 |
142 |
 |
Niedziela in albis przywodzi mi na my¶l dawn± pobo¿n± tradycjê mojego ojczystego kraju. Tego dnia, kiedy liturgia wzywa nas do poszukiwania pokarmu duchowego rationabile, sine dolo lac concupiscite, pragnijcie mleka duchowego, wolnego od przymieszki fa³szu by³o u nas w zwyczaju zanosiæ Komuniê ¶wiêt± chorym nawet tym, co nie byli ciê¿ko chorzy by mogli wype³niæ przykazanie wielkanocnej Komunii ¶wiêtej. W niektórych wielkich miastach ka¿da parafia urz±dza³a procesjê eucharystyczn±. Z moich lat studenckich przypominam sobie, jak na g³ównej ulicy Saragossy spotyka³y siê trzy pochody, w których szli sami mê¿czy¼ni tysi±ce mê¿czyzn! z wielkimi zapalonymi ¶wiecami. Pro¶ci ludzie, którzy towarzyszyli Panu w Naj¶wiêtszym Sakramencie z wiar± wiêksz± jeszcze ni¿ te ogromne, niesione przez nich ¶wiece.
Kiedy dzisiejszej nocy budzi³em siê wielokrotnie, jako akt strzelisty powtarza³em: quasi modo geniti infantes, jak niedawno narodzone niemowlêta... My¶la³em przy tym, ¿e to zaproszenie Ko¶cio³a bardzo jest stosowne dla nas wszystkich, którzy rzeczywi¶cie czujemy siê dzieæmi Bo¿ymi. Musimy bowiem byæ bardzo mocni, bardzo solidni, zdolni przez si³ê swego charakteru wywieraæ wp³yw na otoczenie; ale przy tym jak dobrze jest w obliczu Boga czuæ siê zawsze jako ma³e dzieci.
Quasi modo geniti infantes, rationabile, sine dolo lac concupiscite, jako ledwo narodzone niemowlêta pragnijcie duchowego czystego mleka. Wspania³e s± te s³owa listu ¶wiêtego Piotra. Dobrze te¿ rozumiem, ¿e liturgia dodaje do nich zawo³anie: Exultate Deo adiutori nostro: iubilate Deo Iacob Rado¶nie ¶piewajcie Bogu, obroñcy naszemu, wykrzykujcie Bogu Jakuba, który jest tak¿e Panem i Ojcem naszym. Ale dzisiaj, podczas naszej wspólnej modlitwy, nie chcia³bym mówiæ o Przenaj¶wiêtszym Sakramencie, który zawsze jest przedmiotem naszej najg³êbszej czci; chcia³bym, by¶my dzi¶ zatrzymali siê d³u¿ej nad oczywisto¶ci± naszego dzieciêctwa Bo¿ego i nad niektórymi konsekwencjami tego faktu dla wszystkich, którzy powa¿nie i bez zarzutu chc± ¿yæ wiar± chrze¶cijañsk±.
|
143 |
 |
Z powodów, w które nie muszê tutaj wchodziæ ale które dobrze zna Jezus przewodz±cy nam z Tabernakulum w swoim ¿yciu zosta³em doprowadzony do szczególnie g³êbokiej ¶wiadomo¶ci dzieciêctwa Bo¿ego. Do¶wiadczy³em szczê¶cia zanurzenia siê w sercu mojego Ojca, by siê poprawiæ, by siê oczy¶ciæ, by Mu s³u¿yæ, by rozumieæ wszystkich i wybaczaæ wszystkim na mocy Jego mi³o¶ci i mojego upokorzenia.
Dlatego chcia³bym teraz po³o¿yæ nacisk na konieczno¶æ naszej wewnêtrznej odnowy. Potrzeba, aby¶my razem, ty i ja, otrz±snêli siê z tej sennej s³abo¶ci, która tak ³atwo nas opanowuje, i na nowo u¶wiadomili sobie, w sposób g³êbszy i bardziej bezpo¶redni, sw± godno¶æ dzieci Bo¿ych.
