Zestawienie punktów

Znaleziono 5 punktów «To Chrystus przechodzi», które dotykają tematu Miłość → rozsiewanie miłości w świecie.

Bardzo zrozumiałe są niecierpliwość, smutek i niespokojne pragnienia tych, którzy z duszą z natury chrześcijańską nie godzą się z niesprawiedliwością osobistą czy społeczną, jaką może wytworzyć ludzkie serce. Tyle wieków życia ludzi ze sobą, a wciąż jeszcze tyle nienawiści, tyle zniszczenia, tyle fanatyzmu nagromadzonego w oczach, które nie chcą widzieć, i w sercach, które nie chcą kochać.

Dobra ziemskie rozdzielone są między niewielu; dobra kultury ograniczone są do zamkniętych kręgów. A poza nimi - głód chleba i wiedzy, ludzkie życie, które jest święte, bo pochodzi od Boga, traktowane jest jak zwykła rzecz, jak liczba w statystyce. Rozumiem i podzielam tę niecierpliwość, która każe mi patrzeć na Chrystusa zapraszającego nas ciągle do praktykowania nowego przykazania miłości.

Wszystkie sytuacje, jakie napotykamy w swoim życiu, przynoszą nam Boże przesłanie, wymagają odpowiedzi pełnej miłości i oddania się innym. Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych [ludzi] od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie. Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: "Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie". Wówczas zapytają sprawiedliwi: "Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?" A Król im odpowie: "Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili".

Trzeba rozpoznać Chrystusa, który wychodzi nam na spotkanie w naszych braciach, ludziach. Żadne ludzkie życie nie jest życiem odosobnionym, lecz przeplata się z życiem innych. Żadna osoba nie jest pojedynczym wersetem, lecz wszyscy stanowimy część Boskiego poematu, który Bóg pisze z pomocą naszej wolności.

Przy pomocy nauczania Chrystusa, a nie swoich zapatrywań, naszkicowałem wam idealną drogę chrześcijanina. Zgodzicie się, że jest wzniosła, szlachetna, pociągająca. Może jednak ktoś zada sobie pytanie: czy można żyć w ten sposób w dzisiejszym społeczeństwie?

Rzeczywiście, Pan powołał nas w czasach, w których wiele się mówi o pokoju, a nie ma pokoju: ani w duszach, ani w instytucjach, ani w życiu społecznym, ani wśród narodów. Mówi się ciągle o równości i demokracji, a obfitują kasty: zamknięte, niedostępne. Powołał nas w czasie, w którym nawołuje się do zrozumienia, a ewidentny jest brak wyrozumiałości, nawet wśród osób, które działają w dobrej wierze i chcą praktykować miłość bliźniego, ponieważ - nie zapominajmy - miłość, bardziej niż na dawaniu, polega na rozumieniu.

Żyjemy w epoce, w której fanatycy i ludzie nieustępliwi - niezdolni do przyznania racji innym - na wszelki wypadek przypisują zaciekłość i agresję tym, którzy są ich ofiarami. Pan powołał nas w końcu w czasach, w których słychać dużo gadaniny o jedności, a chyba trudno byłoby wyobrazić sobie większy rozdźwięk wśród samych katolików, nawet nie wśród ludzi w ogóle.

Nigdy nie formułuję komentarzy politycznych, bo to nie moje zadanie. Dla opisania sytuacji współczesnego świata z punktu widzenia kapłana wystarczy mi ponowne rozważenie pewnej przypowieści Pana: przypowieści o pszenicy i kąkolu. Królestwo niebieskie podobne jest do człowieka, który posiał dobre nasienie na swej roli. Lecz gdy ludzie spali, przyszedł jego nieprzyjaciel, nasiał chwastu między pszenicę i odszedł. To jasne: rola jest urodzajna, a nasienie dobre; Pan roli posiał ziarno w odpowiedniej chwili i w sposób umiejętny; poza tym postawił straż, aby strzegła świeżego zasiewu. Jeśli więc potem pojawił się kąkol, to dlatego, że nie było odpowiedzi, że ludzie - zwłaszcza chrześcijanie - zasnęli i pozwolili, żeby nieprzyjaciel się zbliżył.

