Śladami Chrystusa

Ego sum via, veritas et vita, Ja jestem drogą, prawdą i życiem. W tych jasnych i nieomylnych słowach Pan pokazał nam prawdziwą drogę prowadzącą do szczęścia wiecznego. Ego sum via: On jest jedyną drogą, która łączy niebo i ziemię. Mówi o tym do wszystkich ludzi, lecz w sposób szczególny przypomina to nam — tobie i mnie — którzy powiedzieliśmy Mu, że jesteśmy zdecydowani poważnie potraktować nasze chrześcijańskie powołanie, tak aby Bóg był zawsze obecny w naszych myślach, w naszych słowach i we wszystkich uczynkach, nawet w tych najzwyklejszych i najpospolitszych.

Jezus jest drogą. Pozostawił za sobą na tej ziemi wyraźne odbicie swoich kroków. Są one niezniszczalnymi śladami, których ani upływ czasu, ani złość nieprzyjaciela nie potrafią wymazać. Iesus Christus heri, et hodie; ipse et in saecula. Jak bardzo lubię powtarzać te słowa: Jezus Chrystus, ten sam, jaki był wczoraj dla Apostołów i dla wszystkich poszukujących Go, żyje dziś dla nas i żyć będzie na wieki. My, ludzie, naszymi zmęczonymi czy też zmąconymi oczyma nie potrafimy czasem odkryć Jego oblicza, mimo Jego stałej ponadczasowej obecności. Teraz, rozpoczynając chwilę modlitwy przed Tabernakulum, błagaj Go jak ów ślepiec z Ewangelii: Domine, ut videam! Panie, obym przejrzał, oby mój rozum napełnił się światłem, a mój umysł przeniknęło słowo Chrystusa; oby w mej duszy zapuściło korzenie Jego życie, abym się przemienił i przygotował do wiecznej chwały.

Jakże przejrzyste jest nauczanie Jezusa Chrystusa! Jak zwykle, otwórzmy Nowy Testament, tym razem rozdział XI Ewangelii świętego Mateusza: Uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem. Rozumiesz? Musimy się uczyć od Niego, od Jezusa, który jest naszym jedynym wzorem. Jeżeli chcesz iść naprzód bez potknięć i błądzenia, wystarczy ci iść tą drogą, którą On chodził, stąpać po Jego śladach, skryć się w Jego pokornym i cierpliwym Sercu, pić ze źródła Jego przykazań i Jego uczuć; słowem, winieneś utożsamić się z Jezusem Chrystusem, musisz prawdziwie przemienić się w drugiego Chrystusa pośród twych braci ludzi.

Aby się wyzbyć wszelkich wątpliwości, przeczytajmy jeszcze inny urywek z Ewangelii świętego Mateusza. W rozdziale XVI Chrystus jeszcze bardziej uściśla swoje nauczanie: Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Droga Boża jest drogą wyrzeczenia, umartwienia, oddania, lecz nie jest drogą smutku czy przygnębienia.

Spójrz na przykład Chrystusa — od żłóbka w Betlejem aż do tronu na Kalwarii. Pomyśl o Jego wyrzeczeniu się siebie i o wszystkim, co wycierpiał: głód, pragnienie, wyczerpanie, upał, znużenie, senność, złe traktowanie, niezrozumienie, łzy… ; ale też o Jego radości z tego, że niesie zbawienie całej ludzkości. Chciałbym, abyś głęboko wyrył sobie w umyśle i w sercu, byś wielekroć nad tym rozmyślał i wyciągał praktyczne wnioski z wezwania świętego Pawła, które skierował do Efezjan, by bez wahania kroczyli śladami Chrystusa: Bądźcie więc naśladowcami Boga, jako dzieci umiłowane, i postępujcie drogą miłości, bo i Chrystus was umiłował i samego siebie wydał za nas w ofierze i dani na wdzięczną wonność Bogu.

