Zestawienie punktów

Znaleziono 13 punktów «Rozmowy z Panem», które dotykają tematu Opus Dei  → historia.

Nasze Opus Dei ma naturę wybitnie świecką, ale potrzebni są też kapłani. Jeszcze do niedawna, mimo że kocham kapłaństwo całym sercem, cierpiałem**** za każdym razem, gdy któryś z waszych braci zostawał księdzem. Za to teraz, wręcz przeciwnie, sprawia mi to ogromną radość. Ale musi się to dziać bez przymusu, z pełną wolnością. Bóg nie ma nic przeciwko temu, że mój syn nie chce być księdzem. Poza tym, potrzeba wielu świeckich, świętych i uczonych. Dlatego też ci, którzy otrzymują wezwanie do kapłaństwa, do ostatniego dnia, do samej chwili święceń, mają całkowitą wolność. Stąd, gdy ktoś mówi: — Ojcze, jednak nie. Bardzo dobrze, mój synu. Niech cię Bóg błogosławi. Nie czuję najmniejszego żalu.

Potrzebujemy jednak wielu kapłanów, którzy gotowi są służyć jak niewolnicy swoim siostrom i braciom oraz tym pięknym powołaniom, jakimi są kapłani diecezjalni. Kapłani są potrzebni do pracy świętego Rafała i świętego Gabriela, do sakramentalnej opieki nad wszystkimi członkami Dzieła, do pomocy tym wielkim rzeszom Współpracowników, którzy, jeśli zostaną odpowiednio uformowani, będą o wiele bardziej skuteczni niż wszystkie znane pobożne stowarzyszenia. Ale bez kapłanów nie jest to możliwe.

Dzieło rozprzestrzenia się po świecie w cudowny sposób. Panie, jestem wręcz zakłopotany! Nie jest łatwe to zrozumieć. Nie pamiętam przypadku, w którym ci, którzy pracowali w jednym z Twoich dzieł, widzieli tu na ziemi tyle cudów, ile ja widzę: zarówno, jeśli chodzi o zasięg, liczbę czy jakość.

Potrzebujemy kapłanów przy zdobywaniu ludzi dla Chrystusa******, bo choć większością pracy zajmują się świeccy, to w pewnym momencie docierają do „muru sakramentalnego”. Cała ich praca uległaby spowolnieniu, gdyby musieli korzystać z posługi księży, którzy nie mają naszego ducha — jedni by go nie znali, a inni by go nie chcieli.

Potrzeba kapłanów także w rządzeniu Dziełem. Niewielu, ponieważ rządy lokalne znajdują się w ręku moich synów świeckich i tak samo dwie trzecie funkcji w Radzie Generalnej i w Komisjach Regionalnych. Pozostali, to doświadczeni księża, którzy znają na wylot naszą pracę na całym świecie. Nadejdzie czas, gdy wasi bracia, którzy rozpoczynają pracę apostolską w wielu miejscach, ponownie się zbiorą i utworzą zespoły zarządzające, które dzięki ich osobistej świętości i doświadczeniu będą dzielnie pełnić funkcje rządzenia.

Potrzeba kapłanów jako narzędzi jedności. Dlatego ksiądz musi dbać o to by nie tworzyć wokół siebie kółek wzajemnej adoracji. Musi oderwać się od dusz! Ja nie miałem nikogo, kto by mnie tego nauczył — nie miałem Ojca, jak wy. To Pan mi podpowiadał, jeszcze zanim dowiedziałem się czego Bóg ode mnie oczekuje, żebym unikał osobistych względów w duszpasterstwie. Radziłem ludziom, którzy pojawiali się w moim konfesjonale: idź do innego kapłana, ja ciebie dziś nie wyspowiadam. Robiłem to, aby się „przewietrzyli”, aby się do mnie nie przywiązali, aby nie korzystali z sakramentu z sympatii do kogoś, tylko z Bożego, nadprzyrodzonego powodu: z miłości do Boga.

Przejdźmy jednak do pierwszego punktu naszej medytacji. Minęło wiele lat, odkąd zacząłeś, Panie, objawiać się mojej duszy w wieku piętnastu lub szesnastu lat. Odkąd w wieku szesnastu lub siedemnastu lat wiedziałem już w jakiś sposób, że mnie poszukujesz, czując pierwsze impulsy Twojej Miłości… Po tym, jak napotkałem tak wiele trudności, z własnej wygody i tchórzostwa — mówiłem to wiele razy i prosiłem moje dzieci o przebaczenie — Dzieło pojawiło się na świecie 2 października 1928 r.

Pomóżcie mi dziękować Panu i prosić Go, aby niezależnie od tego, jak wielkie są moje słabości i nędze, by ufność i miłość, jaką mam do Niego, moja prosta relacja z Ojcem, z Synem i z Duchem Świętym, nigdy nie ostygła. Obym pozostał niezauważony — bez żadnych udziwnień, nie tylko na zewnątrz, ale także wewnątrz — i obym nie stracił tej jasności, tego przekonania, że jestem ubogim człowiekiem: Pauper servus et humilis!* Zawsze nim byłem: od pierwszej do ostatniej chwili mojego życia będę potrzebował Bożego miłosierdzia.

Proście Pana, aby pozwolił mi dobrze pracować i abym te rzeczy, które mają ludzką, naturalną podstawę, umiał przekształcić — z coraz głębszym nadprzyrodzonym zmysłem — w źródło własnego poznania, w pokorze, bez dziwactw, z prostotą.

