Przedmowa

Bóg wie najlepiej. My ludzie tak mało rozumiemy z Jego łagodnej ojcowskiej drogi, którą prowadzi nas ku Sobie. Pisząc w roku 1973 przedmowę do książki To Chrystus przechodzi, nie mogłem przewidzieć, że w tak krótkim czasie odejdzie do domu niebieskiego ów święty kapłan, do którego tysiące mężczyzn i kobiet z całego świata — dzieci jego modlitwy, jego ofiary i jego wielkodusznego oddania się Woli Bożej — mogą odnieść z niezmierną wdzięcznością te same wzruszające słowa pochwały, które święty Augustyn wyśpiewał o naszym Ojcu i Panu, świętym Józefie: lepiej spełnił ojcostwo serca aniżeli ktokolwiek inny spełnił ojcostwo według ciała. Odszedł z tego świata w czwartek 26 czerwca 1975 roku, w południe, w tymże Rzymie, który tak bardzo kochał, ponieważ jest stolicą Piotra, centrum chrześcijaństwa, i głową wszechogarniającej miłości Kościoła świętego. Kiedy jeszcze dzwony na Anioł Pański rozlegały się w naszych uszach, Założyciel Opus Dei usłyszał — w pełnym i wiecznym znaczeniu — te słowa: amice, ascende superius, przyjacielu, wejdź do radości Nieba.

Opuścił ten świat w powszednim dniu swej kapłańskiej pracy, w pełni pogrążony w rozmowę z Nim, który jest Życiem i dlatego Założyciel Opus Dei sam też nie umarł: jest u Jego boku. Pośród swych duszpasterskich zajęć doznał owego słodkiego zachwytu — tak wyraża to w homilii Ku świętości — spotkania się twarzą w twarz z Chrystusem. Było mu nareszcie dane oglądać piękne Oblicze, za którym tak bardzo tęsknił: Vultum tuum, Domine, requiram!.

Od pierwszej chwili po jego narodzinach dla niebieskiej ojczyzny zaczęły do mnie docierać świadectwa niezliczonej rzeszy osób, które znały jego święte życie. Wyrażały one, i nadal wyrażają, uczucia, które można już wyrażać głośno. Przedtem milczano z szacunku dla pokory człowieka uważającego siebie za grzesznika, który szalenie kocha Jezusa Chrystusa. Przeżyłem radość usłyszenia wprost z ust samego Ojca Świętego jednej z jego wielu płomiennych pochwał dla Założyciela Opus Dei. W czasopismach i gazetach na całym świecie można przeczytać niezliczone artykuły pełne uznania ze strony ludu chrześcijańskiego i osób, które jeszcze nie wyznają Chrystusa, ale które zaczęły Go poznawać poprzez słowa i czyny prałata Escrivá de Balaguer.

"Ale dopóki żyję, nie przestanę głosić, że absolutną koniecznością jest to abyśmy byli ludźmi modlitwy. Stale trzeba się modlić! W każdej sytuacji, w najróżniejszych okolicznościach, ponieważ Bóg nigdy nas nie opuszcza". To było jego jedyne zajęcie: modlitwa i zachęta do modlitwy. Dlatego rozbudził pośród świata cudowną mobilizację osób — jak lubił mówić — gotowych do poważnego potraktowania życia chrześcijańskiego, poprzez synowski stosunek do Pana. Wielu z nas nauczyło się od tego stuprocentowego kapłana, "wielkiej tajemnicy Bożego miłosierdzia: tego, że jesteśmy dziećmi Bożymi".

W drugim tomie homilii zamieszczamy niektóre teksty opublikowane jeszcze wtedy, kiedy prałat Escrivá de Balaguer przebywał razem z nami, tu, na ziemi i inne spośród wielu, które pozostawił do późniejszej publikacji, ponieważ pracował bez pośpiechu i do samego końca. Pomimo tego, że zalicza się go do mistrzów duchowości chrześcijańskiej, nigdy nie pretendował do tego, by być autorem. Jego nauczanie, tak atrakcyjne i sugestywne, ma znaleźć zastosowanie w pracy, w domu rodzinnym, w stosunkach międzyludzkich — wszędzie. Posiadał dar, również naturalny, dawania słuchaczowi lub czytelnikowi o wiele więcej niż ten ostatni początkowo spodziewał się. Bardzo dobrze się go czyta! Precyzyjne sformułowania i żywe obrazy docierają do wszystkich niezależnie od mentalności i kultury. Nauczył się tego w szkole Ewangelii: stąd pochodzi jego jasność, jego dogłębne przenikanie duszy, umiejętność nieprzemijania wraz z modą, ponieważ nigdy nie starał się być modny.