Chrystus wydał samego siebie na całopalną ofiarę z miłości. I ty, uczniu Chrystusa, ty, synu szczególnie umiłowany przez Boga, ty, który zostałeś wykupiony za cenę Krzyża — również i ty winieneś być gotów do złożenia ofiary z samego siebie. Dlatego ani ty, ani ja, niezależnie od okoliczności, w jakich się znajdziemy, nie możemy postępować samolubnie, połowicznie, po filistersku, lekkomyślnie… — powiedzmy szczerze i otwarcie — głupio. Jeżeli zmierzasz tylko do tego, żeby cię ludzie cenili i pragniesz być poważany i mile widziany, a nie szukasz niczego poza przyjemnościami życia, zboczyłeś z drogi… Jedynie ci, którzy kroczą wąską, ciernistą i stromą drogą cierpień, wejdą do miasta świętych, będą tam odpoczywać i królować z Królem na wieki wieków.

Jest rzeczą konieczną, abyś się zdecydował na dobrowolne niesienie krzyża. W przeciwnym razie ustami będziesz mówił, że naśladujesz Chrystusa, a twoje czyny będą temu przeczyć; w ten sposób nie dojdziesz nigdy do zażyłości z Nauczycielem, nie będziesz Go prawdziwie kochał. Raz na zawsze powinniśmy uświadomić sobie jako chrześcijanie, że nie jesteśmy Jezusowi bliscy, jeśli nie potrafimy spontanicznie wyrzec się tylu rzeczy dyktowanych przez kaprys, próżność, zachcianki lub interesy… Nie może upłynąć żaden dzień bez przyprawienia go wdziękiem i solą umartwienia. I nie myśl, że będziesz wówczas nieszczęśliwy. Marne będzie twoje szczęście, jeżeli nie nauczysz się zwyciężać samego siebie, jeżeli miast walecznie nieść swojego krzyża dopuścisz, by owładnęły tobą i przygniotły cię twoje namiętności i zachcianki.

Przypomina mi się ów opis snu pewnego pisarza złotego wieku hiszpańskiego; zapewne niektórzy słyszeli już to ode mnie przy innej okazji. W tym śnie otwierają się przed śniącym dwie drogi. Jedna jest szeroka i przejezdna, łatwa, z licznymi gospodami i karczmami oraz różnymi miejscami przyjemnego wypoczynku. Drogą tą jeżdżą ludzie konno lub w karetach, pośród muzyki i śmiechu — szalonego śmiechu. Jest ich wielu, wielu, upojonych pozornym, ulotnym tylko szczęściem, bowiem ta droga prowadzi do bezdennej przepaści. Jest to droga światowców, wiecznych filistrów: ludzie ci obnoszą radość, której wcale w sobie nie posiadają, nieprzerwanie szukają wciąż nowych rozrywek i przyjemności… boją się cierpienia, wyrzeczeń i poświęceń. Nie chcą słyszeć o krzyżu Chrystusowym, uważają go za szaleństwo. Ale to właśnie oni są nierozumni; niewolnicy zawiści, używania, zmysłowości. W końcu gubią samych siebie i zbyt późno zdają sobie sprawę, że dla błahostek zmarnowali swe szczęście ziemskie i wieczne. Pan nas ostrzega: Kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł?

W tymże śnie mamy inną drogę, prowadzącą w przeciwnym kierunku. Jest tak stroma i wąska, że nie można jej przebyć na koniu. Każdy, kto na nią wchodzi, musi nią iść z trudem, pieszo, może zygzakami, stąpając ze spokojnym obliczem pośród cierni i potykając się o kamienie. Czasami cierń rozdziera im ubranie, czasami rani ciało. Lecz w końcu wędrówki otwiera się przed nimi rajski ogród, gdzie czeka na nich wieczne szczęście, Niebo. Jest to droga obrana przez świętych, którzy z miłości do Jezusa gotowi są chętnie poświęcić się z pokorą dla innych; jest to droga tych, którzy nie boją się trudu, którzy z miłością dźwigają swój krzyż, chociażby bardzo ciężki, gdyż wiedzą, że jeżeli upadną pod jego ciężarem, będą mogli znów powstać i wspinać się dalej. Siłą tych wędrowców jest Chrystus.

