Zestawienie punktów

Znaleziono 9 punktów «Przyjaciele Boga », które dotykają tematu Życie nadprzyrodzone  → wzrastać w miłości.

Wmieszany w tłum, jeden z owych uczonych w Piśmie, którzy w jałowej kazuistyce tak zagmatwali nauki objawione Mojżeszowi, że sami już nie potrafili ich zrozumieć, postawił Panu pytanie. Jezus otwiera swe boskie usta, by odpowiedzieć owemu doktorowi prawa i odpowiada mu powoli, z namysłem, z przekonaniem kogoś, kto zna do głębi to, o czym mówi: Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy.

Przypatrzcie się teraz Nauczycielowi wraz z uczniami w zaciszu Wieczernika. Zbliża się godzina Jego męki. Otaczają Go ci, których umiłował. Serce Jezusa płonie niewypowiedzianą miłością: Przykazanie nowe daję wam — mówi — abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie. Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali.

Jeśli chcecie bardziej zbliżyć się do Pana dzięki lekturze Ewangelii świętej, radzę wam zawsze, abyście spróbowali przeżywać poszczególne sceny jako jeszcze jedna z uczestniczących w nich postaci. W ten sposób — a znam wielu zwykłych i przeciętnych ludzi, którzy tak to właśnie przeżywają — utożsamicie się z Marią zasłuchaną w słowa Jezusa, albo jak Marta odważycie się przedstawić Mu szczerze swoje najdrobniejsze nawet niepokoje.

Ależ Panie, dlaczego to przykazanie nazywasz nowym? Przecież dopiero co słyszeliśmy, że miłość bliźniego była nakazana już w Starym Testamencie. A nadto — jak wiemy — już na początku swego życia publicznego Jezus ten wymóg poszerzył z Boską szczodrobliwością: Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują.

Panie, pozwól więc, że Cię jeszcze raz zapytamy: dlaczego nadal to przykazanie nazywasz nowym? Owej nocy, zaledwie na kilka godzin przedtem, zanim ofiarowałeś się na krzyżu, podczas zażyłej rozmowy z tymi, którzy — pomimo swoich słabości i nędzy, podobnych naszym — towarzyszyli Ci do Jerozolimy, objawiłeś nam niezrównaną miarę miłości: jak Ja was umiłowałem. Jakże mogli nie zrozumieć Cię apostołowie, skoro byli świadkami Twojej niezgłębionej miłości!

Orędzie i przykład Nauczyciela są jasne i wyraźne. Swoje nauczanie potwierdził czynami. A jednak muszę myśleć nieraz, że po dwudziestu wiekach nadal jest to przykazanie nowe, gdyż bardzo mało ludzi starało się je urzeczywistnić, a reszta ludzi — większość — wolała i woli je ignorować. Ich wybujały egoizm podsuwa im wniosek: po co jeszcze więcej komplikacji, wystarczy mi własnych kłopotów.

Taka postawa nie może mieć miejsca wśród chrześcijan. Jeżeli wyznajemy wiarę w Chrystusa, jeżeli naprawdę naszą ambicją jest stąpanie po wyraźnych śladach Chrystusowych, nie możemy poprzestać na tym, że jedynie unikamy czynienia innym tego, czego sami chcielibyśmy uniknąć. Może to już wiele, ale to jeszcze za mało, gdy pomyślimy, że miarą naszej miłości ma być postępowanie Jezusa. A On nie przedstawia nam tej normy postępowania jako jakiegoś odległego celu, jako ukoronowania walki całego życia. Jest to, ma to być — co podkreślam, abyś to sobie przełożył na konkretne postanowienia — punktem wyjścia, gdyż Pan nasz stawia to jako znak rozpoznawczy: Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi.

Pan nasz Jezus Chrystus wcielił się i przyjął naturę ludzką, by ukazać się ludzkości jako wzór wszystkich cnót. Uczcie się ode Mnie — wzywa — bo jestem cichy i pokorny sercem.