Przyk³ad Jezusa, ca³a wêdrówka Chrystusa po owych wschodnich krainach, pomo¿e nam nasyciæ siê t± prawd±. Je¶li przyjmujemy ¶wiadectwo ludzi g³osi dzisiejsze czytanie to ¶wiadectwo Bo¿e wiêcej znaczy. A na czym polega ¶wiadectwo Bo¿e? Ponownie mówi ¶wiêty Jan: Popatrzcie, jak± mi³o¶ci± obdarzy³ nas Ojciec: zostali¶my nazwani dzieæmi Bo¿ymi: i rzeczywi¶ci nimi jeste¶my. Umi³owani, obecnie jeste¶my dzieæmi Bo¿ymi.
Stara³em siê w ci±gu wielu lat stale mocno opieraæ siê na tej radosnej rzeczywisto¶ci. Moja modlitwa zawsze by³a ta sama, chocia¿ zale¿nie od okoliczno¶ci zmienia³a siê jej tonacja. Mówi³em Bogu: Panie, Ty mnie tu postawi³e¶. Ty powierzy³e¶ mi to i tamto; a ja zdajê siê na Ciebie. Wiem, ¿e jeste¶ moim Ojcem, a zawsze widzia³em, ¿e ma³e dzieci ca³kowicie ufaj± swoim ojcom. Moje kap³añskie do¶wiadczenie potwierdza, ¿e z tego oddania siê w rêce Boga ro¶nie w duszy pobo¿no¶æ mocna, g³êboka i pogodna, która sprawia, ¿e cokolwiek siê czyni, czyni siê z czyst± intencj±.
|
144 |
 |
Quasi modo geniti infantes... jak ma³e dzieci... Sprawia³o mi rado¶æ staraæ siê szerzyæ wszêdzie tê postawê dzieciêctwa Bo¿ego. W jej ¶wietle dodaj± nam szczególnej otuchy s³owa, które spotykamy te¿ w tekstach liturgicznych dzisiejszej Mszy ¶wiêtej: Wszystko bowiem, co z Boga zrodzone, zwyciê¿a ¶wiat, pokonuje trudno¶ci, odnosi zwyciêstwa w tym wielkim zmaganiu o pokój w duszach i spo³eczno¶ci ludzkiej.
Nasza m±dro¶æ i nasza si³a polegaj± w³a¶nie na przekonaniu o naszej nico¶ci w oczach Boga. Lecz równocze¶nie to On pobudza nas do dzia³ania z niezachwian± ufno¶ci±, do g³oszenia Jezusa Chrystusa, Jego jednorodzonego Syna, pomimo naszych osobistych b³êdów i nêdzy, zawsze jednak pod warunkiem, ¿e nie zaprzestaniemy walki o ich przezwyciê¿enie.
Wiecie, ¿e czêsto powtarzam tê radê Pisma ¶wiêtego: discite benefacere Uczcie siê pe³niæ dobre uczynki! gdy¿ jest oczywiste, ¿e musimy uczyæ siê sami i nauczaæ innych czyniæ dobrze. Winni¶my rozpocz±æ od nas samych, staraj±c siê odkryæ, o jakie dobro mamy zabiegaæ, gdy chodzi o nas, o naszych przyjació³, o wszystkich ludzi. Nie znam lepszej drogi rozpamiêtywania wielko¶ci Boga jak nauczyæ siê s³u¿yæ wychodz±c od tego niewypowiedzianego a prostego faktu, ¿e On jest naszym Ojcem, a my Jego dzieæmi.
|
145 |
 |
Skierujmy ponownie nasz wzrok na Nauczyciela. Byæ mo¿e równie¿ i do ciebie odnosi siê zarzut Chrystusa skierowany do Tomasza: Podnie¶ tutaj swój palec i zobacz moje rêce. Podnie¶ rêkê i w³ó¿ j± do mego boku, i nie b±d¼ niedowiarkiem, lecz wierz±cym i tak samo jak Aposto³, równie¿ i ty zawo³aj ze szczer± skruch±: Pan mój i Bóg mój Uznajê Ciê na zawsze jako mego Mistrza i na zawsze z Twoj± pomoc± chcê zachowywaæ jak skarb Twoje nauczanie i staraæ siê wiernie je stosowaæ.
