35

Czas mijał i pojawiły się pierwsze natchnienia od Pana — przeczucie, że czegoś pragnie, czegoś ode mnie chce. Mój brat urodził się, gdy moi rodzice byli już wyczerpani życiem. Miałem piętnaście lub szesnaście lat, kiedy moja matka wezwała mnie, aby mi powiedzieć: będziesz miał brata. W ten sposób dotknąłem rękami łaski Bożej. Poczułem szczególną obecność Naszego Pana. Nie spodziewałem się tego.

Mój ojciec zmarł wyczerpany. Miał uśmiech na ustach i szczególny rodzaj czułości. Moje synowskie uczucie nie przesłoniło mi tego, że nie byłem wzorowym synem. Buntowałem się przeciwko ówczesnej sytuacji. Zostałem upokorzony. Proszę o przebaczenie.

Bóg, nasz Pan, z tego biednego stworzenia, które nie pozwalało się poddać Jego obróbce, chciał uczynić „pierwszy kamień” tej nowej arki przymierza, do której ludzie będą przychodzić z wielu narodów, z wielu ras, ze wszystkich języków.

Przychodzi mi na myśl tak wiele przejawów Bożej miłości. Pan przygotowywał mnie wbrew mnie samemu z pozornie niewinnymi rzeczami, których używał, aby obudzić w mojej duszy nieugaszone pragnienie Boga. Dlatego bardzo dobrze rozumiałem bardzo ludzką i bardzo Bożą miłość Teresy od Dzieciątka Jezus, która wzrusza się, gdy na kartach książki pojawia się obraz zranionej ręki Odkupiciela. Takie rzeczy zdarzały się również mnie. Rzeczy, które mnie poruszały i prowadziły do codziennej komunii, do oczyszczenia, do spowiedzi… i do pokuty.

Pewnego pięknego dnia powiedziałem ojcu, że chcę zostać księdzem. To był jedyny raz, kiedy widziałem, jak płakał. Miał inne plany, ale nie sprzeciwił się. Powiedział mi: „Mój synu, zastanów się. Księża muszą być święci. Bardzo trudno jest nie mieć domu, nie mieć rodziny, nie mieć miłości na ziemi. Pomyśl o tym trochę więcej, ale nie będę się temu sprzeciwiał”. Zabrał mnie na rozmowę ze swoim przyjacielem księdzem, opatem kolegiaty w Logroño.

To nie było to, o co prosił mnie Bóg i zdałem sobie z tego sprawę: nie chciałem być księdzem, aby robić „karierę księżowską”, el cura, jak mówią w Hiszpanii. Szanowałem księży, ale nie chciałem takiego kapłaństwa dla siebie.

Czas mijał i wydarzyło się wiele okrutnych, strasznych rzeczy, o których nie będę ci opowiadał, bo mnie one nie smucą, a ciebie by smuciły. Były to ciosy siekierą, które Bóg, nasz Pan, zadał, aby przygotować z tego drzewa belkę, która miała służyć, wbrew sobie, do wykonania Jego Dzieła. Prawie nie zdając sobie z tego sprawy, powtarzałem: Domine, ut videam, Domine, ut sit!* Nie wiedziałem, co to było, ale szedłem naprzód. Naprzód, bez odwzajemniania się na Bożą dobroć, ale czekając na to, co później otrzymam — zbiór łask, jedna po drugiej — których nie wiedziałem, jak opisać i które nazwałem sprawczymi, ponieważ zdominowały moją wolę w taki sposób, że prawie nie musiałem podejmować żadnego wysiłku. Naprzód, bez dziwnych rzeczy, pracując tylko ze średnią intensywnością… To były lata Saragossy.

Domine, ut sit!; a także, Domina, ut sit! Dzisiejszy dzień jest dniem dziękczynienia. Pan był wobec mnie bardzo cierpliwy i patrząc z nadprzyrodzonego punktu widzenia sprawił, że uświęcam tych, którzy są wokół mnie. I ja jestem jaki jestem obecnie.

Przypisy
*

„Panie, niech przejrzę!”, „Panie, niech się stanie!” (przy. red.)

Ten punkt w innym języku