Kiedy nieodpowiedzialni słudzy pytają Pana, dlaczego na jego roli wyrósł kąkol, wyjaśnienie jest oczywiste: inimicus homo hoc fecit, nieprzyjazny człowiek to sprawił! My, chrześcijanie, którzy powinniśmy czuwać, aby wszystkie dobre rzeczy umieszczone przez Stwórcę na świecie rozwijały się w służbie prawdzie i dobru, zasnęliśmy - żałosnym lenistwem jest ten nasz sen! - podczas gdy nieprzyjaciel i wszyscy, którzy mu służą, krzątali się bez ustanku. Widzicie już, jak wyrósł kąkol: jakiż to wszędzie obfity zasiew!

Nie zostałem powołany na proroka nieszczęść. Nie chcę przedstawiać wam poprzez swoje słowa zasmucającej, beznadziejnej wizji. Nie zamierzam też narzekać na czasy, w których z Opatrzności Bożej żyjemy. Miłujemy te nasze czasy, ponieważ jest to przestrzeń, w której mamy osiągnąć swoje osobiste uświęcenie. Nie dopuszczamy naiwnych i jałowych nostalgii: świat nigdy nie był lepszy. Od zawsze, od zarania Kościoła, kiedy jeszcze słychać było nauczanie pierwszych Dwunastu, pojawiały się gwałtowne prześladowania, zaczęły się herezje, rozszerzyło się kłamstwo i rozpętała się nienawiść.

Niemniej równie bezsensowne byłoby zaprzeczanie temu, iż zło - jak się wydaje - rozszerzyło się. Na całej tej Bożej roli, którą jest ziemia, dziedzictwo Chrystusa, wzrósł kąkol: nie tylko kąkol - mnóstwo kąkolu! Nie możemy dać się oszukać mitowi trwałego i nieodwracalnego postępu. Uczciwie ukierunkowany postęp jest dobry i Bóg go pragnie. Zachwala się jednak ten inny, fałszywy postęp, który zaślepia tylu ludzi, ponieważ często nie dostrzega się, że ludzkość w niektórych swoich posunięciach cofa się i traci to, co wcześniej osiągnęła.

Pan - powtarzam - dał nam świat jako dziedzictwo. Musimy więc utrzymywać swoją duszę i umysł w czujności; musimy być realistami, bez pesymizmu. Jedynie nieczułe sumienie, jedynie niewrażliwość wynikająca z rutyny, jedynie niefrasobliwa bezmyślność mogą pozwolić na to, by patrzeć na świat, nie dostrzegając zła, obrazy Boga, nieodwracalnej czasami szkody dla dusz. Musimy być optymistami, ale nasz optymizm ma się rodzić z wiary w moc Boga - Bóg nie przegrywa bitew. Nasz optymizm nie może pochodzić z ludzkiej satysfakcji, z głupiego i próżnego zadowolenia.

Dziś, w uroczystość Bożego Ciała, rozważamy wspólnie głębię miłości Pana, która sprawiła, że pozostał ukryty pod postaciami sakramentalnymi i wydaje się, że słyszymy na własne uszy Jego nauki skierowane do tłumów: Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, niektóre [ziarna] padły na drogę, nadleciały ptaki i wydziobały je. Inne padły na miejsca skaliste, gdzie niewiele miały ziemi; i wnet powschodziły, bo gleba nie była głęboka. Lecz gdy słońce wzeszło, przypaliły się i uschły, bo nie miały korzenia. Inne znowu padły między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je. Inne w końcu padły na ziemię żyzną i plon wydały, jedno stokrotny, drugie sześćdziesięciokrotny, a inne trzydziestokrotny.

