Zestawienie punktów

Znaleziono 3 punktów «Rozmowy z prałatem Escrivá», które dotykają tematu Ofiara → miłość.

W kazaniu, które Ojciec wygłosił w Pampelunie podczas Mszy Św. odprawionej z okazji Zgromadzenia Przyjaciół Uniwersytetu Navarry, była mowa o miłości ludzkiej w słowach, które nas wzruszyły. Wiele czytelniczek opisało nam to komentując wrażenia jakich doznały słuchając tej homilii. Czy mógłby Ojciec powiedzieć nam, jakie są najważniejsze wartości chrześcijańskiego małżeństwa?

Będę mówił o czymś, co znam dobrze i co jest moim wieloletnim kapłańskim doświadczeniem wyniesionym z różnych krajów. Większa część członków Opus Dei żyje w stanie małżeńskim i dla nich miłość ludzka i obowiązki małżeńskie są częścią powołania boskiego. Opus Dei uczynił z małżeństwa drogę boską, powołaniem, i to ma liczne skutki dla osobistego uświęcenia i dla apostolstwa. Od czterdziestu niemal lat głoszę, że stan małżeński jest powołaniem. Nie jeden raz, widziałem oczy pełne radości, gdy oni i one dotychczas sądzący, że w swoim życiu nie mogą pogodzić oddania się Bogu oraz ludzkiej, szlachetnej i czystej miłości, usłyszeli mnie mówiącego o małżeństwie jako jednej z boskich dróg na ziemi!

Małżeństwo stworzone jest po to, aby ci co je zawierają uświęcili się w nim i przezeń. Po to małżonkowie mają specjalną łaskę, którą udziela sakrament ustanowiony przez Chrystusa Pana. Kto jest powołany do stanu małżeńskiego znajduje w nim — z łaską Bożą — wszystko, co jest potrzebne, aby być świętym, aby każdego dnia łączyć się mocniej z Panem Jezusem i aby prowadzić do Boga osoby, z którymi współżyje.

Dlatego zawsze myślę, z nadzieją i serdecznie, o chrześcijańskich ogniskach rodzinnych, o wszystkich rodzinach, które wykiełkowały z sakramentu małżeństwa, że są wspaniałym świadectwem tej wielkiej, boskiej tajemnicy — sacramentum magnum (Ef 5, 32), wielkiego sakramentu — unii i miłości między Chrystusem i Jego Kościołem. Powinnyśmy pracować nad tym aby te komórki chrześcijańskie w społeczeństwie rodziły się i rozwijały z pragnieniem świętości, ze świadomością, że już sakrament wstępny — jakim jest chrzest — powierza ochrzczonym boską misję, którą każdy powinien spełnić na własnej drodze życiowej.

Małżonkowie chrześcijańscy winni być świadomi, że są powołani do uświęcenia się, uświęcając otoczenie, że są powołani na apostołów i że ich pierwszym terenem apostolskim jest dom rodzinny. Powinni zrozumieć nadprzyrodzone zadanie, które wiąże się z założeniem rodziny, wychowaniem dzieci, oddziaływaniem chrześcijańskim na społeczeństwo. Od świadomości tej własnej misji zależy w dużej mierze dorobek i powodzenie ich życia, ich szczęście.

Niech jednak nie zapominają, że sekret szczęścia małżeńskiego zawiera się w tym, co powszechne, nie zaś w marzeniach. Polega na znalezieniu ukrytej radości, którą daje powrót do domu, na serdecznym podejściu do dzieci, na pracy codziennej, w której uczestniczy cała rodzina, na dobrym humorze w obliczu trudności, którym należy stawić czoło w duchu sportowej walki, polega również też na wykorzystaniu wszystkich udoskonaleń dostarczanych nam przez cywilizację, aby dom uczynić przyjemnym, życie prostszym, a wychowanie skuteczniejszym.