Kiedy zmarł nasz Założyciel? — Pytają niektórzy myśląc, że Dzieło jest stare. Nie zdają sobie sprawy, że jest ono bardzo młode. Pan zapragnął już teraz je ubogacić o tę nadprzyrodzoną i ludzką dojrzałość, nawet jeśli w niektórych regionach wciąż jesteśmy na początku, podobnie jak jest Święty Kościół po dwudziestu wiekach.

Tylko ja wiem, jak zaczęliśmy. Bez niczego. Nie było nic poza Bożą łaską, dwudziestoma sześcioma latami i dobrym humorem. Ale po raz kolejny spełniła się przypowieść o małym ziarnku. Powinniśmy być przepełnieni wdzięcznością wobec naszego Pana. Upłynęło trochę czasu, a Pan utwierdził nas w naszej wierze dając nam tyle, a nawet więcej niż widzieliśmy wtedy. W obliczu tej cudownej rzeczywistości na całym świecie — rzeczywistości, która jest jak armia w szyku bojowym** dla sprawy pokoju, dla dobra, dla radości, dla chwały Bożej. W obliczu tego Bożego dzieła mężczyzn i kobiet w tak wielu różnych stanach, świeckich i duchownych, z urzekającą ekspansją, która z natury trafia na utrudnienia, ponieważ jesteśmy zawsze na początku. Musimy pochylić głowy, z miłością zwrócić się do Boga i podziękować Mu. Musimy także zwrócić się do naszej Niebiańskiej Matki, która była obecna, od pierwszej chwili, i jest na całej drodze Dzieła.

Trzeba się zawsze radować. Trzeba być radosnym pośród trudności, powtarzając Panu: gratias tibi, Deus, gratias tibi! Wykorzystaj te chwile modlitwy, aby przemierzyć świat i zobaczyć, jak się sprawy mają. Konieczne jest, abyśmy żyli miłosierdziem, abyśmy zachęcali do pracy, abyśmy formowali ludzi. Przejdź przez wszystkie regiony świata. Zatrzymaj się szczególnie w Tym, który powinien być najbardziej w twoim sercu. Zatrzymaj się z dziękczynieniem, powierzając Świętym Aniołom Stróżom pracę i twoją modlitwę.

Z dzisiejszą datą pojawi się powiadomienie, że w biurach Dyrektorów lokalnych będzie umieszczony wizerunek Anioła Stróża ze słowami Pisma Świętego: Deus meus misit angelum suum1. Jest to zwyczaj, który ma na celu wprowadzenie w sercach wszystkich tych, którzy zarządzają oraz w sercach wszystkich moich dzieci praktycznego, prawdziwego i stałego nabożeństwa do Anioła Stróża Dzieła, każdego ośrodka i każdego człowieka.

Deus meus misit angelum suum. Czuję potrzebę, aby to wyjaśnić. Od lat doświadczam stałej, bezpośredniej pomocy Anioła Stróża, nawet w najmniejszych materialnych szczegółach. Szacunek i oddanie Aniołom Stróżom jest sercem naszej pracy. Jest konkretnym przejawem nadprzyrodzonej misji Dzieła Bożego. Gratias tibi, Deus; gratias tibi, Sancta Maria Mater nostra! A Aniołom Stróżom niech będą dzięki: defendite nos in prœlio, Sancti Angeli Custodes nostri!

Ojcze, czy Dzieło naprawdę rozpoczęło się 2 października 1928 roku? Tak, mój synu, rozpoczęło się 2 października 1928 r. Od tego momentu nie miałem już spokoju umysłu i zacząłem pracować, może nieco nieporadnie, ponieważ nie chciałem angażować się w zakładanie czegokolwiek. Zacząłem jednak pracować, poruszać się, kłaść fundamenty.

Zabrałem się do pracy, a nie było to łatwe. Dusze uciekały jak węgorze w wodzie. Co więcej, istniało najbardziej absurdalne nieporozumienie, ponieważ to, co jest teraz powszechną doktryną na świecie, wtedy nią nie było. A jeśli ktoś twierdzi inaczej, nie zna prawdy.

Miałem dwadzieścia sześć lat — powtarzam — z łaską Bożą i dobrym humorem, nic więcej. Ale tak jak my piszemy piórem, tak Pan pisze nogą od stołu, aby można było zobaczyć, że to On pisze. To jest niesamowita rzecz, to jest cudowna sprawa. Trzeba było stworzyć całą doktrynę teologiczną i ascetyczną, a także całą doktrynę prawną. W ten sposób musiałem sprostać wielowiekowemu problemowi ciągłości. Nic nie istniało. Całe Dzieło dla ludzkich oczu było nonsensem. Dlatego niektórzy mówili, że jestem wariatem, heretykiem i tak dalej.

Pan zaaranżował wydarzenia tak, abym nie miał grosza przy duszy, aby było widać, że to On działa. Pomyśl, jak przeze mnie cierpieli ci, którzy mnie otaczali! Jest rzeczą słuszną, abym w tym miejscu poświęcił chwilę pamięci moim rodzicom. Z jaką radością, z jaką miłością znosili tyle upokorzeń! Musiałem zostać zmiażdżony, tak jak miażdży się pszenicę, aby przygotować mąkę na chleb, więc Pan uderzał tam, gdzie najbardziej bolało… Dziękuję Ci, Panie! Ponieważ ta wspaniała partia chleba już roztacza miłą woń Chrystusa2 na całym świecie. Dziękuję Ci za te tysiące dusz, które chwalą Boga na całej ziemi. Bo wszystkie są Twoje.