Parê stron wcze¶niej w Ewangelii napotykamy scenê, w której Jezus oddala siê na modlitwê, a Jego uczniowie, znajduj±cy siê w pobli¿u, zapewne Go obserwuj±. Kiedy Pan skoñczy³ swoj± modlitwê, jeden z nich odwa¿y³ siê Go poprosiæ: Panie, naucz nas siê modliæ, jak i Jan nauczy³ swoich uczniów. A Jezus rzek³ do nich: Kiedy siê modlicie, mówcie: Ojcze, niech siê ¶wiêci Twoje imiê.
Patrzcie, jak zaskakuj±ca jest ta odpowied¼. Uczniowie stale przebywaj± z Jezusem i oto w trakcie jednej z rozmów Pan mówi im, jak maj± siê modliæ. Objawia im wielk± tajemnicê Bo¿ego mi³osierdzia: ¿e jeste¶my dzieæmi Bo¿ymi i ¿e mo¿emy ufnie rozmawiaæ z Bogiem jak dziecko ze swoim ojcem.
Niektórzy maj± tak teoretyczne, formalistyczne, wrêcz nieprzyjemne pojêcie pobo¿no¶ci i chrze¶cijañskiego obcowania z Bogiem, ¿e ich modlitwa staje siê bezdusznym klepaniem pacierzy, które sprzyja raczej anonimowo¶ci ani¿eli osobistej, bezpo¶redniej rozmowie z naszym Ojcem Bogiem; a przecie¿ jest rzecz± jasn±, ¿e prawdziwa modlitwa ustna nie mo¿e byæ nigdy anonimowa. Przypomina siê tu rada udzielona przez Pana: Na modlitwie nie b±d¼cie gadatliwi, jak poganie. Oni my¶l±, ¿e przez wzgl±d na swe wielomówstwo bêd± wys³uchani. Nie b±d¼cie podobni do nich! Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie. Tak komentuje to jeden z Ojców Ko¶cio³a: My¶lê, ¿e Chrystus chce nam powiedzieæ, by nasze modlitwy nie by³y d³ugie, nie w znaczeniu czasowym, lecz d³ugo¶ci niekoñcz±cych siê s³ów... Sam Pan poda³ nam przyk³ad wdowy, która swymi wytrwa³ymi pro¶bami z³ama³a opór niesprawiedliwego sêdziego; albo te¿ przyk³ad owego natrêta, który przyszed³ nie w porê i pó¼no w nocy bardziej przez upór ani¿eli ze wzglêdu na przyja¼ñ wyci±gn±³ z pos³ania swego przyjaciela (por. £k 11, 5-8; 18, 1-8). Poprzez oba te przyk³ady zaleca nam nie co innego jak to, by¶my zwracali siê do Boga wytrwale, jednak¿e nie w niekoñcz±cych siê s³owach lecz przedk³adaj±c Mu nasze potrzeby z prostot±.