Ta scena jest aktualna. Teraz również Boski siewca rozsiewa swoje ziarno. Dzieło zbawienia ciągle się dokonuje i Pan chce się nami posłużyć: pragnie, aby chrześcijanie otworzyli dla Jego miłości wszystkie ziemskie drogi; zaprasza nas, żebyśmy swoim nauczaniem i swoim przykładem głosili Boskie orędzie aż po najdalsze zakątki świata. Prosi, aby każdy z nas, jako członek społeczności kościelnej i świeckiej, wiernie wypełniając swoje powinności, był drugim Chrystusem i uświęcał swoją pracę zawodową oraz obowiązki własnego stanu.

Jeśli popatrzymy wokół siebie, na ten świat, który miłujemy, ponieważ jest dziełem Boga, zauważymy, że przypowieść się sprawdza: słowo Jezusa jest płodne, wzbudza w wielu duszach pragnienie oddania się i wierności. Życie i zachowanie tych, którzy służą Bogu, zmieniły historię, a nawet wielu z tych, którzy nie znają Pana, kieruje się - nie wiedząc, być może, o tym - ideałami zrodzonymi z chrześcijaństwa.

Widzimy też, że część ziaren pada na ziemię nieurodzajną albo między ciernie i osty: że istnieją serca, które zamykają się na światło wiary. Ideały pokoju, pojednania, braterstwa są akceptowane i rozgłaszane, lecz nierzadko zaprzeczają im fakty. Niektórzy ludzie bezskutecznie usiłują stłumić głos Boga, uniemożliwiając jego rozprzestrzenianie się przy pomocy bezmyślnej siły lub też broni mniej hałaśliwej, ale chyba okrutniejszej, bo znieczulającej ducha: obojętności.

Nie da się ukryć, że pozostaje wiele do zrobienia. Przy pewnej okazji, patrząc, być może, na kołyszące się, dojrzałe kłosy, Jezus powiedział do swoich uczniów: Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. Dziś również, podobnie jak wtedy, brakuje robotników, którzy chcieliby znosić ciężar dnia i spiekoty. A jeśli my, którzy pracujemy, nie będziemy wierni, stanie się to, o czym pisze prorok Joel: Spustoszone jest pole, w żałobie jest ziemia, bo spustoszone jest zboże; wysechł moszcz, zwiędło drzewo oliwne. Zawstydźcie się, rolnicy, narzekajcie, uprawiający winnice, z powodu pszenicy i jęczmienia, bo znikło żniwo polne.

Nie ma żniwa, jeżeli nie jest sie gotowym do zaakceptowania z hojnoscia ciaglej pracy, która moze okazac sie dluga i nuzaca: oranie ziemi, zasiew ziarna, dogladanie pola, zniwa i mlócka… Królestwo Boże buduje się w historii, w czasie. Pan powierzył to zadanie nam wszystkim i nikt nie może czuć się z niego zwolniony. Adorując dzisiaj Chrystusa i patrząc na Niego w Eucharystii, pomyślmy, że jeszcze nie nadeszła pora odpoczynku, że dzień pracy trwa dalej.

Napisano w Księdze Przysłów: kto ziemię uprawia, nasyci się chlebem. Spróbujmy zastosować te słowa do spraw duchowych: ten, kto nie pracuje na Bożej roli, kto nie jest wierny Bożej misji oddawania się innym i pomagania im w poznaniu Chrystusa, z trudnością zdoła zrozumieć, czym jest Chleb eucharystyczny. Nikt nie szanuje tego, co go nic nie kosztowało. Aby docenić i umiłować Najświętszą Eucharystię, trzeba przebyć drogę Chrystusa: być ziarnem, umrzeć dla siebie samego, zmartwychwstać do pełni życia i wydać obfity plon - stokrotny!