Jakie znaczenie mają nasze potknięcia, skoro wraz z bólem upadku uderzenia odnajdujemy siłę, która pozwala nam się znów wyprostować i iść dalej z nowym zapałem? Nie zapominajcie mi, że świętym nie jest ten, kto nigdy nie upada, ale ten, kto zawsze się podnosi, z pokorą i świętym uporem. W Księdze Przysłów jest napisane, że prawy siedmiokroć upadnie i powstanie. Dlatego, ty i ja, biedne stworzenia, nie powinniśmy się dziwić ani tracić ducha na widok naszej nędzy, naszych potknięć, bo przecież będziemy mogli iść dalej, jeśli szukać będziemy siły w Tym, który nam przyobiecał: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Dzięki Ci, Panie, quia tu es, Deus, fortitudo mea, gdyż Ty, zawsze tylko Ty, mój Boże, byłeś mi siłą, ucieczką, oparciem.

Jeśli rzeczywiście chcesz dokonać postępu w życiu wewnętrznym, to bądź pokorny. Szukaj wytrwale i ufnie pomocy Pana i Jego błogosławionej Matki, która jest również twoją Matką. Choćby nawet jeszcze nie zagojone rany po niedawnym potknięciu tak bardzo bolały, w pokoju ducha, całkiem spokojnie obejmij ponownie krzyż i powiedz: Panie, z Twoją pomocą będę walczył o to, by nie stanąć w miejscu; wiernie odpowiem na Twoje wezwanie, nie mogą mnie przerażać ani strome drogi, ani pozorna monotonia codziennej pracy, ani przydrożne osty czy kamienie. Wiem o Twoim miłosierdziu, a także o tym, że przy końcu mojej drogi znajdę wieczne szczęście, radość i miłość po wieczne czasy.

Ale w tymże śnie ów pisarz odkrył jeszcze trzecią drogę. Również i ona jest wąska, kamienista i porośnięta chwastami, jak droga druga; przedziera się nią kilku ludzi z dumną miną i teatralnym patosem; jednak i ta droga kończy się w tej samej straszliwej przepaści, co pierwsza. Jest to droga obłudników, którym brakuje właściwej intencji, którymi kieruje fałszywa gorliwość, którzy bezczeszczą dzieła Boże używając je do ziemskich, egoistycznych celów. Głupotą jest wykonywanie uciążliwej pracy, aby być podziwianym; zachowywanie przykazań Bożych w męczącym wysiłku tylko po to, aby otrzymać ziemską nagrodę. Kto przez praktykowanie cnót chce uzyskać dobra ziemskie, jest jak człowiek, który sprzedaje kosztowny przedmiot za drobne grosze. Mógł zdobyć Niebo, a zadowala się przemijającą pochwałą… Dlatego o nadziejach obłudników mówi się, że są jak pajęczyna: trzeba wiele wysiłku, aby ją utkać, a wystarczy podmuch wiatru, by przestała istnieć.

Stawiam przed wami te prawdy tak twardo, abyście sumiennie przebadali motywy swojego postępowania. Możecie niejedno naprostować i skierować od nowa na służbę Bogu i waszym braciom, ludziom. Patrzcie, jak Pan jest bliski nam, z jaką miłościę spojrzał na nas i wezwał świętym powołaniem nie na podstawie naszych czynów, lecz stosownie do własnego postanowienia i łaski, która nam dana została w Chrystusie Jezusie przed wiecznymi czasami.