Tych osiemnaście homilii przedstawia panoramę podstawowych cnót ludzkich i chrześcijańskich dla człowieka, który chce podążać śladami Nauczyciela, nie odstępując Go ani na krok. Nie stanowią one teoretycznego traktatu, ani też kompendium rad służących do nabycia ogłady duchowej. Zawierają żywą doktrynę, gdzie głębia teologii zespolona jest z ewangeliczną przejrzystością dobrego duszpasterza. U prałata Escrivá de Balaguer słowo staje się rozmową z Bogiem — modlitwą — nie przestając być wzruszającą rozmową z tymi, którzy go słuchają, gdyż odpowiada ich niepokojom i nadziejom. Homilie te stanowią katechezę doktryny i życia chrześcijańskiego, gdzie zarówno mówi się o Bogu, jak i rozmawia się z Bogiem: Może w tym, że zawsze podkreślał on miłość do Boga jako "zwracanie spojrzenia ku Niemu nieustannie i niestrudzenie" , tkwi sekret jego ogromnych zdolności komunikacyjnych.

Już w pierwszej homilii ukazuje się jeden ze stałych tematów nauczania prałata Escrivá de Balaguera, przypominając, że Bóg wzywa wszystkich ludzi do świętości. Podejmuje słowa Apostoła — wolą Bożą jest wasze uświęcenie — i zwraca uwagę: "Mamy być święci — jak to się mówi — od stóp do głów: być prawdziwymi, autentycznymi chrześcijanami, godnymi kanonizacji; w przeciwnym razie okaże się, że zawiedliśmy jako uczniowie jedynego Nauczyciela". A dalej uściśla: "gdyż świętość, której Pan Nasz wymaga od ciebie, osiąga się przez wykonywanie — z miłością do Boga — pracy i codziennych obowiązków, które zazwyczaj składają się z rzeczy małych".

Na czym opierają się, z jakiego tytułu chrześcijanie żywią tak zdumiewające aspiracje? Odpowiedź na to pytanie powraca jak refren w trakcie tych homilii: jest to pokorna odwaga tego, który "wie, że jest biedny i słaby, ale wie równocześnie, że jest dzieckiem Bożym".

Prałat Escrivá de Balaguer jasno widzi wielką alternatywę stojącą przed każdą ludzką istotą: "Niewola albo dziecięctwo Boże: oto dylemat naszego życia. Albo być dziećmi Boga, albo niewolnikami pychy". Od chwili, kiedy Pan powołał do Siebie tego, którego tak żarliwie kochałem, zachęcony świętym przykładem wiernego i heroicznego poświęcenia ze strony Założyciela Opus Dei, z jeszcze większą intensywnością rozważałem na modlitwie tę prawdę, że bez pokory i prostoty dziecka nie możemy postawić ani kroku na drodze służenia Bogu. "Pokora oznacza widzenie siebie takim, jakim się rzeczywiście jest, bez upiększeń, w prawdzie. A kiedy pojmujemy swoją nędzę, otwieramy się na wielkość Boga i to stanowi o naszej wielkości".

Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał — nauczał święty Jan Chrzciciel, poprzednik Chrystusa. A Chrystus powiada: uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem. Pokora nie oznacza pomniejszenia człowieka; pokora głoszona przez Założyciela Opus Dei jest czymś żywym i dogłębnie odczuwanym, gdyż oznacza "uznanie swej małości w obliczu Boga: uznanie się za dziecko, za syna". Prałat Escrivá de Balaguer stosuje wymyślone bodajże przez siebie wyrażenie: wibrująca pokora, gdyż małość dziecka wspieranego przez wszechpotężną pomoc jego Ojca Boga wibruje w dziełach wiary, nadziei i miłości i we wszystkich innych cnotach, które Duch Święty wlewa w jego duszę.