W ka¿dym b±d¼ razie, je¶li na pocz±tku waszego rozmy¶lania nie udaje siê wam skupiæ uwagi na Bogu, je¶li odczuwacie tylko osch³o¶æ, umys³ wydaje siê niezdolny do sformu³owania choæby jednej tylko my¶li, a wasze uczucia pozostaj± nieporuszone, radzê wam czyniæ to, co sam w takich sytuacjach staram siê praktykowaæ. Postawcie siê w obecno¶ci Ojca i powiedzcie Mu przynajmniej to: Panie, nie potrafiê siê modliæ, nie wiem, co mam Ci powiedzieæ!... B±d¼cie pewni, ¿e w takiej w³a¶nie chwili ju¿ zaczêli¶cie siê modliæ.
|
146 |
 |
Pobo¿no¶æ wyp³ywaj±ca dzieciêctwa Bo¿ego jest postaw± g³êboko zakorzenion± w duszy, przenikaj±c± w koñcu ca³± nasz± egzystencjê. Jest obecna w ka¿dej my¶li, ka¿dym pragnieniu, ka¿dym uczuciu. Czy nie zauwa¿yli¶cie, jak dzieci w rodzinie na¶laduj± swoich rodziców przejmuj±c ich gesty, ich postawy, zwyczaje a czyni± to zupe³nie nie¶wiadomie?
Podobnie dzieje siê w postêpowaniu dobrego dziecka Bo¿ego. Równie¿ ono nie wiadomo, w jaki sposób osi±ga przedziwne przebóstwienie, które pomaga widzieæ i oceniaæ wszystkie wydarzenia w nadprzyrodzonej perspektuwie wiary. Kocha siê wtedy wszystkich ludzi, jak kocha ich nasz Ojciec Niebieski, i co najwa¿niejsze przybywa zapa³u do codziennego wysi³ku, by zbli¿aæ siê do Pana. Nasze nêdze wówczas ju¿ siê nie licz± chcia³bym to jeszcze raz podkre¶liæ gdy¿ rzucamy siê w mi³uj±ce rêce naszego Ojca Boga, który nas pod¼wignie.
Zauwa¿yli¶cie ju¿ zapewne, ¿e istnieje wielka ró¿nica miêdzy upadkiem dziecka a upadkiem cz³owieka doros³ego. Dla dziecka upadek nie ma zwykle wiêkszego znaczenia, przecie¿ tak czêsto mu siê zdarza! A je¶li zaczyna p³akaæ, ojciec mu mówi: mê¿czy¼ni nie p³acz±! Tak koñczy siê ten incydent, ¿e dziecko stara siê przypodobaæ swemu ojcu.
Zobaczcie natomiast, co siê dzieje, kiedy to doros³y straciwszy równowagê le¿y nagle na ziemi. Gdyby¶my nie czuli wspó³czucia, rzecz wydawa³aby siê komiczna, budzi³aby weso³o¶æ i ¶miech. Poza tym upadek cz³owieka doros³ego mo¿e mieæ powa¿ne nastêpstwa, a u cz³owieka starego mo¿e nawet spowodowaæ nieodwracalne kalectwo. W ¿yciu wewnêtrznym powinni¶my byæ quasi modo geniti infantes, jak te ma³e dzieci, o których mo¿na by powiedzieæ, ¿e s± jak z gumy, bo ¶miej± siê z upadku, natychmiast powstaj± i hasaj± dalej, a kiedy trzeba, nie brakuje im pocieszenia rodziców.
Starajmy siê w tej mierze zachowywaæ jak dzieci, a wówczas potkniêcia i upadki które s± zreszt± nieuniknione nie bêd± u nas budzi³y rozgoryczenia. Bêdzie nas boleæ, ale siê nie zniechêcimy i jak czysta woda wytry¶nie u¶miech rado¶ci p³yn±cej z godno¶ci bycia dzieckiem tej Mi³o¶ci, tej wspania³o¶ci, tej nieskoñczonej m±dro¶ci, tego mi³osierdzia, którym jest nasz Ojciec. Podczas mojej s³u¿by Bogu nauczy³em siê byæ ma³ym dzieckiem Bo¿ym. I was tak¿e proszê o to, by¶cie byli quasi modo geniti infantes, dzieæmi, które pragn± s³owa Bo¿ego, chleba Bo¿ego, pokarmu Bo¿ego, mocy Bo¿ej, by postêpowaæ potem jak dojrzali chrze¶cijanie.