Oczyśćcie wasze intencje, czyńcie wszystko z miłości do Boga, radośnie obejmując codzienny krzyż. Powtarzam to tysiąckroć, gdyż uważam, że właśnie te myśli powinny być wyryte w sercu każdego chrześcijanina: kiedy nie ograniczamy się wyłącznie do znoszenia przeciwności, cierpień fizycznych lub moralnych, lecz przyjmujemy je z miłością i ofiarujemy Bogu na zadośćuczynienie za nasze własne grzechy i grzechy wszystkich ludzi, wtedy — zapewniam was — te cierpienia nie będą nas przygniatały.

Wtedy nie dźwiga się już byle jakiego krzyża: rozpoznaje się Krzyż Chrystusa i znajduje się pociechę na myśl, że to Odkupiciel wziął na siebie jego ciężar. My stajemy się Jego współpracownikami, jak Szymon z Cyreny, który wracając z pola myślał o zasłużonym wypoczynku, a został zmuszony do nadstawienia własnych barków, by pomóc Jezusowi. Stać się dobrowolnie tym, czym był Cyrenejczyk, być bliskim umęczonemu Chrystusowi — to dla duszy miłującej nie oznacza nieszczęścia, ale pewność, że Bóg jest blisko nas i błogosławi nam poprzez to wybraństwo.

Wielu ludzi mówiło mi często ze zdumieniem, że moje dzieci w Opus Dei zawsze są — dzięki Bogu — radosne i zarażają drugich swoją radością. Na tę oczywistość odpowiadam zawsze tym samym wytłumaczeniem, gdyż nie znam innego: ich radość polega na tym, że nie boją się ani życia, ani śmierci, że nie pozwalają przygnieść się przeciwnościom i starają się przeżywać każdy dzień w duchu ofiary, z gotowością — pomimo własnej nędzy i słabości — do wyrzeczenia się samych siebie, aby dla innych drogę chrześcijańską uczynić bardziej pociągającą i miłą.

Wiem, że kiedy do was mówię, staracie się przeprowadzić przed Bogiem życiowy rachunek sumienia. Czy nie jest tak, że większość owych wyrzutów, które niepokoją twoją duszę, owego niepokoju, wynika z tego, że nie odpowiedziałeś na wezwania Boże. Albo zszedłeś na drogę obłudników, bo szukałeś samego siebie? Starając się nędznie zachowywać na zewnątrz pozory postawy chrześcijańskiej, w swoim wnętrzu odmawiałeś wyrzeczenia się siebie, umartwienia swoich ciemnych namiętności i bezwarunkowego, ofiarnego oddania się, jak Jezus Chrystus.

Zrozumcie, że w tym czasie modlitwy przed Tabernakulum nie możecie ograniczać się jedynie do słuchania słów wypowiadanych przez kapłana, którymi chce on niejako zmaterializować osobistą modlitwę każdego z was. Ja czynię pewne sugestie, daję pewne wskazówki, ale to ty musisz podjąć wysiłek, aby je przemyśleć i przyjąć. Winny one stać się przedmiotem bardzo osobistej, cichej rozmowy między tobą a Bogiem, abyś mógł je zastosować w swej aktualnej sytuacji. Wówczas, w świetle Bożym, ujrzysz jasno, co w twoim postępowaniu jest właściwe, a co rozwija się w fałszywym kierunku i co z łaską Bożą trzeba naprawić.

Dziękuj Bogu za wiele dobrych czynów, które bezinteresownie spełniłeś. Rówież i ty możesz śpiewać z Psalmistą: Wydobył mnie z dołu zagłady i z kałuży błota, a stopy moje postawił na skale i umocnił moje kroki. Błagaj także o przebaczenie twoich zaniedbań i fałszywych kroków, jeśli dostałeś się w żałosny labirynt obłudy, twierdząc, iż pragniesz chwały Bożej i dobra swych bliźnich, a w rzeczywistości szukałeś samego siebie… Bądź odważny, bądź wspaniałomyślny, odrzuć to wszystko i powiedz Panu, że nie chcesz już więcej sprawiać zawodu Jemu i ludziom.