Temat przewodni pierwszej homilii przewija się przez wszystkie pozostałe: zwyczajne życie, codzienność, normalne, powtarzające się sytuacje. Prałat Escrivá de Balaguer mówi o wszystkich cnotach w ustawicznym odniesieniu do życia chrześcijanina, który jest w świecie, ponieważ to jest jego miejsce, placówka, na której Bóg zechciał go postawić. Tu rozwijają się cnoty ludzkie: roztropność, umiłowanie prawdy, pogoda ducha, sprawiedliwość, wielkoduszność, pracowitość, wstrzemięźliwość, szczerość, męstwo itd. Cnoty ludzkie i chrześcijańskie, gdyż wstrzemięźliwość doskonali się przez ducha pokuty i umartwienia; rygorystyczne spełnianie własnego obowiązku uszlachetnia się boskim tchnieniem miłości, "która jest jak hojne przelewanie się sprawiedliwości". Mamy żyć wśród rzeczy, którymi się posługujemy, ale oderwani od nich, z czystym sercem.

Ponieważ dla nas, zaangażowanych w interesy duchowe, czas to więcej niż pieniądz — to chwała!. Chrześcijanin wienien nauczyć się z niego korzystać w sposób pilny, aby wyrazić swoją miłość do Boga i swoją miłość do innych ludzi, uświęcając pracę, uświęcając się w pracy, uświęcając innych poprzez pracę. Winien zwracać uwagę na drobne rzeczy, czyli unikać daremnych marzeń i praktykować cichy heroizm, równocześnie naturalny i nadprzyrodzony, jako człowiek, który z Chrystusem przeżywa codzienną rzeczywistość. "Nigdzie nie jest napisane, że chrześcijanin ma być postacią obcą światu. Pan nasz Jezus Chrystus słowem i czynem pochwalał tę właśnie cnotę, która jest mi szczególnie droga: cnotę naturalności i prostoty (...) Niekiedy jednak ludzie przyzwyczajają się do tego, co jest proste i zwyczajne tak, że podświadomie szukają czegoś uderzającego i sztucznego. Każdy z was zapewne już tego doświadczył, że piękno świeżych, dopiero co ściętych róż, o delikatnych, pachnących płatkach, wychwala się słowami: są tak wspaniałe, że muszą być chyba sztuczne!".

Te słowa Założyciela Opus Dei docierają do nas z całą świeżością dopiero co ściętych róż, a są owocem całego życia spędzonego na obcowaniu z Bogiem i na żarliwym apostolstwie, będącym jak bezbrzeżne morze. Obok prostoty w pismach tych występuje stały motyw namiętnej, ekspansywnej miłości. Jest to "mocne bicie serca"; owo "spieszcie się, aby kochać", gdyż "cała przestrzeń ludzkiej egzystencji jest za mała, by poszerzyć granice twojej miłości".

Tak przechodzimy do drugiego z wielkich tematów jego medytacji: "więzi trzech cnót Boskich, które stanowią podstawę autentycznego życia chrześcijańskiego mężczyzny, chrześcijańskiej kobiety". Ustawicznie się do tego odwołuje: "żyć wiarą, trwać w nadziei, być przywiązanym do Jezusa Chrystusa, kochać Go naprawdę, naprawdę, naprawdę"; "pewność, która daje mi poczucie i świadomość synostwa Bożego, napełnia mnie prawdziwą nadzieją"; "nadszedł już czas, byś pośród swych codziennych zajęć ćwiczył wiarę, budził nadzieję, ożywiał miłość".

Po trzech homiliach na temat wiary, nadziei i miłości następuje homilia o modlitwie, ale konieczność życia w obcowaniu z Bogiem występuje tu już od pierwszej strony. "Modlitwa zaś winna rozwijać się w duszy stopniowo", naturalnie, z prostotą i z ufnością, gdyż "Żeby zwracać się do Ojca, dzieci Boże nie potrzebują sztucznych, pedantycznych metod". Modlitwa jest jak nitka w owej kanwie trzech cnót teologicznych. Wszystko staje się czymś jednym: w życiu rozlega się dźwięk boskości, gdyż "Nasze zjednoczenie z Bogiem nie wyłącza nas ze świata, w którym żyjemy, nie zamienia nas w istoty obce światu, obojętne wobec tego, co się wokół nich dzieje".