A potem nadszedł 2 października 1928 r. Odbywałem kilkudniowe rekolekcje, ponieważ musiałem je odbyć i właśnie wtedy Opus Dei przyszło na świat. Dzwony kościoła Matki Bożej Anielskiej wciąż dzwonią mi w uszach, sławiąc swoją Patronkę. Pan, ludens... omni tempore, ludens in orbe terrarum1 , który bawi się z nami jak ojciec ze swoimi małymi dziećmi, chociaż nie jesteśmy maluchami, to patrząc na mój wtedy upór i tę moją entuzjastyczną, choć słabą pracę — zacząłem pod pozorem pokory myśleć, że na świecie mogą istnieć już takie rzeczy, a które nie różnią się od tego, o co On mnie prosi. Było to nierozsądne tchórzostwo. Było to tchórzostwo z wygodnictwa i dowód na to, że nie byłem zainteresowany zostaniem Założycielem czegokolwiek.

I nie byłem wtedy lepszy niż teraz, byłem biednym człowiekiem. Kiedy to się wydarzyło z mojej strony nigdy nie było niczego, co wyglądałoby na moją własną zasługę. To była miłość, znak Miłości Boga, który wykraczał poza granice zwykłej Opatrzności, ponieważ zdarzały się nadzwyczajne interwencje, gdy było to konieczne — poczuwałem wtedy strach. Gdybym powiedział inaczej, skłamałbym. Kiedy to się wydarzało, natychmiast odczuwałem owo to Ja Jestem. Moja głowa — badałem to na chłodno — nie widziała żadnych nerwowych zaburzeń. To była rzecz Boża więc szedłem do spowiednika spokojnie, ale z wahaniami.

Aby nie było wątpliwości, że to On chce realizować swoje Dzieło, Pan organizował sprawy z zewnątrz. Napisałem: „nigdy nie będzie kobiet — nawet w żartach — w Opus Dei”. A kilka dni później… 14 lutego. To dowód, że to nie moja zasługa, ale wbrew moim pragnieniom i wbrew mojej woli.

Chodziłem do domu pewnej osiemdziesięcioletniej staruszki, którą spowiadałem i odprawiałem Mszę Świętą w jej małym oratorium. I to właśnie tam, po Komunii Świętej, podczas Mszy Świętej, przyszła na świat Sekcja Kobiet. Potem, we właściwym czasie, poszedłem do mojego spowiednika, który powiedział mi: to jest tak samo od Boga, jak wszystko inne.

Te interwencje Pana były czymś, co mnie poruszyło, co mnie niepokoiło, co doprowadziło mnie — pomimo moich czterech kursów, a może sześciu, Pisma Świętego z najlepszymi ocenami — do ignorowania w tamtym czasie wszystkiego, co mówi Ewangelia. O mój Boże, to jest diabeł! I pewnego razu poszedłem ze Świętej Elżbiety do domu mojej matki, aby zobaczyć, co jest napisane w Ewangelii. I znalazłem wszystko dokładnie…

Podczas hiszpańskiej wojny domowej, kiedy zamartwiałem się, stojąc przed dylematem, czy przedostać się do drugiej strefy, w środku prześladowań, uciekając przed komunistami, przyszedł kolejny dowód zewnętrzny — drewniana róża. Popatrzcie: Bóg traktuje mnie jak nędzne dziecko, któremu trzeba dać namacalny dowód, ale w zwyczajny sposób.

Tak oto, poprzez tak zwyczajne działania Jezus, Pan Nasz, Ojciec i Duch Święty, z najmilszym uśmiechem Matki Bożej, Córki Bożej, Oblubienicy Bożej, sprawili, że idę naprzód, będąc tym, kim jestem, biednym człowiekiem, osiołkiem, którego Bóg chciał wziąć za rękę: Ut iumentum factus sum apud te, et ego semper tecum2.

Pewien duchowny skrytykował ostatnio Drogę, mówiąc, że nie jest on koszem na śmieci, że ciało ma zostać wskrzeszone. Nie pamięta, co pisze św. Paweł: „Wszystko […] uznaję za śmieci”3, a w innym miejscu: „Staliśmy się jakby śmieciem tego świata i odrazą dla wszystkich”4. A jakże często Pismo Święte uczy, że jesteśmy z gliny, uformowani z prochu ziemi5. Pan dał mi jasno do zrozumienia, że nie chodzi nawet o wiadro, ale o to, co jest wewnątrz wiadra: to jest to, co czuję. Przebacz, Panie, przebacz.

Doprowadźmy to do końca. Nadszedł 14 lutego 1943 roku. Nie było możliwości znalezienia odpowiedniego rozwiązania prawnego dla naszych księży. W tym czasie nasilały się prześladowania — nie ma innego słowa w słowniku, aby wyrazić to, co się działo. W ich trakcie nie było już kosza na śmieci, ale spluwaczka dla wszystkich. Każdy czuł, że ma prawo pluć na tego biednego człowieka i prawdą jest, że mieli prawo i nadal je mają, ale korzystali z tego zarówno ci, którzy nazywali siebie dobrymi, jak i ci, którzy takimi nie byli.

Wszyscy wasi bracia byli świętymi, ale do kapłaństwa wybrałem trzech, którzy wtedy byli bardzo pomocni finansowo… I znowu podczas Mszy Pan sprawił, że zobaczyłem rozwiązanie, z innym namacalnym dowodem: tym, co nazywamy pieczęcią i nazwą Stowarzyszenia Kapłańskiego Świętego Krzyża. Nikt o tym nie wiedział, z wyjątkiem Alvaro, któremu natychmiast o tym powiedziałem i narysowałem pieczęć.