Później jednak, kiedy tłumaczy Apostołom znak, po jakim będzie się ich rozpoznawać jako chrześcijan, nie powiada: poznają was po tym, że będziecie pokorni. On jest czystością samą, Barankiem niepokalanym. Nic nie mogło splamić Jego doskonałej, nieskazitelnej świętości . Nie mówi jednak: po tym poznają, żeście uczniami moimi, bo jesteście czyści i nieskalani.

Przeszedł przez ten świat w całkowitym oderwaniu od dóbr ziemskich. On, który jest Stwórcą i Panem całego wszechświata, nie miał nawet miejsca, gdzie mógłby skłonić głowę. A jednak nie powiedział: Po tym poznają, że jesteście moimi uczniami, bo nie przywiązaliście się do bogactw. Czterdzieści dni i nocy spędza na pustyni w najsurowszym poście, zanim poświęci się głoszeniu Ewangelii. I tak samo nie twierdzi: po tym poznają, że służycie Bogu, ponieważ nie jesteście żarłokami i pijakami.

Cechą, która wyróżnia Apostołów i autentycznych chrześcijan wszech czasów, jest, jak słyszeliśmy, miłość: po tym — właśnie po tym! — poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali.

Wydaje mi się więc naturalne, że dzieci Boże, podobnie jak teraz ciebie i mnie, poruszał zawsze ten wymóg Nauczyciela. Pan nie ustanawia jako dowodu wierności swoich uczniów niesłychanych cudów, chociaż udzielił im mocy dokonywania ich w Duchu Świętym. Co im powiada? Po tym poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajmnie miłowali.

Nie żywić nienawiści do wrogów, nie odpłacać złem za zło, powstrzymać się od zemsty, przebaczać bez chowania urazów uważano wówczas — a także i teraz, nie oszukujmy się! — za coś niezwykłego, na zbyt heroicznego, wręcz nienormalnego. Aż taka jest małostkowość stworzeń. Lecz Jezus Chrystus, który przyszedł dla zbawienia wszystkich ludzi i pragnie włączyć chrześcijan do swego zbawczego dzieła, chciał nauczyć swoich uczniów — ciebie i mnie — miłości wielkiej i szczerej, szlachetniejszej i mocniejszej. Winniśmy się kochać wzajemnie tak, jak Chrystus kocha każdego z nas. Jedynie wtedy, naśladując boski przykład — pomimo naszej osobistej nieudolności — potrafimy otworzyć serce dla wszystkich ludzi, kochać w sposób wyższy, całkowicie nowy.

Jakże wspaniale pierwsi chrześcijanie praktykowali tę gorącą miłość, która wyrasta ponad zwykłą ludzką solidarność czy życzliwość. W sercu Jezusa kochali się wzajemnie miłością czułą i mocną. Pisarz II wieku, Tertulian, przekazuje nam komentarz pogan poruszonych postawą wiernych w tamtych czasach. Było ono z punktu widzenia nadprzyrodzonego i ludzkiego tak ujmujące, że powtarzali z podziwem: Patrzcie, jak oni się miłują.

Jeśli patrząc na siebie teraz lub przy wielu innych okazjach w ciągu dnia, stwierdzisz, że nie zasługujesz na taką pochwałę, że twoje serce nie odpowiada jak należy na wezwania Boże, to pomyśl też, że nadszedł czas, abyś się poprawił. Posłuchaj wezwania świętego Pawła: Dopóki mamy czas, czyńmy dobrze wszystkim, a zwłaszcza naszym braciom w wierze, którzy stanowią Mistyczne Ciało Chrystusa.

Upodobałem sobie słowa Ducha Świętego wypowiedziane ustami proroka Izajasza: Discite benefacere, uczcie się czynić dobrze. Radę tę stosuję zwykle w odniesieniu do różnych aspektów naszej walki wewnętrznej, gdyż nigdy nie możemy uważać naszego życia chrześcijańskiego za dokończone, bowiem wzrastanie w cnotach jest owocem wytrwałej codziennej pracy nad sobą.