Jego ścisłe i trafne komentarze do Pisma świętego i częste odwoływania się do skarbca Tradycji chrześcijańskiej jak szybki potok przerywają miłosne okrzyki: "Jakże wielka jest miłość, jak wielkie miłosierdzie naszego Ojca! Kiedy patrzę na tak wielkie dzieła miłości Boga wobec Jego dzieci, na te dobrodziejstwa, które świadczą wprost o boskim szaleństwie miłości, wtedy chciałbym mieć tysiąc ust i tysiąc serc, aby bez końca wielbić Boga Ojca, Boga Syna i Boga Ducha Świętego".

Skąd wzięła się tak wielka miłość? To Bóg ją wlał w jego serce, a on potrafił odpowiedzieć na nią z własnej woli i zarazić nią wiele tysięcy dusz. Kochał i chciał kochać; chciał odpowiedzieć na łaskę, której Pan udzielił jego duszy. Wolność po to, by kochać, stała się jego pasją: "Opowiadam się za Bogiem w wolności, bez żadnego przymusu, gdyż taki jest mój wybór. I decyduję się służyć, zamienić moją egzystencję w oddanie się innym z miłości do mego Pana, Jezusa Chrystusa. Ta właśnie wolność każe mi wołać, że nic na tej ziemi nie może mnie oddzielić od miłości Chrystusa".

Drogę do świętości, na którą zaprasza nas prałat Escrivá de Balaguer, przenika głęboki szacunek dla wolności. Założyciel Opus Dei zachwyca się słowami świętego Augustyna, w których biskup Hippony podkreśla, iż Bóg uznał, że Jego słudzy będą lepsi jeżeli będą mu służyć dobrowolnie". Ta droga do nieba jest nadto bardzo odpowiednia dla człowieka tkwiącego w społeczeństwie, w pracy zawodowej, w sytuacjach często obojętnych lub stanowczo przeciwnych prawu Chrystusowemu. Założyciel Opus Dei nie zwraca się do człowieka cieplarnianego; zwraca się do osób, które walczą na otwartym polu, w przeróżnych sytuacjach życiowych. Tam właśnie podejmowana jest wolna decyzja służenia Bogu i miłowania Go ponad wszystko. Wolność okazuje się rzeczą niezbędną a w wolności umacnia się miłość i zapuszcza w niej swoje korzenie: "nikt nie rodzi się świętym: świętość wykuwa się w ustawicznym współdziałaniu łaski Bożej i ludzkiej odpowiedzi na nią".

Stąd też, abyśmy mogli lepiej obcować z Bogiem, podsyca się dwie namiętności: pasję miłości i pasję wolności. Kiedy wolność opowiada się po stronie Miłości Bożej, ich siły się jednoczą. Wypływające stąd potoki łaski — przy naszej odpowiedzi na nią — są tak potężne, że potrafią pokonać wszystkie trudności: terror psychiczny stosowany wobec tych, którzy pragną być wierni Panu; przezwyciężyć naszą słabość, nasze wady, niedoskonałości, które nigdy nas nie opuszczają, ale stają się okazją do coraz to nowego potwierdzenia miłości przez dobrowolną skruchę; pokonując trudności, które napotykamy wokół nas zasiewem pokoju i radości.

W jego uwagach na temat tej wspaniałej bożej i ludzkiej gry wolności i miłości są momenty, w których przebija się cierpienie — ból, jakiego doświadcza miłość z powodu braku ludzkiej odpowiedzi na miłosierdzie Boże — które zawsze towarzyszyło życiu prałata Escrivá de Balaguer. Kiedy się go spotykało, trudno było dostrzec, że cierpi. Mało kto z ludzi przeszedł przez ten świat z tak wielką radością, z tak dobrym humorem, z takim poczuciem młodości i duchem współczesności, jak on. Za niczym nie tęsknił z wyjątkiem Miłości Bożej. Wielu jego synów duchowych, którzy znali go z bliska, dziwiło się później: Jak to możliwe, żeby nasz Ojciec tak bardzo cierpiał? Widzieliśmy go zawsze wesołym, bacznym na najdrobniejsze szczegóły, oddanego nam wszystkim.