Moje dzieci, co chcę wam powiedzieć? Dziękujmy Bogu, Naszemu Panu, który uczynił wszystko bardzo dobrze, ponieważ ja nigdy nie byłem odpowiednim narzędziem. Proście Pana ze mną, aby uczynił nas wszystkich, przez zasługi i wstawiennictwo swojej Matki, która jest naszą Matką, dobrymi i wiernymi narzędziami.

Przez całe moje życie, drogie dzieci, zawsze starałem się wlewać w wasze dusze to, co Bóg mi dał. W duchu Opus Dei nie ma niczego, co nie byłoby święte, ponieważ nie jest to wymysł ludzki, ale dzieło Bożej Mądrości. W tym duchu jaśnieje całe dobro, które Pan chciał włożyć w serce waszego Ojca. Jeśli zobaczysz coś złego w moim biednym życiu, nie będzie to z ducha Dzieła. Będą to moje osobiste nędze. Dlatego módlcie się za mnie, abym był dobry i wierny.

Wśród dobrych rzeczy, które Pan chciał mi dać jest nabożeństwo do Trójcy Przenajświętszej: Trójcy Niebieskiej, Boga Ojca, Boga Syna, Boga Ducha Świętego, jedynego Boga i Trójcy ziemskiej: Jezusa, Maryi i Józefa. Dobrze rozumiem jedność i wzajemna miłość tej Świętej Rodziny. Były to trzy serca, ale jedna miłość.

W 1934 roku, jeśli się nie mylę, założyliśmy pierwszy akademik. W tym czasie atmosfera w moim kraju była zajadle antyklerykalna. Władze prześladowały Kościół, a komunistyczne idee zapuściły korzenie, negując wszelką wolność.

Chcieliśmy mieć Pana z nami w Tabernakulum. Teraz jest to łatwe, ale wtedy to było bardzo trudnym przedsięwzięciem. Trzeba było zrobić wiele rzeczy, aby pokazać swoją tapiserię...

Czy nie wiesz, co to była tapiseria? Młode damy ubiegłego wieku, kiedy kończyły szkołę z odrobiną francuskiego i mniej lub bardziej dobrze grały na pianinie, musiały wykonać jakąś pracę na tkaninie. Wyszywały, haftowały, dziergały, dodawały litery, cyfry, małe ptaszki… Jak zwał, tak zwał! Pojawiało się też nazwisko autorki i data. Widziałem tapiserię mojej babci Florencji, ponieważ przechowywała go moja siostra Carmen… To było niczym licencjat w szkole dla młodych dam.

Musieliśmy zrobić coś takiego, aby Kościół spojrzał na nas z miłością i pozwolił nam mieć Jezusa w Najświętszym Sakramencie w naszym domu.

W głębi duszy miałem już to nabożeństwo do świętego Józefa, które wam zaszczepiłem. Przypomniałem sobie tego drugiego Józefa, do którego — idąc za radą faraona — udawali się Egipcjanie, gdy byli głodni dobrego chleba: Ite ad Ioseph!1, idźcie do Józefa, aby dał wam pszenicy. Zacząłem prosić świętego Józefa, aby dał nam pierwsze Tabernakulum i to samo uczyniły moje dzieci w tamtym czasie. Kiedy powierzaliśmy tę sprawę, starałem się znaleźć potrzebne przedmioty, ozdoby… Nie mieliśmy pieniędzy. Kiedy zebrałem pięć duros (25 peset), co w tamtych czasach było skromną kwotą, wydałem ją na inne pilniejsze potrzeby.

Czyż nie powiedziałem wcześniej, że należymy do Jego rodziny? Oprócz tego, że otrzymaliśmy duchowy pokarm, jesteśmy z nim zjednoczeni, wzywając go przed rozpoczęciem czasu modlitwy myślnej. Również, kiedy odnawiamy nasze poświęcenie i kiedy definitywnie przyłączamy się do Dzieła, święty Józef jest obecny.

Już na początku starałem się przyspieszyć Fidelidad (Wierność), ponieważ was potrzebowałem. Nigdy nie czułem, że jestem do czegokolwiek niezbędny. Niektórzy z was pamiętają, że zwykłem mówić do was: czy zobowiążecie się przed Bogiem, jeśli umrę, do kontynuowania Dzieła? Nigdy nie myślałem, że jestem niezbędny, ponieważ nie jestem. Każdy z was jest lepszy ode mnie i może być bardzo dobrym narzędziem. Wtedy w uroczystość świętego Józefa dokonywała się Wierność, angażująca Świętego Patriarchę w to duchowe zobowiązanie do kontynuowania Dzieła w przekonaniu, że jest to wyraźna wola Boga.

Z drugiej strony Józef jest po Maryi istotą, która najbardziej zbliżyła się do Jezusa na ziemi. Cieszę się z tych modlitw, które Kościół zaleca pobożności kapłanów przed i po Mszy świętej. Przypomina się nam tam, że święty Józef troszczył się o Syna Bożego tak, jak ojcowie troszczą się o dzieci: przychodzili, gdy nas ubierali, pieścili, przyciskając do piersi i całowali tak mocno, że czasem sprawiało nam to ból.

Czy można sobie wyobrazić świętego Józefa, który tak bardzo kochał Najświętszą Dziewicę i wiedział o jej dziewiczej czystości? Jak bardzo cierpiał, gdy dowiedział się, że spodziewa się dziecka! Dopiero objawienie Boga, naszego Pana, przez anioła uspokoiło go. Szukał roztropnego rozwiązania: nie zhańbić jej, odejść bez słowa. Ale jaki to musiał być ból, ponieważ kochał ją całym sercem. Czy możesz sobie wyobrazić jego radość, gdy dowiedział się, że Owoc tego łona był dziełem Ducha Świętego?