A teraz przyszedł czas, żebyś zwrócił się do swej błogosławionej Matki Niebieskiej, by cię przygarnęła w swoje ramiona i wyjednała dla ciebie litościwe spojrzenie swego Syna. Postaraj się od razu uczynić konkretne postanowienia: odrzuć raz na zawsze, nawet gdyby to bolało, ten czy ów drobiazg, który przeszkadza ci w drodze. Ty go dobrze znasz i Bóg go zna. Pycha, zmysłowość i brak ducha nadprzyrodzonego połączą swoje siły, by ci podszeptywać: Co takiego? To przecież nic wielkiego. To tylko nic nie znaczący drobiazg! Nie wdawaj się w dialog z pokusą i odpowiedz: Tak, spełnię również ten Boży wymóg! I będziesz miał rację. Miłość bowiem okazuje się szczególnie w rzeczach drobnych. Najcięższe ofiary, których Bóg od nas wymaga, są zazwyczaj drobne, ale i tak regularne i tak znaczące jak bicie serca. Czy znasz wiele matek, które dokonały bohaterskich i nadzwyczajnych czynów? Zapewne bardzo mało. A przecież i ty, i ja znamy wiele matek bohaterskich, prawdziwie heroicznych, które nie jawią się jako postacie z pierwszych stron gazet ale które żyją w ustawicznym wyrzeczeniu się siebie, z radością poświęcają swoje upodobania i skłonności, swój czas i możliwości samospełnienia czy sukcesu po to, aby swym dzieciom życie usłać szczęściem.

Weźmy inne przykłady, również z życia codziennego. Wspomina o nich święty Paweł: Każdy, który staje do zapasów, wszystkiego sobie odmawia; oni, aby zdobyć przemijającą nagrodę, my zaś nieprzemijającą. Zauważcie, ilu podejmują się wyrzeczeń, zarówno mężczyźni jak i kobiety, chętnie lub niechętnie, dla pielęgnacji swego ciała, ochrony swego zdrowia lub dla zyskania uznania innych… A my? Czy nie potrafimy nigdy odpowiedzieć na niezmierzoną miłość Boga, która tak mało znajduje uznania u ludzi, i nie zdobędziemy się na umartwienie tego, co należy umartwić, aby nasze serca i umysły jeszcze bardziej zwróciły się ku Panu?

U wielu świadomość chrześcijańska tak bardzo uległa wypaczeniu, że takie słowa jak umartwienie i pokuta kojarzą się jedynie z surowymi postami i włosienicami, o których opowiadają godne podziwu żywoty świętych. My w naszym rozważaniu wyszliśmy z oczywistej przesłanki, że wzorem, który winniśmy naśladować w naszym życiu, jest Jezus Chrystus. Zapewne, Pan przygotowywał się do swego nauczania usuwając się na pustynię, by pościć przez czterdzieści dni i czterdzieści nocy, ale przedtem i potem z taką naturalnością praktykował cnotę wstrzemięźliwości, że Jego przeciwnicy ośmielili się stawiać Mu zarzut: oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników.

Zależy mi na tym, byście odkryli całą głębię prostoty Nauczyciela, który nie obnosi się ze swym życiem pokutniczym i tego samego domaga się od ciebie: Kiedy pościcie, nie bądźcie jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę, powiadam wam: już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i umyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który jest w ukryciu, odda tobie.

Tak właśnie winieneś ćwiczyć się w duchu pokuty: patrząc tylko na Boga jak dziecko, które okazuje swemu ojcu, jak bardzo go kocha, wyrzekając się paru skarbów o wątpliwej wartości — szpulki od nici, żołnierzyka z urwaną głową, kapsla od butelki; taka decyzja też może być dla dziecka ciężka, lecz w końcu zwycięża miłość i promieniejąc oddaje swemu ojcu te drobiazgi.