Pośrednią odpowiedź znajdujemy w niektórych z niniejszych homilii: "Ale nie zapominajcie, że przebywanie z Jezusem oznacza, iż z pewnością zetkniemy się z Krzyżem. Kiedy oddajemy się w ręce Boże, to Bóg często pozwala nam odczuć ból, samotność, przeciwieństwa, oszczerstwa, zniesławienia i drwiny, które przychodzą od wewnątrz i z zewnątrz — ponieważ pragnie nas ukształtować na swój obraz i podobieństwo. On nawet godzi się na to, by nazywano nas szaleńcami i uważano za głupców".

Ponieważ namiętnie obejmował Krzyż Pański, mógł on powiedzieć: "w swoim życiu zostałem doprowadzony do szczególnie głębokiej świadomości dziecięctwa Bożego. Doświadczyłem szczęścia zanurzenia się w sercu mojego Ojca, by się poprawić, by się oczyścić, by Mu służyć, by rozumieć wszystkich i wybaczać wszystkim na mocy Jego miłości i mojego upokorzenia". Zawsze był posłuszny, uległy głosowi Ducha Świętego tak, iż jego postępowanie było odzwierciedleniem cudownego obrazu Chrystusa. Wierzył bezgranicznie słowom Nauczyciela, i często był atakowany przez tych, którzy najwyraźniej nie potrafili znieść tego, iż ktoś może żyć wiarą, z nadzieją i miłością. "Być może, pomyśli ktoś, że jestem naiwny. To nie ma dla mnie znaczenia, choćby mnie nawet tak określano, ponieważ ja wciąż wierzę w miłość i zapewniam was, że będę wierzył zawsze! I dopóki Bóg daje mi życie, będę się starał nadal — jako kapłan Chrystusa — szerzyć jedność i pokój pomiędzy tymi, którzy będąc dziećmi tego samego Ojca-Boga, są braćmi; żeby ludzkość lepiej się rozumiała i żeby wszyscy podzielali ten sam ideał: ideał Wiary!".

Pasja miłości i wolności, przekonanie, że powinniśmy działać w boskiej atmosferze wiary i nadziei, stają się apostolstwem. Jedna homilia — By wszyscy zostali zbawieni — jest całkowicie poświęcona temu tematowi. "Jezus jest nad Jeziorem Genezaret, wokół niego cisną się tłumy, aby słuchać słowa Bożego (Łk 5, 1). Zupełnie tak jak dzisiaj! Czy tego nie widzicie? Ludzie pragną słuchać orędzia Bożego, chociaż to tają na zewnątrz. Może niektórzy zapomnieli o nauce Chrystusowej. Inni — bez własnej winy — nie poznali jej wcale i religia jest im obca. Ale przekonajcie się o stale aktualnej prawdzie: zawsze przychodzi taki moment, kiedy dusza nie potrafi znieść tego dłużej, nie wystarczają jej zwyczajne wymówki, nie zadowalają jej kłamstwa fałszywych proroków. I choćby ludzie ci nie chcieli się do tego przyznać, to jednak odczuwają pragnienie ukojenia swego niepokoju w nauczaniu Pana".

Żywy duch apostolstwa, owo namiętne ukazywanie niecierpliwej miłości Boga do wszystkich ludzi, przenika każdą stronę tej książki. Chodzi o niesienie duszom autentycznego pokoju i o przekształcanie ziemi. Prałat Escrivá de Balaguer ustawicznie zwraca swój wzrok na Nauczyciela, który nauczył ludzi mówić o szczęściu wiecznym poprzez to, że przemierzył nasze ziemskie drogi swymi boskimi stopami. Nie mogę się powstrzymać od powtórzenia obszerniejszego fragmentu z homilii Ku świętości, w którym Założyciel Opus Dei komentuje ulubioną scenę ewangeliczną: apostolstwo Jezusa wobec dwóch uczniów z Emaus, którzy może stracili już nadzieję.