Kochajcie Jezusa i Jego Najświętszą Matkę! Rok temu przysłano mi piękny antyczny wizerunek ciężarnej Najświętszej Maryi Panny, wykonany z kości słoniowej. Porusza mnie to. Jestem poruszony pokorą Boga, który chce być zamknięty w łonie Maryi, tak jak my jesteśmy w łonie naszych matek, we właściwym czasie. Tak jak każde inne stworzenie, ponieważ jest perfectus Homo, doskonałym Człowiekiem, będąc także perfectus Deus, doskonałym Bogiem: drugą Osobą Najświętszej Trójcy.

Czy nie porusza cię ta pokora Boga i czy nie napełnia cię miłością świadomość, że On stał się człowiekiem i nie pragnął żadnych przywilejów? Podobnie jak On, my również nie chcemy przywilejów. Chcemy być zwykłymi ludźmi. Chcemy być obywatelami jak wszyscy inni. To jest cudowne! Czujemy się bardzo dobrze w domu Jezusa, Maryi i Józefa, którzy pozostają w ukryciu.

Kiedy idę do jednej z naszych kaplic, gdzie znajduje się Tabernakulum, mówię Jezusowi, że Go kocham i wzywam Trójcę Świętą, a następnie dziękuję aniołom, którzy strzegą Tabernakulum, adorując Chrystusa w Eucharystii. Czy można sobie wyobrazić, że w tym domu w Nazarecie, a wcześniej w Betlejem, podczas ucieczki do Egiptu i po powrocie, obawiając się utraty Jezusa, ponieważ panował syn okrutnego monarchy, aniołowie ze zdumieniem kontemplowali uniżenie Pana, to pragnienie ukazania się tylko jako człowiek? Nie będziemy wystarczająco kochać Jezusa, jeśli nie będziemy Mu dziękować z całego serca za to, że chciał być perfectus Homo.

A co robią ludzie, gdy chcą coś osiągnąć? Używają ludzkich środków. Jakich środków ja użyłem? Nie zachowywałem się dobrze. Byłem nawet tchórzem… Dlatego, kiedy nazywam was tchórzami, nie złośćcie się. Po prostu znam materiał, błoto wasze i moje.

Mijał czas. Poszedłem szukać siły w najbiedniejszych dzielnicach Madrytu. Godziny za godzinami, każdego dnia, pieszo z jednego miejsca do drugiego, wśród bardzo ubogich i nędzarzy, którzy nie mieli nic. Wśród dzieci ze smarkami na buzi, brudnych, ale dzieci, które miały dusze miłe Bogu. Jakie oburzenie odczuwa moja kapłańska dusza, gdy mówią teraz, że dzieci nie powinny chodzić do spowiedzi, gdy są małe! To nieprawda! Muszą odbyć swoją osobistą spowiedź, uszną i sekretną, tak jak inni. I co za dobro, co za radość! W tej pracy było wiele godzin, ale żałuję, że nie było ich więcej. I w szpitalach, i w domach, gdzie byli chorzy ludzie, jeśli można nazwać te rudery domami… Byli to ludzie pozbawieni środków do życia i chorzy, niektórzy na nieuleczalną wówczas gruźlicę.

Poszedłem więc szukać środków do realizacji Dzieła Bożego we wszystkich tych miejscach. W międzyczasie pracowałem i formowałem pierwszych ludzi wokół mnie. Byli tam przedstawiciele niemal wszystkich zawodów: studenci, robotnicy, drobni przedsiębiorcy, artyści… Nie wiedziałem wtedy, że prawie nikt z nich nie wytrwa. Ale Pan wiedział, że moje biedne serce — zwiotczałe, tchórzliwe — potrzebowało tego towarzystwa i tej siły.

To były intensywne lata, podczas których Opus Dei rosło do wewnątrz, nie rozumieliśmy tego. Ale chciałem wam powiedzieć — pewnego dnia powiedzą wam bardziej szczegółowo, przedstawiając dokumenty i papiery — że ludzką siłą Dzieła byli chorzy w madryckich szpitalach. Najbardziej nieszczęśliwi, ci, którzy żyli w swoich domach, tracąc wszelką ludzką nadzieję, najgorzej wyposażeni w tych ekstremalnych warunkach slumsów.

Nie przychodzę tutaj, aby wygłaszać kazania, ale aby otworzyć przed wami moje serce. Rzadko to robię i wiem, że jeśli pewnego dnia otwieram swoje serce, Bóg wykorzysta to dla waszego i mojego dobra.

Takie są ambicje Opus Dei, ludzkie środki, które stosowaliśmy: nieuleczalnie chorzy, porzuceni ubodzy, dzieci bez rodziny i bez kultury, domy bez ogniska rodzinnego, bez ciepła i bez miłości. I formowanie pierwszych, którzy przyszli, mówienie do nich z całkowitą pewnością wszystkiego, co zostanie dokonane, tak jakby to już zostało zrobione… A teraz to robicie! Z pewnością zrobiono dużo, ale to niewiele.

Teraz, Panie, chcę Ci podziękować przed tymi dziećmi, ponieważ jest wystarczająco dużo rzeczy i formacji, aby ścieżka Dzieła nie zbłądziła, aby dobry duch nie został utracony. Właśnie w tym miejscu byliśmy dziś rano na modlitwie, dziękując i mówiąc: Panie, prawie pięćdziesiąt lat pracy, a ja nie wiedziałem, jak to zrobić: Ty zrobiłeś wszystko, pomimo mnie, pomimo mojego braku cnoty, pomimo…

Nie robię komedii, moi drodzy. Ojciec mówi do Pana… Ileż powinniśmy Mu dziękować, ileż dziękować!