Mówię stale do tych, którzy zostali powołani przez Pana Boga do uformowania ogniska rodzinnego, aby kochali się zawsze, aby kochali się miłością pełną nadziei, taką jaką się darzyli, kiedy byli narzeczonymi. Marne pojęcie ma o małżeństwie — które jest sakramentem, ideałem i powołaniem — ten, kto myśli, że miłość się kończy, gdy zaczynają się smutki i przeciwności, które życie zawsze niesie ze sobą. Wtedy właśnie miłość utwierdza się. Nawał cierpień i przeciwności nie jest zdolny zniweczyć prawdziwej miłości. Wspólnie, ze wspaniałomyślnością poniesiona ofiara łączy małżonków jeszcze bardziej. Tak jak mówi Pismo Św.: aques multae — liczne trudności fizyczne i moralne — non potuerunt extinguere caritatem (Pnp 8, 7) nie zdołają zgasić uczucia.

Są małżeństwa, w których kobieta — obojętnie z jakich przyczyn — znajduje się w seperacji od męża, w sytuacji poniżającej i często nie do zniesienia. W tych wypadkach trudno im jest zaakceptować nierozerwalność węzła małżeńskiego. Te kobiety odseparowane od swych mężów narzekają, że zabrania się im stworzenia nowego ogniska domowego. Jaką odpowiedź dałby Ojciec w tych sytuacjach?

Rozumiejąc ich cierpienia, powiedziałbym tym kobietom, że mogą także w tej sytuacji widzieć Wolę Bożą, która nie jest nigdy okrutna, ponieważ Bóg jest kochającym Ojcem. Jest możliwe, że przez jakiś czas sytuacja bywa bardzo trudna, ale jeżeli się skierują do Pana Jezusa i do Jego błogosławionej Matki, nie zabraknie im pomocy łaski.

Nierozerwalność małżeństwa nie jest kaprysem Kościoła, ani nawet zwyczajnym, pozytywnym tylko, prawem kościelnym — jest prawem naturalnym, ustawą Bożą i doskonale odpowiada naszej naturze i nadprzyrodzonemu porządkowi łaski. Dlatego w ogromnej większości wypadków stanowi niezbędny warunek szczęścia małżonków, a także bezpieczeństwa duchowego dla dzieci. Zawsze — nawet w tych bolesnych wypadkach, o których mówimy — przyjęcie Woli Bożej z poddaniem przynosi ze sobą głębokie zadowolenie, którego nic nie może zastąpić. Nie jest to ucieczka, nie jest pocieszenie, ale sama treść życia chrześcijańskiego.

Jeżeli te kobiety obarczone są już dziećmi, dojrzą w tym stałe wymaganie miłującego, macierzyńskiego oddania, specjalnie wtedy potrzebnego, aby zastąpić w ich duszach braki wynikające z rozdartego ogniska domowego. Pojmą jasno, że ta nierozerwalność, która dla nich oznacza ofiarę, jest w większości wypadków obroną integralności rodziny, czymś co uszlachetnia miłość małżonków i nie pozwala na opuszczenie dzieci.

To zdumienie wobec rzekomej twardości chrześcijańskiego przykazania o nierozerwalności małżeńskiej nie jest nowe. Apostołowie byli zaskoczeni kiedy Jezus to potwierdził. Może ono wydawać się ciężarem, jarzmem, ale Chrystus Pan sam powiedział, że jego jarzmo jest delikatne i jego ciężar niewielki.

Z drugiej strony, nawet uznając nieuniknioną trudność licznych sytuacji, których w wielu wypadkach można było i powinno się było uniknąć, wskazane jest zanadto nie dramatyzować. Czy życie kobiety w tej sytuacji, jest rzeczywiście trudniejsze od życia innej, np. takiej, która jest źle traktowana, albo tej, która podlega któremuś z tych wielkich cierpień fizycznych czy moralnych, które przynosi sama egzystencja?