|
147 |
 |
Oby¶cie stali siê prawdziwie dzieæmi! Im bardziej, tym lepiej. Mówiê to do was na podstawie do¶wiadczenia kap³ana, który w ci±gu trzydziestu sze¶ciu lat jak¿e one by³y dla mnie zarazem d³ugie i jak krótkie! czêsto musia³ powstawaæ, i który stara³ siê urzeczywistniæ bardzo konkretne zadania p³yn±ce z woli Bo¿ej. Stale mi w tym pomaga³o jedno: to, ¿e pozostajê dzieckiem, i ci±gle szukam schronienia przy Matce i w Sercu Chrystusa, Pana mojego.
Wielkie upadki, sprawiaj±ce w duszy powa¿ne szkody, czasami wprost nie do naprawienia, maj± swe ¼ród³o w pysze w uwa¿aniu siebie za doros³ego i samowystarczalnego. W takich wypadkach cz³owieka opanowuje pewnego rodzaju niezdolno¶æ proszenia o pomoc tego, kto tej pomocy mo¿e udzieliæ. Nie tylko Boga, ale równie¿ kap³ana czy przyjaciela. I owa biedna dusza, osamotniona w swoim nieszczê¶ciu, traci wtedy wszelk± orientacjê i schodzi na rozdro¿a.
Pro¶my Boga, w³a¶nie teraz, by nigdy nie dopu¶ci³, aby¶my czuli siê zadowoleni z siebie, lecz aby w nas stale ros³o pragnienie Jego pomocy, Jego s³owa, Jego chleba, Jego pociechy, Jego mocy: rationabile, sine dolo lac concupiscite. Niechaj wzrasta w was g³ód, pragnienie staæ siê jako dzieci. Wierzcie, ¿e jest to najlepszy sposób pokonania pychy. B±d¼cie pewni, ¿e jest to jedyny ¶rodek, by nasze dzia³anie by³o dobre, wspania³e i godne Boga. Zaprawdê powiadam wam: Je¶li siê nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego .
|
148 |
 |
Ponownie przychodz± mi na my¶l owe wspomnienia z mej m³odo¶ci. Jak wspania³e ¶wiadectwo wiary dawali tamci ludzie! Wydaje mi siê, ¿e jeszcze s³yszê ¶piew liturgiczny, ¿e wdycham zapach kadzid³a, ¿e widzê te tysi±ce mê¿czyzn id±cych ka¿dy ze swoj± wielk± ¶wiec±, jakby symbolem ich ludzkiej s³abo¶ci, ale te¿ z sercem dziecka, co nie o¶mieli siê mo¿e podnie¶æ oczu ku obliczu Ojca. Wiedz zatem i przekonaj siê, jak przewrotne i pe³ne goryczy jest to, ¿e opu¶ci³e¶ swego Boga. Odnowmy mocne postanowienie, ¿e nigdy nie oddalimy siê od Boga dla spraw tej ziemi. A czyni±c konkretne postanowienia rozpalmy bardziej jeszcze swoje pragnienie Boga, jak dzieci, które widz±c swoj± bezradno¶æ bez przerwy szukaj± i wo³aj± Ojca swego.
Chcia³bym jednak powróciæ do tego, co powiedzia³em na pocz±tku: Musimy siê uczyæ byæ jak dzieci; musimy siê uczyæ byæ dzieæmi Boga. Równocze¶nie przekazywaæ innym tê nasz± postawê, która mimo wszystkich naszych s³abo¶ci sprawi, ¿e bêdziemy mocni w wierze, obfituj±cy w uczynki id±cy pewnie sw± drog±. Wówczas bêdziemy te¿ zawsze bezzw³ocznie powstawaæ, nawet je¶li pope³nimy najgorsze b³êdy, niezale¿nie od gatunku b³êdu, i ponownie bêdziemy powracaæ na tê g³ówn± drogê dzieciêctwa Bo¿ego, która prowadzi nas w szeroko otwarte i wyczekuj±ce ramiona Boga, naszego Ojca.