Jak zdobywamy umiejętności w codziennym życiu? Najpierw pytamy, jaki cel chcemy osiągnąć i jakie środki są do tego potrzebne. Następnie wytrwale je stosujemy, aż staną się silnym i głęboko zakorzenionym nawykiem, aż osiągniemy poprzez stałe ćwiczenie biegłość i rutynę. Osiągnąwszy to, odkrywamy inne rzeczy, nowe, nieznane dotąd aspekty, stanowiące bodziec do dalszej pracy.

Miłość bliźniego jest wyrazem miłości do Boga. Dlatego też starając się wzrastać w tej cnocie nie możemy stawiać sobie żadnych granic. Jedynie możliwą miarą miłości do Boga jest miłość bez miary. Po pierwsze dlatego, że nigdy nie zdołamy podziękować Mu dostatecznie za to, co dla nas uczynił; po drugie, ponieważ miłość Boga do swych stworzeń objawia się właśnie w ten sposób: obficie, bez miary i bez granic.

W Kazaniu na Górze Jezus naucza swego przykazania miłości wszystkich gotowych do słuchania z otwartym sercem. Na końcu, podsumowując niejako, mówi: Miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka, i będziecie synami Najwyższego; ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych. Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny.

Miłosierdzie jest czymś więcej aniżeli zwykłym współczuciem. Miłosierdzie to bezmiar miłości, która równocześnie pociąga za sobą bezmiar sprawiedliwości. Miłosierdzie oznacza żywe czułe serce, wypełnione mocną, ofiarną i hojną miłością. Święty Paweł tak ją wychwala w swoim hymnie: Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma.

Jeden z pierwszych przejawów miłości polega na wprowadzeniu duszy na drogę pokory. Kiedy szczerze uważamy się za nic; kiedy uznajemy, że bez Bożej pomocy jesteśmy słabsi od najmarniejszego ze stworzeń; kiedy uważamy się za zdolnych do wszelkich błędów i okropności; kiedy uświadamy sobie naszą grzeszność, aczkolwiek usilnie walczymy z wszelkimi niewiernościami — to jak wówczas możemy źle myśleć o innych? Jak możemy żywić w sercu fanatyzm, nietolerancję, pychę?

Pokora prowadzi nas jak za rękę ku takiej formie traktowania bliźniego, która jest najlepsza: ku rozumieniu wszystkich, akceptacji wszystkich, wybaczaniu wszystkim; zwalczaniu podziałów i barier; służeniu — zawsze! — za narzędzie jedności. Nie na próżno tkwi głęboko w człowieku dążenie do pokoju, do jedności z innymi, do wzajemnego poszanowania praw osoby ludzkiej. Stąd prosty wzgląd na drugich można zamienić w braterstwo. I tu ujawnia się coś z tego, co w człowieku najcenniejsze: skoro wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi, to braterstwo nie jest czczym frazesem ani utopią: jawi się jako cel trudny, lecz możliwy do realizacji.

Wobec wszystkich cyników, sceptyków, obojętnych, tych, którzy własne tchórzostwo przekształcili w życiową zasadę, my chrześcijanie winniśmy udowodnić, że taka miłość jest możliwa. Może to być czasem trudne, ponieważ człowiek został stworzony jako istota wolna i od niego zależy, czy w bezsensownym rozgoryczeniu będzie się przeciwstawiał Bogu: ale to jest możliwe i realne. Takie postępowanie jest konsekwencją miłości Bożej i miłości do Boga. Jeżeli ty i ja kochamy, Jezus Chrystus także kocha. I wówczas rozumiemy głębiej owocność cierpienia, poświęcenia i bezinteresownego oddania się w codziennym obcowaniu z ludźmi.

Dlatego powtarzam wam za świętym Pawłem: Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką możliwą wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał.