I dalej Bóg prowadził nas po ścieżkach naszego życia wewnętrznego, po konkretnych ścieżkach. Czego szukałem? Cor Mariæ Dulcissimum, iter para tutum! Szukałem mocy Matki Bożej, jak małe dziecko, idąc po ścieżkach dziecięctwa. I zwróciłem się do świętego Józefa, mojego ojca i mojego pana. Chciałem widzieć go potężnym, najpotężniejszym, głową tego wielkiego Bożego rodu i któremu sam Bóg był posłuszny: Erat subditus illis!3. I zwróciłem się do wstawiennictwa świętych z prostotą, w morrocotudo — pokracznej — ale pobożnej łacinie: Sancte Nicolaë, curam domus age! I do świętych Aniołów Stróżów, ponieważ właśnie 2 października biły dzwony Nuestra Señora de los Ángeles, kościoła parafialnego w Madrycie w pobliżu Cuatro Caminos… Byłem w miejscu, które prawie całkowicie zniknęło, podobnie jak te dzwony: pozostał tylko jeden, który obecnie znajduje się w Torreciudad. Poszedłem do Świętych Aniołów z ufnością, z dziecięcą radością, nie zdając sobie sprawy, że Bóg prowadzi mnie — nie musisz mnie naśladować, niech żyje wolność — ścieżkami duchowego dziecięctwa.

Co może zrobić dziecko, które ma misję do wykonania, jeśli nie ma środków, odpowiedniego wieku, wiedzy, cnót, niczego? Pójść do matki i ojca, pójść do tych, którzy mogą coś zrobić, poprosić o pomoc przyjaciół… To właśnie robiłem w życiu duchowym. Tak, w rytmie dyscypliny. Ale nie zawsze. Byłe okresy, kiedy tego nie robiłem.

Moje dzieci, mówię wam trochę temat mojej modlitwy dziś rano. To napełnia mnie wstydem i wdzięcznością, ale też większą miłością. Wszystko, co zostało zrobione do tej pory, to dużo, ale to też mało: w Europie, w Azji, w Afryce, w Ameryce i w Oceanii. To wszystko jest dziełem Jezusa, naszego Pana. Wszystko zostało uczynione przez naszego niebieskiego Ojca.

Gdyby jacyś starsi, wykształceni, kulturalni ludzie usłyszeli mnie mówiącego w ten sposób, powiedzieliby: ten człowiek jest szalony! Tak, jestem szalony. Deo gratias! Dzięki niech będą naszemu Panu za to szaleństwo miłości, którego często nie odczuwam, moje dzieci. Nawet po ludzku rzecz biorąc, jestem najmniej samotnym człowiekiem na ziemi. Wiem, że wszędzie modlą się za mnie, abym był dobry i wierny. A jednak czasami czuję się taki samotny… Waszych braci nigdy nie brakowało w odpowiednim czasie, opatrznościowo i stale, którzy — bardziej niż mymi dziećmi — byli dla mnie jak ojcowie, kiedy potrzebowałem pocieszenia i siły ojca.

Moje dzieci, cała nasza siła jest pożyczona. Walczmy, nie miejmy złudzeń. Jeśli będziemy walczyć, wszystko się ułoży. Zaszliście tak daleko, że nie możecie już popełniać błędów. Z tym, co zrobiliśmy na polu teologicznym — nowa teologia, moi kochani, i to dobra — oraz na polu prawnym. Z tym, co zrobiliśmy z łaską Pana i Jego Matki, z opatrznością naszego ojca i pana świętego Józefa, z pomocą Aniołów Stróżów nie możecie już popełniać błędów, chyba że bylibyście niegodziwymi.

Dziękujmy Bogu. I wiesz, że nie jestem potrzebny. Nigdy nie byłem.

Nie wiem, dlaczego jesteście tacy milczący… Mówcie.

Ten dom okazuje się bardzo piękny, prawda? Zdajesz sobie sprawę, że Bóg, w swojej Opatrzności, miał dla nas narzucone szczegóły: ojcowskie i macierzyńskie. Na początku Dzieła myślałem i zapisałem to na piśmie, że w Opus Dei w ogóle nie będzie kobiet. Wprowadziłem więc logiczne ludzkie środki, aby rozwiązać kwestię zarządzania naszymi ośrodkami. Szukałem pewnego rodzaju powołania do służby… To nie była kwestia braciszków, ponieważ oni nie mogli być mnichami. To musiało być coś innego. O mój Boże! Wpadałem z deszczu pod rynnę. Było jeszcze gorzej. Potem szukaliśmy kucharek, ale to też nie zadziałało. Potem szukałem kucharza.

Dzieła korporacyjne przyszły później. Dzieła korporacyjne nie są istotną rzeczą w Dziele: istotną rzeczą jest to, że każdy powinien żyć swobodnie, gdziekolwiek jest, zachowywać się jak dziecko Boże przez cały czas, żyć Miłością, pracować dla Miłości i zawsze czuć się wspieranym przez tę Miłość, przez tę Bożą moc.