Kto z was nie pamiêta ramiom swego ojca? Zapewne nie by³y tak czu³e, s³odkie i delikatne, jak ramiona matki. Ale te potê¿ne, silne ramiona ¶ciska³y nas mocno i pewnie daj±c nam schronienie. Dziêki Ci, Panie, za twe potê¿ne ramiê, za Tw± mocn± Bo¿± rêkê. Dziêki Ci za sta³o¶æ i dobroæ Twego serca. Gotów by³em nawet dziêkowaæ za moje b³êdy! Nie dlatego, ¿e ich chcia³e¶! Ale za to, ¿e Ty je rozumiesz i wybaczasz.
Tej w³a¶nie m±dro¶ci oczekuje Bóg od nas w naszym odnoszeniu siê do Niego. Jest tu prawdziwa wiedza matematyczna. Trzeba uznaæ, ¿e jeste¶my kompletnym zerem... Lecz nasz Ojciec Bóg kocha ka¿dego z nas takim, jakim jest. Takim, jakim jest! Je¶li ja bêd±c tylko nêdznym cz³owiekiem kocham ka¿dego z was takim, jakim jest, to wyobra¼cie sobie, jak wielka jest mi³o¶æ Boga! Ale ta mi³o¶æ ¿±da te¿, aby¶my walczyli i czynili wszystko, by nasze ¿ycie bieg³o drog± dobrze ukszta³towanego sumienia.
|
149 |
 |
Kiedy siê zastanawiacie nad tym, jaka jest a jaka powinna byæ nasza pobo¿no¶æ, w jakich konkretnych punktach winni¶my pog³êbiæ nasz± osobist± wiê¼ z Bogiem, wówczas je¶li mnie dobrze zrozumieli¶cie bêdziecie siê sprzeciwiaæ pokusie fantazjowania na temat jakich¶ wspania³ych, bohaterskich wyczynów, a odkryjecie, ¿e Pan zadowala siê drobnymi znakami mi³o¶ci sk³adanymi Mu ka¿dej chwili.
Staraj siê trzymaæ wytrwale okre¶lonego planu ¿ycia: kilka minut modlitwy my¶lnej, udzia³ we Mszy ¶wiêtej w miarê mo¿no¶ci codziennie i czêsta Komunia ¶wiêta; regularne przystêpowanie do Sakramentu Pokuty, nawet kiedy sumienie nie wyrzuca ci grzechu ciê¿kiego; nawiedzenie Jezusa obecnego w Tabernakulum; odmawianie i rozwa¿anie tajemnic Ró¿añca ¶wiêtego i tyle innych dobrych praktyk, które ju¿ znasz lub których mo¿esz siê nauczyæ.
Nie powinny siê one wszak¿e zamieniaæ w sztywny schemat, tworzyæ zamkniête przegródki. Wskazuj± ci te praktyki elastyczn± drogê dostosowan± do twojej sytuacji jako cz³owieka, który ¿yje w¶ród miejskich ulic, zajêty wytê¿on± prac± zawodow±, obarczony obowi±zkami swego stanu i stanowiska spo³ecznego. Tych wszystkich zadañ nie wolno ci zaniedbywaæ, bowiem to w nich kontynuuje siê twoje spotkanie z Bogiem. Twój plan ¿ycia winien byæ jak elastyczna gumowa rêkawiczka, która doskonale dopasowuje siê do rêki.