Niektórzy ludzie reagują na te słowa Apostoła Narodów jak owi uczniowie, którzy słysząc, jak nasz Pan obiecał ustanowić Sakrament swego Ciała i Krwi, mówili: Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać? Jest to rzeczywiście trudne, ponieważ miłość opisana przez świętego Pawła nie jest jedynie filantropią, humanitaryzmem czy zrozumiałym współodczuwaniem cierpienia innych: wymaga praktykowania teologicznej cnoty miłości Boga i ze względu na Boga — miłości innych ludzi. Dlatego miłość nie ustaje jak proroctwa, które się skończą, albo jak dar języków, który zniknie, lub jak wiedza, której zabraknie… Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość — te trzy: z nich zaś największa jest miłość.

Wiemy, że cnota miłości, stanowiąca rdzeń życia chrześcijańskiego, nie ma nic wspólnego z tą jej karykaturą, w jakiej próbuje się ją nam czasem przedstawić. Dlaczego jednak trzeba ustawicznie głosić tę cnotę? Czy to tylko jakiś temat obowiązkowy, z małymi szansami na wprowadzenie w praktykę?

Jeśli spojrzymy wokół siebie, znajdziemy powody, by sądzić, że cnota miłości jest tylko złudną cnotą. Ale patrząc na sprawy głębiej, z punktu widzenia nadprzyrodzonego, dostrzeżemy, co jest główną przyczyną zamierania tej cnoty: brak ustawicznej i intensywnej, osobistej więzi z Panem Jezusem Chrystusem, zażyłości z Nim, a także nieznajomość działania Ducha Świętego w duszy, którego działania to pierwszym owocem jest właśnie miłość.

Komentując radę świętego Pawła — jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełnicie prawo Chrystusowe — jeden z Ojców Kościoła zauważa: Kochając Chrystusa łatwiej znosimy słabości innych, również tych, których jeszcze nie kochamy, ponieważ nie czynią dobrych uczynków.

W tym kierunku prowadzi droga naszego wzrastania w miłości. Byłoby błędem sądzić, że najpierw musimy zaangażować się w działalność humanitarną, pracę społeczną, wyłączając miłość do Boga. Nie zaniedbujmy Chrystusa z powodu troski o bliźniego złożonego niemocą, gdyż to ze względu na Chrystusa powinniśmy kochać chorego.

Patrzcie wciąż na Jezusa, który nie przestając być Bogiem uniżył samego siebie, przyjmując postać sługi, by móc nam służyć. Jedynie w tej perspektywie otwierają się przed nami cele godne uwagi i wysiłku. Miłość szuka zjednoczenia, utożsamienia się z umiłowaną osobą: a gdy zjednoczymy się z Chrystusem, ogarnie nas pragnienie naśladowania Jego życia pełnego poświęcenia, bezgranicznej miłości aż do śmierci. Chrystus stawia nas przed ostatecznym wyborem: albo zmarnujemy nasze życie, egoistycznie i samotnie, albo też oddamy wszystkie siły na służbę innym.

Poprośmy teraz naszego Pana na zakończenie tej rozmowy z Nim, by pozwolił nam powtórzyć za świętym Pawłem: We wszystkim tym odnosimy zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował. I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani Moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.

O tej miłości Pismo święte wyśpiewuje płomiennymi słowami: Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości, nie zatopią jej rzeki. Miłość ta zawsze napełniała Serce Najświętszej Maryi Panny, tak iż wzbogaciła Jej wnętrze do tego stopnia, że stała się Matką dla całej ludzkości. W Najświętszej Maryi Pannie miłość do Boga łączy się z troską o wszystkie Jej dzieci. Ile musiało wycierpieć Jej najsłodsze Serce, wrażliwe na najmniejsze szczegóły — nie mają już wina — kiedy było świadkiem owego zbiorowego okrucieństwa, owej zaciętości przy Męce i Śmierci Jezusa. Lecz Maryja nie mówi nic. Jak Jej Syn kocha, milczy i przebacza. To jest siła miłości.