Zestawienie punktów

Znaleziono 4 punktów w «To Chrystus przechodzi», które dotykają tematu Śmierć.

Przypominanie chrześcijaninowi, że jego życie nie ma sensu, gdy nie jest posłuszny woli Bożej, nie oznacza oddalania go od innych ludzi. Przeciwnie, w wielu przypadkach nakazem otrzymanym od Pana jest to, byśmy miłowali się wzajemnie, tak jak On nas umiłował, żyjąc pośród innych ludzi, tak samo jak oni, oddając się na służbę Panu w świecie, aby wszystkim duszom ukazać lepiej miłość Bożą: aby oznajmić im, że na ziemi otwarły się Boże drogi.

Pan nie ograniczył się do powiedzenia, że nas miłuje, lecz udowodnił to w czynach. Nie zapominajmy, że Chrystus wcielił się, aby nauczać, abyśmy nauczyli się żyć życiem dzieci Bożych. Przypomnijcie sobie prolog św. Łukasza Ewangelisty do Dziejów Apostolskich: Primum quidem sermonem feci de omnibus, o Theophile, quae coepit Iesus facere et docere, napisałem o wszystkim, co czynił i czego nauczał Jezus. Przyszedł nauczać, ale czynem; przyszedł nauczać, ale będąc wzorem, będąc Mistrzem i przykładem poprzez swoje postępowanie.

Teraz, w obecności Dzieciątka Jezus, możemy kontynuować swój osobisty rachunek sumienia: czy jesteśmy zdecydowani starać się, by nasze życie służyło za wzór i naukę dla naszych braci, ludzi takich jak my? Czy jesteśmy zdecydowani być drugimi Chrystusami? Nie wystarczy wypowiedzieć to ustami. Czy ty - pytam o to każdego z was i pytam samego siebie - ty, który jako chrześcijanin jesteś powołany do tego, aby być drugim Chrystusem, zasługujesz na to, by powtórzono o tobie, że przyszedłeś, facere et docere, aby postępować jak syn Boży, uważnie słuchać woli swojego Ojca, by w ten sposób móc prowadzić wszystkie dusze do uczestnictwa w tym, co dobrego, szlachetnego, po Bożemu i po ludzku, przyniosło nam Odkupienie? Czy w swoim codziennym życiu pośród świata nieustannie żyjesz życiem Chrystusa?

Czynić dzieła Boże - to nie zręczna gra słów, lecz zaproszenie do całkowitego oddania się z Miłości. Trzeba umrzeć dla siebie samego, żeby narodzić się do nowego życia. Bo w ten sposób był posłuszny Jezus, aż do śmierci krzyżowej, mortem autem crucis. Propter quod et Deus exaltavit illum. I dlatego Bóg Go wywyższył. Jeżeli będziemy posłuszni woli Bożej, Krzyż również będzie Zmartwychwstaniem, wywyższeniem. Spełni się w nas, krok po kroku, życie Chrystusa: można będzie powiedzieć o nas, że żyliśmy, starając się być dobrymi dziećmi Boga, że przeszliśmy, dobrze czyniąc, pomimo naszej słabości i naszych osobistych błędów, choćby były bardzo liczne.

I kiedy nadejdzie śmierć - a nadejdzie nieuchronnie - będziemy oczekiwać jej z radością. Widziałem, że tyle świętych osób umiało tak jej oczekiwać pośród swego zwyczajnego życia. Z radością, bo jeżeli naśladowaliśmy Chrystusa w czynieniu dobra - w posłuszeństwie i w niesieniu Krzyża, mimo swoich nędz - zmartwychwstaniemy tak jak Chrystus: surrexit Dominus vere!, który zmartwychwstał prawdziwie.

Rozważcie to: Pan Jezus, który stał się dzieckiem, zwyciężył śmierć. Przez uniżenie, przez prostotę, przez posłuszeństwo: przez przebóstwienie codziennego, zwykłego życia stworzeń Syn Boży stał się zwycięzcą.

To jest właśnie tryumf Chrystusa. W ten sposób wyniósł nas do swojego poziomu, do godności dzieci Bożych, zniżając się do naszego poziomu dzieci ludzkich.