"Krok ich był zwykły, jak wszystkich innych, którzy tamtędy przechodzili. Tam też, w sposób najzupełniej naturalny, pojawia się przy nich Jezus i idzie wraz z nimi prowadząc rozmowę, która uśmierza zmęczenie. Wyobrażam sobie tę scenę. Zapada już zmierzch. Powiewa lekki przyjemny wiatr. Wokół pola dojrzałej już pszenicy i stare oliwki z gałęziami posrebrzonymi przez ciepłe światło".

To Chrystus przechodzi. Ci dwaj mężczyźni, kiedy zobaczyli, że Jezus zamierza iść dalej, mówią do Niego: Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi. "Tacy już jesteśmy: ciągle brak nam odwagi, może z braku szczerości, może z powodu zawstydzenia. W głębi duszy myślimy: zostań z nami, ponieważ nasze dusze spowija zmrok, a jedynie Ty jesteś światłem, jedynie Ty możesz zaspokoić to pragnienie, które nas pożera".

To pragnienie Boga, które wszyscy nosimy w swoim wnętrzu, codziennie stawia przed nami sposobności do apostolstwa. My, ludzie, wołamy Go i poszukujemy Go, nawet wśród wahań sumienia lub z oczyma utkwionymi w ziemię. "I Jezus pozostaje. Otwierają się nasze oczy jak oczy Kleofasa i jego towarzysza, kiedy Chrystus łamie chleb; i chociaż będzie znikał z naszych oczu, potrafimy również na nowo podjąć wędrówkę — chociaż zapada zmrok — aby mówić o Nim z innymi, gdyż tak wielka radość nie mieści się w jednym sercu".

Powracam myślami do tego dnia, który stoi zawsze przede mną, którego nigdy nie zapomnę, to jest do owego 26 czerwca 1975 roku. Prałat Josemaría Escrivá de Balaguer w sposób ostateczny narodził się do Miłości Boga, gdyż jego serce potrzebowało już wiecznego Emaus, pozostania na zawsze przy Chrystusie. W homilii Na drodze do świętości napisał: "Rodzi się w nas pragnienie Boga, usilna wola zrozumienia Jego łez; widzenia Jego uśmiechu, Jego oblicza (...) I dusza pogrążona w Bogu wznosi się ubóstwiona: chrześcijanin stał się spragnionym podróżnym i otwiera swe usta na źródlaną wodę". I nieco dalej: "Lubię mówić o drodze, ponieważ jesteśmy wędrowcami, zmierzamy do domu w Niebie, do naszej Ojczyzny".

Tam teraz zamieszkuje wraz z Trójcą Przenajświętszą; z Maryją, najświętszą Matką Boga i Matką naszą; ze świętym Józefem, którego tak bardzo kochał. Wielu z nas na całym świecie powierza mu swoje modlitwy w przekonaniu, że Bóg Nasz Pan ma upodobanie w tym, który zechciał być — i był nim podczas swego ziemskiego życia — sługą dobrym i wiernym.

Nakład opublikowanych do tej pory pism Założyciela Opus Dei — a zwłaszcza Drogi, Różańca świętego, To Chrystus przechodzi, Rozmowy — przekroczył pięć milionów egzemplarzy. Zostały one przełożone na ponad trzydzieści języków. Drugi tom jego homilii ukazuje się teraz w tym samym celu: by służyć jako narzędzie zbliżania się ludzi do Boga. Kościół przeżywa trudne chwile i Ojciec Święty niestrudzenie wzywa swoje dzieci do modlitwy, do spojrzenia nadprzyrodzonego, do wierności wobec świętego depozytu Wiary, do braterskiego zrozumienia, do pokoju. W tej sytuacji nie możemy poddać się zniechęceniu: jest to czas praktycznej realizacji, aż do heroizmu, cnót, które określają i rysują obraz chrześcijanina, dziecka Bożego, które stara się "żeby głowa dotykała nieba, ale żeby stopy stąpały pewnie po ziemi", kiedy kroczy przez ten świat.

Życie chrześcijanina, który postanawia postępować zgodnie z wielkością swego powołania, winno stanowić jakby wciąż powracające echo słów Pana: Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. Kiedy ulegle spełniamy wolę Bożą, otwierają się przed nami niewyobrażalne horyzonty. Prałat Escrivá de Balaguer z radością podkreśla ten piękny paradoks: "nie ma nic lepszego od uznania się za niewolników Bożych z Miłości. Gdyż w tej samej chwili tracimy piętno niewolnictwa, a zamieniamy się w przyjaciół, synów".

