, nie otrzymuje odpowiedzi. Przypisuje mu się rzeczy, o których nie wie – gdyby je znał, mógłby je łatwo obalić – a jedyną pociechą, jaka mu pozostaje, jest ofiarowanie swoich cierpień Bogu i myślenie, że coś podobnego przydarzyło się Jezusowi: nemo tamen palam loquebatur de illo propter metum Iudaeorum14, nikt jednak nie mówił o Nim jawnie z obawy przed Żydami.

Taki system jest niesprawiedliwy. Cóż z tego, że sporządza się raport lub wiele raportów, a nawet proces, skoro zainteresowana strona lub jej obrońcy nie mogą poznać przyczyn oskarżenia. ponieważ tak często oskarżycielem kieruje osobista pasja, zupełnie niezależna od sprawiedliwości.

Dlatego w takich smutnych przypadkach zazwyczaj bardziej współczuję oskarżycielom i tym, którzy osądzają, niż tym, którzy są oskarżani. Pierwsi ryzykują duszą; drugim można powiedzieć słowa z pierwszego Listu św. Piotra: si quid patimini propter iustitiam, beati15; ale jeżelibyście nawet coś wycierpieli dla sprawiedliwości, błogosławieni jesteście.

Szczerze uważam, że jeżeli ktoś jest oskarżony, to właśnie on powinien być przesłuchiwany w pierwszej kolejności, ponieważ to on zna teorię i praktykę tego, co robi, i będzie w stanie wyjaśnić kwestie, które są mu przedstawiane. Czasami jednak można odnieść wrażenie, że błąd jest mylony z winowajcą, i są tacy, którzy uważają, że tym, co naprawdę kogoś interesuje, jest potępienie winowajcy, bez próby naprawienia błędu: między innymi dlatego, że błąd nie istnieje.

Nawet faryzeusze – et qui missi fuerant erant ex pharisaeis16 – zachowali się w sposób szlachetniejszy, pytając Chrzciciela wprost: tu, quis es, Kto Ty jesteś?17 A jednak pewnego razu Jan, videns autem multos pharisaeorum, gdy widział [...] wielu spośród faryzeuszów18, strofował ich, nazywając ich: plemię żmijowe19.

Najdroższe córki i synowie, także i w tym widzicie, że Dzieło jest z Boga, ponieważ, podobnie jak pierwsi chrześcijanie, doznaliśmy tego samego losu z powodu niezrozumienia i gorliwości fałszywych braci, którzy przyszli, by traktować nas jak heretyków. Kłamią z zazdrości i niestety zapominają, że kiedy zdecydują się mówić prawdę, dopiero wtedy będą owocni w Chrystusie: veritas liberabit vos, prawda was wyzwoli26.

Przyszło nam cierpieć[5] – i nic nie wskazuje na to, by pozwolono nam na razie pracować w pokoju – ale nie omieszkajcie wyjaśnić tym, którzy mówią wam, jakby z litości, jak wielu macie wrogów: tak, i jak wielu przyjaciół! Taka jest bowiem rzeczywistość i każdego dnia będzie coraz więcej tych, którzy nas rozumieją i kochają.

Teraz, z miłości do swego Dzieła, Pan czyni nas bohaterami przypowieści o krzewie winnym i latoroślach; dopuszcza przeciwności, ut fructum plus afferat27, abyśmy wydali jeszcze większy owoc. W oczach ludzkich jest to może niezrozumiałe – można by powiedzieć: ja tego nie rozumiem..., ale mądrzejsi też tego nie rozumieją[6]. W planach Bożych opatrznościowi są ci ludzie, którzy, wytężając umysł, szukają dziury w całym, gdy – aby zrozumieć Dzieło – wystarczy być katolikiem dobrej woli i znać minimum zasad pracy duszpasterskiej, teologii i prawa.

Przypisy
[5]

«niezrozumienie»: oskarżenie o herezję, do którego odnosi się św. Josemaría, było realne w okresie po hiszpańskiej wojnie domowej, w niektórych egzaltowanych środowiskach, które wytworzyły klimat podejrzeń i krytyki w stosunku do Opus Dei (por. AVP, II, str. 437 i nn.; Expansión, str. 22-27, 50-73) (przyp. red.).

55

Ef 2, 19.

Odniesienia do Pisma Świętego
Przypisy
56

J 7, 5.

Odniesienia do Pisma Świętego
Przypisy
[6]

«walczmy w naszym życiu wewnętrznym»: dla św. Josemaríi „walka ascetyczna” jest uzasadniana miłością do Boga i bliźniego, nie zaś zwyczajnym pragnieniem samokontroli i osobistego doskonalenia. Por. Javier López Díaz, „Lucha ascética”, w DJE, str. 769-775 (przyp. red.).

57

J 16, 30: «Teraz wiemy, że wszystko wiesz».

58

Ef 5, 8.

59

2 Kor 12, 9.

[7]

Tertulian, Apologeticum, 50, 16 (FC 62, str. 296). Tekst polski za: Tertulian, Apologetyk, tłum. dr Jan Sajdak, Księgarnia Akademicka, Poznań 1947 (przyp. red.).

Odniesienia do Pisma Świętego
Przypisy
80

Ps 88[87], 2-3.

81

Ps 104[103], 10.

[14]

«w Burjasot»: anegdota jest opisana w AVP, II, str. 357 (przyp. red.).

Odniesienia do Pisma Świętego
Przypisy
[3]

«szkoda tracić czas na rzucanie kamieniami w psy, które szczekają przy drodze»: hiszp. „apedrear a los perros que os ladren en el camino”. Wyrażenie używane już przez klasyków, które zachęca do ignorowania krytyki i prześladowań ze strony tych, którzy sprzeciwiają się dobru, które czynimy. Św. Josemaría użył go w 14 punkcie Drogi (przyp. red.).

Przypisy
12

Ps 100[99],2.

Odniesienia do Pisma Świętego
Przypisy
13

J 15,14.

Odniesienia do Pisma Świętego
Przypisy
14

J 7,13.

15

1 P 3,14.

Odniesienia do Pisma Świętego
Przypisy
16

Jn 1,24.

17

Jn 1,19.

18

Mt 3,7.

19

Tamże.

Odniesienia do Pisma Świętego
Przypisy
26

J 8,32.

[5]

«Przyszło nam cierpieć»: odnosi się do krytyki i oszczerstw, które były rozpowszechniane przeciwko Opus Dei i jego założycielowi na początku lat czterdziestych w Hiszpanii (por. AVP, II, s. 463–553, Expansión, s. 22–27, 50–73) (przyp. red.).

27

J 15,2.

[6]

«nawet mądrzejsi też tego nie rozumieją»: w oryginale dosłownie “el señor corregidor tampoco lo entiende”, to znaczy, że nikt, nawet najbardziej wykwalifikowany, nie jest w stanie tego zrozumieć. El corregidor był wysokiej rangi urzędnikiem królewskim w monarchii hiszpańskiej, pełniącym funkcje rządowe, policyjne, sądownicze itp. Nie udało nam się ustalić pochodzenia tego wyrażenia, które może pochodzić z utworu literackiego lub z tradycji ludowej. Znaleźliśmy je w gazecie z 1847 roku, ale nie podano tam jego pochodzenia (por. El Católico, 6 maja 1847, s. 235, dostępna w Bibliotece Cyfrowej Gazet Hiszpańskiej Biblioteki Narodowej). (przyp. red.).

Odniesienia do Pisma Świętego