Wypada, abyśmy zgłębili to, co nam objawia śmierć Chrystusa, nie zatrzymując się na zewnętrznych formach czy stereotypowych stwierdzeniach. Potrzeba, abyśmy weszli naprawdę w sceny, które przeżywamy w tych dniach: ból Jezusa, łzy Jego Matki, ucieczka uczniów, odwaga świętych niewiast, śmiałość Józefa i Nikodema, którzy proszą Piłata o ciało Pana.

Zbliżmy się więc do martwego Jezusa, do tego Krzyża zarysowującego się na szczycie Golgoty. Ale zbliżmy się ze szczerością, umiejmy odnaleźć to wewnętrzne skupienie, które jest oznaką dojrzałości chrześcijańskiej. W ten sposób Boskie i ludzkie wydarzenia Męki przenikną naszą duszę jak słowo, które kieruje do nas Bóg, odkryją tajniki naszego serca i objawią nam, czego oczekuje On od naszego życia.

Przed wielu laty widziałem pewien obraz, który wyrył się głęboko w moim wnętrzu. Przedstawiał Krzyż Chrystusa, a obok niego trzech aniołów: jeden płakał niepocieszony; drugi trzymał w ręku gwóźdź, jakby po to, aby się przekonać, że to prawda; trzeci był skupiony na modlitwie. Oto program zawsze aktualny dla każdego z nas: płakać, wierzyć i modlić się.

Wobec Krzyża - ból z powodu naszych grzechów, z powodu grzechów ludzkości, które zaprowadziły Jezusa na śmierć; wiara, aby zgłębić tę wzniosłą prawdę, która przewyższa wszelkie zrozumienie i zachwycić się miłością Boga; modlitwa, aby życie i śmierć Chrystusa stały się wzorem i zachętą dla naszego życia i dla naszego oddania. Tylko w ten sposób będziemy mogli nazywać się zwycięzcami, bowiem Chrystus zmartwychwstały w nas zwycięży, a śmierć przemieni się w życie.

Zakończmy ten czas modlitwy. Pamiętajcie - rozkoszując się w głębi duszy nieskończoną dobrocią Bożą - że dzięki słowom Konsekracji Chrystus stanie się rzeczywiście obecny w Hostii, ze swoim Ciałem, Krwią, Duszą i Bóstwem. Adorujcie Go ze czcią i pobożnością; odnówcie w Jego obecności szczere ofiarowanie swojej miłości; powiedzcie Mu bez lęku, że Go kochacie; podziękujcie Mu za ten tak pełen czułości codzienny dowód miłosierdzia i wzmagajcie w sobie pragnienie przystępowania z ufnością do Komunii świętej. Zadziwia mnie ta tajemnica Miłości: Pan wybiera moje nędzne serce jako swój tron, żeby mnie nie opuszczać, jeśli tylko ja sam nie oddalę się od Niego.

Pocieszeni obecnością Chrystusa, posileni Jego Ciałem, będziemy wierni w tym życiu doczesnym, a potem w niebie, obok Jezusa i Jego Matki, zostaniemy nazwani zwycięzcami. Gdzież jest, o śmierci, twoje zwycięstwo? Gdzież jest, o śmierci, twój oścień? Bogu niech będą dzięki za to, że dał nam odnieść zwycięstwo przez Pana naszego Jezusa Chrystusa.

Muszę jednak zaproponować wam jeszcze inną myśl: że powinniśmy bez zniechęcenia walczyć o to, by czynić dobro, właśnie dlatego, że wiemy, iż nam, ludziom, trudno jest zdecydować się na serio na czynienie sprawiedliwości i dużo jeszcze brakuje do tego, by współżycie z ludźmi inspirowane było miłością, a nie nienawiścią czy obojętnością. Nie da się też ukryć, że nawet jeśli osiągniemy rozsądny podział dóbr i harmonijną organizację społeczeństwa, nie zniknie cierpienie powodowane chorobą, niezrozumieniem czy samotnością, śmiercią osób, które kochamy, doświadczeniem własnej ograniczoności.