Pamiêtaj te¿, ¿e nie chodzi o to by czyniæ wiele; ogranicz siê, pozostaj±c wielkodusznym do tego, co z chêci± czy bez chêci mo¿esz w ci±gu dnia wype³niæ. Doprowadzi ciê to, niemal samo przez siê, do ¿ycia kontemplacyjnego. Z twej duszy bêdzie p³yn±æ wiêcej jeszcze aktów mi³o¶ci, aktów strzelistych, dziêkczynienia, zado¶æuczynienia, duchowych komunii ¶wiêtych. A wszystko to podczas pe³nienia zwyk³ych obowi±zków: przy odk³adaniu s³uchawki telefonu, podczas wsiadania do autobusu, przy zamykaniu czy otwieraniu drzwi, przy przechodzeniu obok ko¶cio³a, na pocz±tku ka¿dej nowej pracy, podczas niej i po jej zakoñczeniu; wszystko to masz odnosiæ do swego Ojca Boga.
|
150 |
 |
W godno¶ci dzieciêctwa Bo¿ego znajdziecie odpoczynek. Bóg jest Ojcem pe³nym czu³o¶ci i nieskoñczonej mi³o¶ci. Czêsto w ci±gu dnia nazywaj Go Ojcem. Mów do Niego ty sam, w swoim sercu ¿e Go kochasz, ¿e Go wielbisz; ¿e czujesz moc i dumê p³yn±ce z tego, ¿e jeste¶ Jego dzieckiem. Wszystko to tworzy autentyczyny program ¿ycia wewnêtrznego, który spe³niasz poprzez drobne, ale, podkre¶lam, sta³e pobo¿ne æwiczenia w obcowaniu z Bogiem. W ten sposób wyrobisz w sobie sposób bycia i uczucia dobrego dziecka.
Muszê ciê jeszcze przestrzec przed niebezpieczeñstwem rutyny, przyzwyczajenia, które jest prawdziwym grobem pobo¿no¶ci. Czasami pojawia siê ono w postaci ambicji dokonywania wielkich czynów, przy jednoczesnym zaniedbaniu z wygodnictwa ma³ych codziennych obowi±zków. Kiedy spostrze¿esz, ¿e tak siê zaczyna dziaæ z tob±, wejrzyj szczerze w siebie w obliczu Boga. Zastanów siê, czy powodem, dla którego sprzykrzy³a ci siê wci±¿ ta sama walka, nie by³o po prostu to, ¿e nie szuka³e¶ Boga; pomy¶l, czy brak wielkoduszno¶ci i ducha ofiary nie doprowadzi³ do os³abienia w tobie wiernej wytrwa³o¶ci w pracy. Przy takim wewnêtrznym nastawieniu æwiczenia pobo¿no¶ci, umartwienia i prace apostolskie, które nie przynosz± natychmiastowych owoców, wydaj± siê nam strasznie bezu¿yteczne. Jest w nas pustka, zaczynamy zatem mo¿e marzyæ o nowych planach, byle tylko zag³uszyæ g³os naszego Ojca Niebieskiego, który domaga siê od nas bezwarunkowej lojalno¶ci. I z tym marzeniem, a raczej fantomem wielkich cudów w duszy, tracimy z oczu jedyn± prawdziw± rzeczywisto¶æ, drogê, która w sposób pewny i prosty prowadzi nas do ¶wiêto¶ci. Jest to jasnym znakiem, ¿e zagubili¶my perspektywê nadprzyrodzono¶ci; przekonanie, ¿e jeste¶my tylko ma³ymi dzieæmi; pewno¶æ, ¿e nasz Ojciec bêdzie dzia³a³ w nas cuda, je¶li pokornie rozpoczniemy od nowa.
|
151 |
 |
Jednym z najlepiej zapamiêtanych obrazów z mojego dzieciñstwa pozostaj± znaki drogowe wyznaczaj±ce szlak w moich ojczystych górach. By³y to d³ugie drewniane ¿erdzie, zwykle pomalowane na czerwono. Wyja¶niono mi wówczas, ¿e kiedy spadnie ¶nieg i pokryje drogi, pola i pastwiska, lasy, ska³y i w±wozy, te ¿erdzie stanowi± punkty orientacyjne, ¿eby wszyscy wiedzieli, którêdy prowadzi droga.