Ta droga streszcza się w jednym jedynym słowie: miłować. Miłować - to znaczy mieć wielkie serce, współczuć troskom tych, którzy nas otaczają, umieć przebaczać i być wyrozumiałym: poświęcić się razem z Chrystusem za wszystkie dusze. Jeśli sercem będziemy miłować Chrystusa, nauczymy się służyć i będziemy bronić prawdy w sposób jasny i z miłością. Żeby miłować w ten sposób, potrzeba, by każdy z nas usunął z własnego życia wszystko to, co przeszkadza Życiu Chrystusa w nas: przywiązanie do własnej wygody, pokusę egoizmu, skłonność do popisywania się. Tylko odtwarzając w sobie Życie Chrystusa, będziemy mogli przekazać je innym; tylko doświadczywszy, jak obumiera pszeniczne ziarno, będziemy mogli pracować w głębi ziemi, przemieniając ją od wewnątrz i czyniąc ją płodną.

Jeśli nie będziemy się uczyć od Jezusa, nigdy nie będziemy miłować. Gdybyśmy myśleli tak jak niektórzy, że zachowanie czystego, godnego Boga serca oznacza nie zaprzątać go, nie kalać go ludzkimi uczuciami, to logiczną konsekwencją tego byłoby stanie się niewrażliwymi na cierpienie innych. Bylibyśmy zdolni jedynie do oficjalnej miłości, suchej i bezdusznej, a nie do prawdziwej miłości Chrystusa, która jest serdecznością, ludzkim ciepłem. Nie sprzyjam przez to błędnym teoriom, które są żałosnymi wymówkami służącymi sprowadzaniu serc na złe drogi - poprzez oddzielenie ich od Boga - i prowadzeniu ich ku okazjom do grzechu i ku zatraceniu.

W dniu dzisiejszego święta powinniśmy prosić Pana, aby dał nam dobre serce, zdolne współczuć cierpieniom stworzeń, zdolne zrozumieć, że aby złagodzić cierpienia, które towarzyszą duszom na tym świecie i nierzadko je przytłaczają, prawdziwym balsamem jest miłość, caritas. Wszystkie inne pociechy służą tylko do tego, by na chwilę odwrócić uwagę i pozostawić gorycz i rozpacz.

Tak więc, jeśli chcemy pomagać innym, powinniśmy ich miłować, powtarzam, miłością, która będzie zrozumieniem, oddaniem, serdecznością i ochoczą pokorą. W ten sposób zrozumiemy, dlaczego Pan zdecydował się streścić całe Prawo w tym podwójnym przykazaniu, które w rzeczywistości jest jednym jedynym przykazaniem: miłować Boga i miłować bliźniego, z całego naszego serca.

Może pomyślicie teraz, że czasem my, chrześcijanie - nie inni: ty i ja - zapominamy o najbardziej podstawowych sposobach wypełniania tego obowiązku. Może pomyślicie o tylu niesprawiedliwościach, którym się nie zapobiega, o nadużyciach, których się nie naprawia, o przypadkach dyskryminacji przechodzących z pokolenia na pokolenie, w których nie stosuje się rozwiązań mogących uleczyć sytuację u korzeni.

Nie mogę ani nie mam powodu, by proponować wam konkretny sposób rozwiązania tych problemów. Jednak jako kapłan Chrystusa mam obowiązek przypomnieć wam, co mówi Pismo Święte. Rozważcie scenę sądu, którą opisuje nam sam Pan Jezus: Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem nagi, a nie przyodzialiście Mnie; byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie.

Człowiek czy społeczeństwo, które nie reaguje na nieszczęścia lub niesprawiedliwości i nie stara się ich złagodzić, nie jest na miarę miłości Chrystusowego Serca. Chrześcijanie - zachowując zawsze jak największą wolność w studiowaniu i wprowadzaniu w życie różnych rozwiązań, a więc z rozsądnym pluralizmem - powinni jednak być zgodni w jednym i tym samym pragnieniu służenia ludzkości. W przeciwnym razie ich chrześcijaństwo nie będzie Słowem i Życiem Jezusa: będzie tylko udawaniem, oszustwem wobec Boga i wobec ludzi.