To, co rzeczywiście unieszczęśliwia człowieka, a nawet całe społeczeństwo, to jest owo pożądliwe poszukiwanie dobrobytu, usiłowanie bezwarunkowego usunięcia wszystkiego, co się temu sprzeciwia. Życie przynosi tysiące problemów, najprzeróżniejsze sytuacje, jedne cierniste, inne łatwiejsze: być może tylko pozornie. Każda z nich zawiera własną łaskę, jest prawdziwym wołaniem Stwórcy, niepowtarzalną okazją do pracy, do dania świadectwa boskiego miłosierdzia. Temu, kto odczuwa ucisk trudnej sytuacji, radziłbym aby się także postarał trochę zapomnieć o swoich własnych problemach, ażeby zajął się sprawami innych. Czyniąc to będzie miał więcej spokoju i, co najważniejsze, uświęci się.

Poświęcenie — w nim jest w dużej mierze realizm ubóstwa. Jest to sztuka wyrzeczenia się tego, co zbyteczne, mierzona nie tyle według teoretycznych reguł, ile kierowana tym głosem wewnętrznym, który nas ostrzega, że zaczyna wkradać się egoizm czy też niewłaściwe wygodnictwo. Komfort, w swoim sensie pozytywnym, nie jest luksusem ani rozkoszą, tylko sprawą uczynienia przyjemnym życia własnej rodzinie i innym, aby wszyscy mogli lepiej służyć Panu Bogu.

Ubóstwem jest czuć się naprawdę oderwanym od rzeczy doczesnych; znosić z radością niewygody, jeżeli są, czy też brak środków. Prócz tego umieć ująć cały dzień elastycznym rozkładem godzin, w którym nie zabraknie — prócz codziennych praktyk pobożności — podstawowego czasu na należyty odpoczynek, towarzyskie zebranie rodzinne, lekturę, na chwilę poświęconą jakiemuś zamiłowaniu w sztuce, literaturze czy innej godziwej rozrywce. Wypełniając godziny pożytecznymi zajęciami, wykonując rzeczy najlepiej jak można, przestrzegając małych spraw, punktualności i nie tracąc poczucia humoru spełniamy też postulat ubóstwa. Jednym słowem znajdując miejsce i czas na służbę drugim i samemu sobie, a także nie zapominając, że wszyscy mężczyźni i wszystkie kobiety (i nie tylko biedni pod względem materialnym) mają obowiązek pracować. Bogactwo, pozycja wynikająca z dobrobytu ekonomicznego jest znakiem, że jest się bardziej zobowiązanym do tego by czuć się odpowiedzialnym za całe społeczeństwo.

Miłość jest tym, co nadaje sens ofierze. Każda matka wie co znaczy poświęcić się dla swoich dzieci. To nie jest udzielenie im paru godzin, tylko oddanie dla ich dobra całego życia. Żyć z myślą o innych, używać rzeczy w ten sposób, aby było coś do ofiarowania innym; wszystko to są te wymiary ubóstwa, które stanowią rękojmę rzeczywistego wyrzeczenia.

Dla każdej matki jest ważne nie tylko aby tak żyła, lecz także, aby nauczyła żyć w ten sposób swoje dzieci — wychowywać je, pobudzając w nich wiarę, optymistyczną nadzieję i dobroczynność. Nauczyła je pokonywać egoizm i używać swego czasu wspaniałomyślnie w posłudze tym, którym gorzej się wiedzie — przez udział w pracach odpowiednich dla ich wieku, niech objawia się w nich zapał solidarności ludzkiej i boskiej.

Reasumując: niech każdy żyje spełniając swe powołanie. Dla mnie najlepszy model ubóstwa stanowili zawsze ci ojcowie i te matki licznych i niezamożnych rodzin, którzy wychodząc z siebie dla dobra swoich dzieci, wysiłkiem i wytrwałością — często przemilczając, aby nie zdradzić nikomu że cierpią biedę — zabezpieczają byt swoim, tworząc radosne ognisko rodzinne, w którym wszyscy uczą się kochać, służyć i pracować.