Na wszystkie te smutki chrześcijanin ma tylko jedną prawdziwą odpowiedź, odpowiedź, która jest ostateczna: Chrystus na Krzyżu, Bóg, który cierpi i umiera, Bóg, który oddaje nam swoje Serce, przebite włócznią z miłości do wszystkich. Nasz Pan nienawidzi niesprawiedliwości i potępia tych, którzy ją popełniają. Dopuszcza ją jednak, ponieważ szanuje wolność każdej jednostki. Bóg, Pan nasz, nie powoduje cierpienia stworzeń, lecz je dopuszcza, ponieważ - po grzechu pierworodnym - stanowi ono część ludzkiej kondycji. Jednakże Jego Serce pełne Miłości do ludzi kazało Mu wziąć na siebie - razem z Krzyżem - wszystkie te udręki: nasze cierpienie, nasz smutek, nasz niepokój, nasz głód i pragnienie sprawiedliwości.

Chrześcijańskie nauczanie o cierpieniu to nie program łatwych pocieszeń. Jest to, po pierwsze, nauka o akceptacji tego cierpienia, które jest nieodłączną rzeczywistością każdego ludzkiego życia. Nie mogę przed wami ukrywać - z radością, bo zawsze głosiłem i starałem się żyć tym, że tam, gdzie jest Krzyż, jest Chrystus, Miłość - że w moim życiu często pojawiał się ból i nieraz chciało mi się płakać. Innym razem czułem, że mój smutek wzrasta na widok niesprawiedliwości i zła. I doświadczyłem udręki tego, że nie mogłem nic zrobić, że - pomimo moich pragnień i wysiłków - nie udawało mi się naprawić tamtych niesprawiedliwych sytuacji.

Kiedy wam mówię o bólu, nie mówię wam tylko o teoriach. Nie ograniczam się też do przedstawiania doświadczeń innych, kiedy stwierdzam, że jeśli - wobec rzeczywistości cierpienia - poczujecie czasem, że wasza dusza się waha, jedynym lekarstwem jest patrzenie na Chrystusa. Scena z Kalwarii głosi wszystkim, że utrapienia powinny być uświęcane, jeśli żyjemy zjednoczeni z Krzyżem.

Bo nasze trudy, przeżywane po chrześcijańsku, stają się zadośćuczynieniem, wynagrodzeniem, uczestnictwem w przeznaczeniu i życiu Jezusa, który z Miłości do ludzi dobrowolnie doświadczył całej gamy bólu, wszelkiego rodzaju udręk. Urodził się, żył i umarł w ubóstwie; był atakowany, lżony, zniesławiany, oczerniany i niesprawiedliwie skazany; zaznał zdrady i opuszczenia ze strony uczniów; doświadczył samotności oraz goryczy kary i śmierci. Teraz Chrystus nadal cierpi w swoich członkach, w ludzkości, która zamieszkuje ziemię, a której On jest Głową, Pierworodnym i Odkupicielem.

Cierpienie jest częścią Bożych planów. Taka jest rzeczywistość, chociaż ciężko nam to zrozumieć. Również Jezusowi jako Człowiekowi trudno było ją znieść: Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie. W tym napięciu pomiędzy cierpieniem a akceptacją woli Ojca, Jezus idzie na śmierć ze spokojem, przebaczając tym, którzy Go krzyżują.

Właśnie to nadprzyrodzone przyzwolenie na cierpienie oznacza zarazem największe zwycięstwo. Jezus, umierając na Krzyżu, pokonał śmierć; Bóg ze śmierci wyprowadza życie. Postawą dziecka Bożego nie jest pogodzenie się ze swoim smutnym losem, lecz satysfakcja tego, kto odczuwa już przedsmak zwycięstwa. W imię tej zwycięskiej miłości Chrystusa, my, chrześcijanie, powinniśmy wyjść na wszystkie ziemskie drogi, żeby być siewcami pokoju i radości, poprzez nasze słowa i czyny. Powinniśmy walczyć - w walce pokoju - przeciwko złu, przeciwko niesprawiedliwości, przeciwko grzechowi, żeby w ten sposób głosić, iż obecna kondycja ludzka nie jest ostateczna; że miłość Boża, objawiona w Sercu Chrystusa, przyniesie chwalebne zwycięstwo du-chowe ludzi.