Dzieci Boże, przyjaciele Boga: jest to prawda, którą prałat Escrivá de Balaguer jakby ogniem chciał wyryć w sercach tych, którzy go znali. Jego nauczanie ustawicznie zmierza do tego, aby wierni nie myśleli, że "jest postawą chrześcijańską uciekanie się do przyjaźni z Bogiem jedynie w ostateczności". Jezus Chrystus jest prawdziwym Bogiem i prawdziwym Człowiekiem, naszym Bratem, naszym Przyjacielem. Jeśli będziemy się starać obcować z Nim w zażyłości, "dostąpimy udziału w weselu przyjaźni z Bogiem "; jeśli uczynimy wszystko, co jest możliwe, by towarzyszyć Mu od Betlejem aż po Kalwarię, dzieląc Jego radości i cierpienia, staniemy się godni przyjacielskiej rozmowy z Nim: calicem Domini biberunt — wyśpiewuje Liturgia Godzin — et amici Dei facti sunt— pili kielich Pański i stali się przyjaciółmi Bożymi.

Dla tych, którzy kochają Boga, dziecięctwo Boże i przyjaźń z Bogiem, stanowią nierozdzielną rzeczywistość. Uciekamy się do Niego jako dzieci w ufnym dialogu, który winien wypełnić całe nasze życie; i jako przyjaciele, gdyż "chrześcijanie jesteśmy zakochani w Miłości". Podobnie dziecięctwo Boże popycha nas ku temu, aby obfitość życia wewnętrznego zamieniała się w konkretną działalność apostolską, tak jak przyjaźń z Bogiem prowadzi do zaciągnięcia się "na służbę wszystkim: wykorzystać te dary Boże jako narzędzia pomocne innym do odkrycia Chrystusa".

Mylą się ci, którzy widzą przepaść pomiędzy życiem zwyczajnym, między doczesnymi sprawami, biegiem historii a Miłością Boga. Pan jest wieczny, świat jest Jego dziełem i On nas tutaj postawił, byśmy przeszli dobrze czyniąc, aż dojdziemy do ostatecznej Ojczyzny. Wszytko posiada znaczenie w życiu chrześcijanina, gdyż wszystko może być okazją do spotkania z Panem, i z tego samego powodu uzyskać wartość nieprzemijającą. "Ludzie kłamią, kiedy w sprawach doczesnych powiadają "na zawsze". Prawdą, całkowitą prawdą jest "na zawsze" tylko w odniesieniu do Boga. Tak właśnie masz żyć ty: z wiarą, która na myśl o wieczności, tym prawdziwym "na zawsze", pozwoli ci już tu, na ziemi, poznać przedsmak nieba".

Prałat Josemaría Escrivá de Balaguer doznaje teraz bezpośrenio owego piękna i słodyczy Bożej. Wszedł do wieczności. Dlatego jego słowa, również słowa tych homilii, które tu przedstawiam, nabrały — chociaż i tak zawsze były pełne mocy — jeszcze większego znaczenia, jeszcze głębiej zapadają w serca, pociągają za sobą. Chciałbym zakończyć tekstem, który może nas zarazić jeszcze jedną jego wielką pasją:

"Kochajcie Kościół, służcie mu ze świadomą radością ludzi, którzy potrafili zdecydować się na tę służbę z Miłości. I gdy zobaczymy, że niektórzy są pozbawieni nadziei, jak owi dwaj uczniowie z Emaus, podejdźmy do nich z wiarą — nie w imieniu własnym lecz w imię Jezusa — by ich zapewnić, że obietnica Jezusowa nie może zawieść, że On zawsze czuwa nad swoją Oblubienicą-Kościołem i nigdy jej nie opuszcza. Że ciemności przeminą, ponieważ jesteśmy dziećmi światłości (Por. Ef 5, 8) powołani do życia nieprzemijającego".

Alvaro del Portillo

Rzym, 1977 r.

Ten rozdział w innym języku