Cóż to był za posiłek, jaki pierwszy raz zjedliśmy w pierwszej rezydencji, która nie była pierwszym korporacyjnym dziełem. Pierwszym daniem był arroz a la cubana, czyli biały ryż ze smażonymi bananami. Było bardzo dobre. Nagle usłyszałem hałas i zapytałem: kto jest w kuchni? Odpowiedział mi kucharz. Mammamia! Zawołałem go, byłem dla niego bardzo miły, ale powiedziałem mu, że jest mi bardzo przykro; zapłacę mu cokolwiek to było i że powinien poszukać innego miejsca, ponieważ nie możemy mieć kucharza…

Tak wiele małych rzeczy! Pierwszym dziełem korporacyjnym była Akademia, którą nazwaliśmy DYA — Prawo i Architektura; Derecho y Arquitectura — ponieważ uczyliśmy tych dwóch przedmiotów. Ale dla nas oznaczało to Boga i Odwagę — Dios y Audacia. Niedawno przechodziliśmy przed tym budynkiem i serce mi waliło: ile cierpienia, ile trudności, ile szarlatanerii, ile kłamstw!… Zabrałem tam niektóre meble mojej matki i inne rzeczy, które dała mi przyjaciółka rodziny, Conchita, którą nazywałem la gorda. Niektóre z nich były zbyt duże. Podzieliłem je i zabrałem do przytułku w Porta Cœli, gdzie pracowałem z miłością, z serdecznością, zajmując się ulicznikami tam zgromadzonymi. Po podzieleniu te rzeczy wyglądały bardziej ludzko i mieliśmy dwa razy więcej wszystkiego.

Każdego dnia, kiedy wychodziłem z domu mojej matki, mój brat Santiago przychodził, wkładał mi ręce do kieszeni i pytał: „Co zabierasz do swojego gniazda?”. I to jest to, co wszyscy robiliśmy od tamtego czasu: przynosiliśmy do naszego gniazda to, co mogliśmy, dla służby Bogu, aby zbudować nasz mały dom w każdym miejscu. Tak wiele domów, które są jednym, ponieważ jesteśmy wieloma sercami i mamy jedno serce, jeden umysł, jedno pragnienie, jedną wolę, z tym błogosławionym posłuszeństwem, pełnym dobrowolności, wolności. Nie chcę, aby ktokolwiek czuł się przymuszony, a jeśli już, to tylko przez przymus miłości, tylko przez przymus świadomości, że jeszcze nie odpowiadamy miłości, jaką Jezus ma dla nas, kiedy nas szukał. Ego redemi te, et vocavi te nomine tuo: meus es tu!4 Nigdy się nie wahaj! Od teraz mówię każdemu z was — i nie znam waszych osobistych problemów, ale dusze mają wiele podobieństw, nawet jeśli są różne — że macie Boże powołanie, że Chrystus Jezus powołał was od wieczności. Nie tylko wskazał na ciebie palcem, ale pocałował cię w czoło. Dlatego dla mnie twoja głowa świeci jak gwiazda.

Jest też opowieść o gwieździe… Są to te wielkie gwiazdy, które migoczą w nocy, tam wysoko, na ciemnoniebieskim niebie, jak wielkie diamenty o bajecznej czystości. Tak jasne jest twoje powołanie: każdego z nas i moje. Ja, który jestem bardzo nędzny i bardzo obraziłem naszego Pana, który nie wiedziałem, jak odpowiedzieć i byłem tchórzem, muszę dziękować Bogu za to, że nigdy nie wątpiłem w moje powołanie ani w jego Boże pochodzenie. Ty też nie możesz wątpić. W przeciwnym razie nie byłoby cię tutaj. Dziękuję za to Panu.

Gdy miną lata, a ja pójdę zdać sprawę Bogu… Da mihi rationem villicationis tuæ5, Zdaj sprawę z twego zarządu… Byłem bardzo młody, kiedy napisałem — i powtórzę to teraz, z lubością — że Jezus nie będzie ani moim sędzią, ani twoim: będzie to Jezus, Bóg, który przebacza.

Cavabianca to jeden z wielu punktów zapalnych, które będziecie inicjować na świecie. Widzicie, jak powstaje, przyczyniacie się do tego, pracując jako jeszcze jeden robotnik przez wiele godzin. Tak zawsze robiliśmy. W tej chwili przywołuję Chiquiego*** — dziś obchodziłby dzień swojego patrona — aby dołączył do innych w Domu Niebieskim. Pan będzie zadowolony, że go wspominamy.

W tamtych czasach mieliśmy bardzo mało mebli. Mieliśmy pościel, którą dostałem na kredyt z domu towarowego, za którą płaciłem, kiedy tylko mogłem. Nie mieliśmy szaf, w których moglibyśmy ją przechowywać. Starannie rozłożyliśmy na podłodze gazety, a na nich pościel: duże ilości. Wtedy wydawały mi się ogromne, teraz wydają się śmieszne. A na wierzchu jeszcze więcej gazet, by chronić ją przed kurzem... Okoliczności trochę się zmieniły, eh! Teraz możesz więcej, masz więcej środków.

Cóż, przyniosłem naczynie z wodą święconą i kropidłem z klasztoru Świętej Izabeli. Moja siostra Carmen zrobiła mi wspaniałą komżę, z dużą koronką, wykonaną własnoręcznie. Przyniosłem też stułę i rytuał ze Świętej Izabeli i poszedłem pobłogosławić pusty dom. Z powagą i radością, z pewnością! Naszym największym marzeniem było urządzenie kaplicy, co teraz wydaje się wam takie proste, prawda, moje dzieci? I jest to łatwe, ponieważ od wielu lat udaje nam się mieć prawo do zakładania półpublicznych kaplic z możliwością przechowywania Naszego Pana. Ale wtedy nie mieliśmy prawa do niczego.