Wybaczcie, że wciąż od nowa zwracam wam uwagę na drogę, na którą wzywa nas Bóg, kiedy powołuje nas, abyśmy służyli Panu pośród świata i uświęcali siebie i drugich zwyczajną pracą. Z podziwu godnym rozsądkiem a równocześnie z głęboką wiarą głosił święty Paweł, że napisane jest w Prawie Mojżeszowym: "Nie zawiążesz pyska wołowi młócącemu". I zapytuje: Czyż o woły troszczy się Bóg, czy też powiedział to przede wszystkim ze względu na nas? Bo przecież ze względu na nas zostało napisane, iż oracz ma orać w nadziei, a młocarz młócić w nadziei, że będzie miał coś z tego.

Życia chrześcijańskiego nie można sprowadzić do przygniatającego jarzma obowiązków udręczających duszę. Życie chrześcijańskie dostosowuje się do indywidualnych okoliczności, jak rękawiczka do ręki; ono żąda od nas, abyśmy w wykonywaniu naszych zwyczajnych zadań, wielkich czy małych, dzięki modlitwie i umartwieniu nie tracili nigdy sprzed oczu horyzontu nadprzyrodzoności. Pamiętajcie o tym, że Bóg bez miary kocha swoje stworzenia, a jakże pracowałby osioł, gdyby nie dano mu paszy, wypoczynku, albo osłabiło jego siły nadmiarem kijów? Twoje ciało jest niczym osiołek — osiołek był przecież tronem Boga w Jerozolimie — niesie cię na swym grzbiecie po Bożych chodnikach na tej ziemi. Dlatego powinieneś czuwać nad nim, by nie zbaczało z Bożych dróg, ale też powinieneś dodawać mu zachęty, aby jego bieg był taki radosny i pełen werwy, na jaki stać osiołka.

Czy już starasz się powziąć szczere postanowienia? Proś Pana, aby ci dopomógł podjąć trud życia z miłości do Niego; zaprawiać wszystko w sposób naturalny oczyszczającym aromatem umartwienia; wyniszczać się w Jego służbie bez wystawiania na pokaz, w milczeniu, jak spala się lampka przed Tabernakulum. Jeśli jednak w tej chwili nie masz pojęcia, jak konkretnie odpowiedzieć na impulsy łaski Bożej, to posłuchaj uważnie.

Pokuta oznacza dokładne wykonanie planu dnia, który sobie wyznaczyłeś, choćby ciało się sprzeciwiało, a myśl próbowała uciekać do chimerycznych marzeń. Pokuta polega na wstawaniu ze snu o określonej godzinie. A także na tym, by nie odkładać na później bez uzasadnionych racji tego zadania, które okazuje się trudniejsze czy wymagające więcej wysiłku.

Pokuta polega na umiejętnym pogodzeniu swoich obowiązków wobec Boga, wobec drugich i wobec siebie samego, tak byś od siebie wymagał, byś znalazł czas na każde zadanie. Czynisz pokutę, kiedy z miłością podporządkowujesz się swemu planowi modlitw pomimo wyczerpania, wewnętrznego chłodu czy niechęci.

Pokuta to traktowanie zawsze z największą miłością innych ludzi, szczególnie tych najbliższych; to okazywanie z największą delikatnością troski cierpiącym, chorym, upośledzonym. To cierpliwe odpowiadanie ludziom uciążliwym lub przychodzącym nie w porę. To zmienianie lub odkładanie naszych planów, kiedy wymagają tego okoliczności, a nade wszystko dobre — i uzasadnione interesy innych.

Pokuta polega na znoszeniu z dobrym humorem tysięcy drobnych przeciwności dnia; na tym, by nie porzucać rozpoczętej pracy, chociaż odeszła cię początkowa ochota; na spożywaniu z wdzięcznością tego, co zostanie podane do stołu, bez grymasów lub kaprysów.

