4

W pewnych sferach duchowieństwa rozterkę budzi ksiądz, który podpierając się doktryną Soboru (Lumen Gentuim n.31; Presbyterorum Ordinis n.8) szuka swej realizacji w społeczeństwie podejmując pracę zawodową, bądź inną świecką działalność — "kapłani-robotnicy” itp. pragnęlibyśmy poznać opinię Księdza na ten temat.

Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że szanuję, choć uznaję za błędną z różnych powodów opinię przeciwną tej, którą wyrażę. Moje uczucia i moja modlitwa towarzyszyć będą tym, którzy osobiście próbują z apostolskim zapałem wprowadzić tę inną opinię w życie.

Myślę, że kapłaństwo realizowane w sposób zdecydowany — bez nieśmiałości czy kompleksów, które są zazwyczaj dowodem niedojrzałości ludzkiej, jak również bez klerykalnej przewagi, która wskazywałaby na braki zmysłu nadprzyrodzonego — zapewnia dostatecznie autentyczną i prostą obecność człowieka-kapłana pośród pozostałych członków społeczności ludzkiej, której służy. Zazwyczaj nie trzeba więcej, aby żyć we wspólnocie duchowej ze światem pracy, rozumieć jego problemy i brać udział w jego losie. Podany przez Księdza przykład działalności — rzadko skutecznej ze względu na brak autentyczności — jest naiwnym szukaniem etykietki świeckiej. Te zajęcia wykonane w sposób nie profesjonalny mogą obrazić z wielu powodów zdrowy rozsądek samych świeckich.

Prócz tego wypełnianie powołania kapłańskiego — tym bardziej w czasach tak wielkiego braku księży — jest pracą tak absorbującą, że nie pozostawia czasu na podwójne zatrudnienie. Dusze odczuwają taką potrzebę obecności nas samych, aczkolwiek wielu z nas nie zdaje sobie z tego sprawy, że nigdy nie jest dosyć naszej pracy. Brak jest rąk, czasu, sił. Dlatego mam zwyczaj mówić moim synom-kapłanom, że jeśli któryś z nich zauważyłby, że któregoś dnia zbywa mu czasu, tego dnia będzie mógł być zupełnie pewien, że nie zrealizował dobrze swojego kapłaństwa. Proszę jednak zwrócić uwagę, że chodzi tu — w przypadku kapłanów z Opus Dei — o ludzi, którzy zanim zostali wyświęceni, przeważnie przez całe lata pracowali zawodowo, są inżynierami-księżmi, lekarzami-księżmi, robotnikami-księżmi, itp. Jednakże nie znam żadnego z nich, który uznałby za konieczne — dla pozyskania szacunku, czy zbudowania autorytetu pośród swych dawnych kolegów i towarzyszy — zbliżyć się do ich dusz z cyrklem, stetoskopem, bądź młotem pneumatycznym. Prawdą jest, że czasami wykonują — w sposób zgodny z obowiązkami stanu duchownego — swój zawód, lecz nie dlatego, żeby było to konieczne, dla zapewnienia sobie "obecności w społeczeństwie świeckim”, ale z innych rozlicznych powodów, na przykład: miłosierdzia społecznego lub absolutnej potrzeby ekonomicznej, aby wprowadzić w życie jakieś apostolstwo. Święty Paweł również uciekł się kiedyś do swego poprzedniego zawodu wytwórcy namiotów, lecz nie dlatego, że Ananiasz powiedział mu w Damaszku, by nauczył się produkować namioty, aby w ten sposób należycie głosić poganom Ewangelię Chrystusa.

Podsumując podkreślam, że nie staram się przesądzać prawości i słuszności intencji jakiejkolwiek inicjatywy apostolskiej. Rozumiem, że intelektualista-ksiądz, czy robotnik-ksiądz, na przykład, są postaciami bardziej autentycznymi i bardziej zgodnymi z doktryną Vaticanum II, niż postać księdza-robotnika. Za wyjątkiem tego, co dotyczy wyspecjalizowanej pracy duszpasterskiej — która zawsze będzie konieczna — klasyczna postać księdza-robotnika należy już do przeszłości — tej przeszłości, kiedy to wielu ludzi nie odkryło jeszcze wspaniałego potencjału apostolstwa świeckich.

Ten punkt w innym języku