Musieliśmy postawić coś w rodzaju baldachimu — zrobiliśmy go z drewna — z tkaniną na wierzchu, ponieważ Kościół nakazuje, aby był przykryty, jeśli ludzie mieszkają nad miejscem, w którym znajduje się tabernakulum. I biedny Chiqui przybył w dobrym momencie. Ja, który go nie znałem, powiedziałem do niego: „Chiqui, bardzo dobrze! Masz, weź ten młotek i kilka gwoździ i idź, wbij tam gwóźdź!”. Tak zaczynał. Był dobrym chłopcem, jak don Álvaro.

Moje dzieci, widzicie, że wprowadziliśmy Boże środki. Środki, które dla ludzi na ziemi nie są proporcjonalne. Widzę to teraz. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy, że to Duch Święty nas niósł i przyprowadził. Nigdy nie jesteśmy sami: mamy Mistrza i Przyjaciela.

Dobrze! Udzielmy błogosławieństwa. Alvaro, pomóż mi.

Spojrzenie wstecz… Ogromna panorama: tyle smutków, tyle radości. A teraz same radości, same radości… Ponieważ mamy doświadczenie, że cierpienie jest uderzeniem artysty, który chce uczynić z każdego z nas, z tej bezkształtnej masy, którą jesteśmy, krucyfiks — Chrystusa, alter Christus, którym musimy być.

Panie, dziękuję Ci za wszystko, bardzo dziękuję! Tobie to ofiarowałem, zwyczajnie Ci to ofiarowuję. Przed powtarzaniem tego liturgicznego zawołania — gratias tibi, Deus, gratias tibi — wypowiadałem je sercem. A teraz jest wiele ust, wiele piersi, które jednogłośnie powtarzają to samo: gratias tibi, Deus, gratias tibi! Nie mamy innego powodu, jak tylko dziękować. Nie powinniśmy się o nic martwić. Nie możemy się o nic martwić. Nie możemy tracić spokoju z powodu czegokolwiek na świecie. Mówię to w tych dniach do wszystkich, którzy przyjeżdżają z Portugalii: bądźcie spokojni, spokojni!* Są nimi. Obyś dał ów spokój moim dzieciom. Nie pozwól im go stracić, nawet jeśli popełnią poważny błąd. Jeśli uświadomią sobie, że popełniły błąd, to już jest łaska, światło z Nieba.

Gratias tibi, Deus, gratias tibi! Życie każdego z nas musi być pieśnią dziękczynienia. Bo jak powstało Opus Dei? Dokonałeś tego, Panie, z wykorzystaniem czterech chisgarabias — pętaków… Stulta mundi, infirma mundi, et ea quæ non sunt2. Cała doktryna świętego Pawła została wypełniona: szukałeś całkowicie nielogicznych środków, całkowicie nieodpowiednich i rozprzestrzeniłeś dzieło na cały świat. Dziękują ci w całej Europie, w niektórych częściach Azji i Afryki, w całej Ameryce i Oceanii. Wszędzie ci składają dzięki.

Przypisy
***

„Cierpiał”: cierpiał – na początku – że opuszczają stan świecki, do którego zostali powołani przez Boga, aby uświęcić się w Opus Dei. Ale to „cierpienie” zostało zrekompensowane wielkim darem, jakim każdy nowy kapłan jest dla Kościoła, co jest kolejnym Bożym wezwaniem, jeszcze bardziej wzniosłym (przy. red.).

****

„Zdobywanie dusz”, w oryginale słowo „prozelityzm”: termin, który przez wieki był używany jako synonim chrystianizacji, ewangelizacji lub prowadzenia akcji misyjnej, ma dla św. Josemarii precyzyjne znaczenie, inspirowane Ewangelią i Tradycją Kościoła: zarażać i prowokować innych do pragnienia oddania się na służbę Jezusowi Chrystusowi (przy. red.).

Przypisy
*

„Pauper servus et humilis”: por. hymn Sacris Solemniis, skomponowany przez św. Tomasza z Akwinu na święto Bożego Ciała (przyp. red).

**

„Armia w szyku bojowym”: nawiązanie do słów z liturgii ut castrorum acies ordinata (por. Jd 7) (przyp. red.).

Przypisy
1

Dn 6, 23.

2

2 Kor 2, 15.

Odniesienia do Pisma Świętego
Przypisy
1

Igrając (…) w każdym czasie, igrając na okręgu ziemi. Prz 8, 30-31.

2

Byłem przed Tobą jak juczne zwierzę, lecz zawsze z Tobą. Por. Ps 73(72), 22-23.

3

Flp 3, 8.

4

1 Kor 4, 13.

5

Por. Rdz 3, 19; 18, 27; Hi 10, 9.

Odniesienia do Pisma Świętego
Przypisy
1

Rdz 41, 55.

Odniesienia do Pisma Świętego
Przypisy
3

Łk 2, 51.

Odniesienia do Pisma Świętego
Przypisy
4

Por. Iz 43,1.

Odniesienia do Pisma Świętego
Przypisy
5

Por. Łk 16, 2.

**

** „Chiqui”: José María Hernández Garnica (1913–1972), jeden z pierwszych członków Opus Dei, który przyjął święcenia kapłańskie i pracował w różnych krajach. Ma otwarty proces kanonizacyjny (przyp. red.).

Odniesienia do Pisma Świętego
Przypisy
*

* „…do wszystkich, którzy przyjeżdżają z Portugalii”: od wojskowego zamachu stanu z 25 kwietnia 1974 r. (rewolucja goździków) Portugalia była w chaosie. Na szczęście rewolucja zakończyła się pokojową transformacją demokratyczną w 1976 roku (przyp. red.).

2

Por. 1 Kor 1, 27-28.

Odniesienia do Pisma Świętego