Dla rodziców i w ogóle dla tych, którzy pełnią misję rządzenia lub wychowania, pokuta polega na upominaniu, kiedy należy, w zależności od natury błędu czy od osobowości tego, kto potrzebuje upomnienia, bez ulegania głupim i sentymentalnym subiektywizmom.

Duch pokuty sprawia, że nie trwamy z uporem przy swych monumentalnych projektach na przyszłość, w których przewidzieliśmy już swoje genialne pociągnięcia pędzla. Jakąż radość sprawimy Bogu, gdy zrezygnujemy ze swoich bohomazów i pacykarskich poczynań, a pozwolimy, by On dodał te walory i kolory, które najbardziej Mu się podobają!

Można znaleźć wiele innych przykładów; wymieniłem tylko te nieliczne, które mi przyszły na myśl, a które możesz wykorzystywać w ciągu dnia, by zbliżać się coraz bardziej i bardziej do Boga, i coraz bardziej i bardziej do bliźniego. To, że przytoczyłem te przykłady, nie oznacza, że gardzę wielkimi praktykami pokutnymi. Wprost przeciwnie, są one dobre i słuszne,a nawet konieczne, kiedy Pan wzywa nas do pójścia taką drogą, przy czym ważną rzeczą jest zasięgnięcie rady swego kierownika duchowego. Chciałbym ci jednak zwrócić uwagę, że z takimi wielkimi pokutami mogą iść w parze wielkie upadki spowodowane pychą. Z drugiej strony, jeżeli ustawicznie chcesz podobać się Bogu w drobnych walkach toczonych w swoim wnętrzu — na przykład, przez uśmiech, kiedy wcale ci nie jest do śmiechu; zapewniam cię, że czasami więcej kosztuje drobny uśmiech aniżeli noszenie włosiennicy przez godzinę — a więc przy takim stale odnawianym pragnieniu podobania się Bogu z trudem będzie mogła rozwinąć się nasza pycha i jest prawie niemożliwe, byśmy mogli sobie naiwnie wyobrazić, iż jesteśmy już niemal bohaterami. Widzimy siebie wówczas raczej jako dziecko, które swemu ojcu może ofiarować jedynie drobiazg, ale drobiazg przyjmowany przez ojca z wielką radością.

Czy zatem chrześcijanin musi zawsze żyć duchem umartwienia? Tak, ale z miłości. Nosimy bowiem skarb naszego powołania w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas. Zewsząd znosimy cierpienia, lecz nie poddajemy się zwątpieniu; żyjemy w niedostatku, lecz nie rozpaczamy; znosimy prześladowania, lecz nie czujemy się osamotnieni, obalają nas na ziemię, lecz nie giniemy. Nosimy nieustannie w ciele naszym konanie Jezusa, aby życie Jezusa objawiło się w naszym śmiertelnym ciele.

Być może do tej chwili nie czuliśmy się przynagleni do kroczenia tak blisko Chrystusa. Może nie zdawaliśmy sobie jeszcze sprawy, że nasze drobne wyrzeczenia możemy złączyć z Jego odkupieńczą ofiarą, jako przebłaganie za nasze grzechy, za grzechy ludzi wszech czasów, za przewrotne działanie Lucyfera, który nadal sprzeciwia się Bogu ze swoim non serviam! Jak moglibyśmy się ważyć na zawołanie bez obłudy: Panie, bolą mnie obrazy raniące Twoje najukochańsze Serce, jeżeli się nie zdecydujemy na wyrzeczenie choćby drobiazgu lub złożenie małej ofiary ku uwielbieniu Jego boskiej Miłości? Pokuta — prawdziwe zadośćuczynienie — każe nam szybkimi krokami podążać drogą oddania się i miłości. Oddania — celem zadośćuczynienia, a miłości — celem pomagania innym, jak Chrystus nam pomaga.

Od tej chwili spieszcie się, aby kochać. Miłość każe zamilknąć naszym narzekaniom i protestom. Bo wprawdzie często znosimy przeciwności ale się uskarżamy; a wówczas nie dość, że marnujemy łaskę Bożą, ale wiążemy Bogu ręce w odniesieniu do Jego dalszych oczekiwań względem nas. Hilarem enim datorem diligit Deus, Bóg miłuje tego, kto daje z radością, ze spontanicznością miłującego serca, a nie z miną człowieka, który uważa, że swoim poświęceniem wyświadcza innym łaskę.

Spójrz raz jeszcze na swoje życie i błagaj o wybaczenie tego czy innego szczegółu, który rzuca się w oczy twojego sumienia; za to, że nie poskromiłeś swego języka; za te myśli, które ustawicznie kręcą się wokół ciebie; za przyzwolony krytyczny sąd, który cię teraz głupio trapi i niepokoi… Możecie być bardzo szczęśliwi! Pan chce, byście byli zadowoleni, upojeni radością, kroczący tą samą drogą szczęścia, którą On sam kroczył. Nieszczęśliwi czujemy się tylko wtedy, kiedy chcemy koniecznie zejść z Jego drogi, gdy wkraczamy na ścieżkę egoizmu i zmysłowości; a jeszcze bardziej, kiedy wychodzimy na drogę obłudy.

Chrześcijanin winien być autentyczny, prawdziwy, szczery we wszystkich swoich czynach. Jego postępowanie winno odzwierciedlać ducha Chrystusowego. Jeżeli w ogóle ktoś na tym świecie winien okazać się konsekwentny, to właśnie chrześcijanin, ponieważ to on otrzymał w depozyt dar, który winien przynosić owoce, prawdę, która wyzwala i zbawia. Może zapytacie mnie: Ojcze, a jak osiągnąć tę szczerość życia? Jezus Chrystus powierzył swemu Kościołowi wszystkie niezbędne po temu środki. Nauczył nas modlić się, obcować ze swym Ojcem Niebieskim; zesłał nam swego Ducha, tego Wielkiego Nieznanego, który działa w duszach naszych; i pozostawił nam te widzialne znaki łaski, którymi są Sakramenty. Korzystaj z nich. Pogłębiaj swoją pobożność. Odmawiaj modlitwy każdego dnia. I nigdy nie zrzucaj ze swoich barków słodkiego brzemienia Krzyża Chrystusowego.

To Jezus zaprosił cię, abyś szedł Jego śladem jako dobry uczeń, abyś mógł przejść przez to ziemskie życie siejąc pokój i radość, których świat dać nie może. Dlatego — podkreślam — winniśmy kroczyć naprzód bez lęku przed życiem i bez obawy przed śmiercią, bez ucieczki za wszelką cenę przed cierpieniem, które dla chrześcijanina jest środkiem oczyszczenia i okazją do prawdziwego miłowania swoich braci w tysiącach okazji codziennego życia.

Minął nasz czas. Muszę kończyć to rozważanie, którym chciałem poruszyć twoją duszę, abyś w odpowiedzi powziął kilka postanowień. Niech będzie ich niewiele, ale niech będą konkretne. Pamiętaj, że Bóg chce, abyś był radosny, i jeżeli ze swej strony uczynisz wszystko, co możesz, będziesz szczęśliwy, bardzo szczęśliwy, najszczęśliwszy, chociaż ani na chwilę nie zabraknie ci Krzyża. Lecz ten Krzyż nie jest już szubienicą, ale jest tronem, na którym króluje Chrystus. A u Jego boku stoi Jego Matka, która jest również naszą Matką. Niech Najświętsza Maryja Panna wyjedna dla ciebie tę moc, której potrzebujesz, by zdecydowanie kroczyć śladami Jej Syna.

Odniesienia do Pisma Świętego
Odniesienia do Pisma Świętego
Odniesienia do Pisma Świętego
Ten rozdział w innym języku