Podobnie jest w ¿yciu wewnêtrznym. S± w nim wiosny i lata, ale nadchodz± te¿ zimy, dni pozbawione s³oñca i noce osierocone przez ksiê¿yc. Nie mo¿emy dopu¶ciæ, aby obcowanie z Jezusem Chrystusem zale¿a³o od naszego chwilowego nastroju, od naszego samopoczucia. By³by to znak egoizmu i wygodnictwa, co, oczywi¶cie, nie daje siê pogodziæ z mi³o¶ci±.
Dlatego pewne æwiczenia pobo¿ne, które dalekie od sentymentalizmu ¶ci¶le ustalone, bêd± mocno w nas zakorzenione i dostosowane do konkretnej sytuacji ka¿dego z nas, podczas ¶nie¿ycy i wichury, jak s³upy pomalowane na czerwono bêd± wytyczaæ nam drogê, póki ponownie nie za¶wieci s³oñce, nie stopi± siê lody, a serce na nowo nie o¿yje i siê nie rozpali. Ogieñ w nim przecie¿ nie wygas³; by³ tylko przykryty popio³em czasu próby, mniejszego zaanga¿owania, s³abn±cego ducha ofiary.
|
152 |
 |
Nie ukrywam, ¿e w ci±gu lat przychodzili do mnie jeden czy drugi, mówi±c mi z trosk±: Ojcze, nie wiem, co siê ze mn± dzieje, czujê siê znu¿ony i oziêb³y; moja pobo¿no¶æ, dawniej tak mocna i prosta, teraz wydaje mi siê komedi±... Otó¿, tym, którzy prze¿ywaj± tak± sytuacjê, a tak¿e wam wszystkim, odpowiadam: Komedi±? Proszê bardzo! To Pan igra z nami, jak ojciec ze swymi dzieæmi.
Czytamy w Pi¶mie ¶wiêtym: Ludens in orbe terrarum igraj±c na okrêgu ziemi. Ale Bóg w tej grze z nami nigdy nas nie opuszcza, gdy¿ czytamy zaraz dalej: Deliciae meae esse cum filiis hominum, rado¶ci± moj± jest przebywanie z synami ludzkimi. Pan bawi siê wraz z nami! Mo¿e siê zdarzyæ, ¿e ca³e nasze postêpowanie wydawaæ siê nam bêdzie komedi±, bêdziemy siê czuæ oziêbli, obojêtni, zniechêceni i bezwolni; z trudem bêdzie nam przychodzi³o spe³nianie obowi±zków a postawione cele wydawaæ siê nam bêd± zbyt wysokie. Wtedy w³a¶nie nadszed³ czas, by¶my pomy¶leli, ¿e to Bóg bawi siê z nami, i oczekuje, ¿e potrafimy z elegancj± odegraæ nasz± rolê w tej komedii.
Mogê spokojnie powiedzieæ, ¿e przy ró¿nych okazjach Bóg udzieli³ mi wielu ³ask, z regu³y jednak muszê i¶æ pod wiatr. Pracujê nad tym, co podj±³em nie dlatego, ¿e mi to sprawia przyjemno¶æ, ale dlatego ¿e powinienem to czyniæ z Mi³o¶ci. Ale¿, Ojcze s³yszê czy mo¿na graæ komediê przed Bogiem? Czy nie jest to ob³ud±? B±d¼ spokojny: nadesz³a dla ciebie chwila odegrania ludzkiej komedii w obliczu Boskiego widza. Wytrwaj, gdy¿ twoj± grê ogl±da Ojciec, i Syn, i Duch ¦wiêty. Czyñ wszystko, co czynisz, z mi³o¶ci do Boga, by Mu siê podobaæ, chocia¿by ciê to wiele kosztowa³o.
Jak wspaniale jest byæ kuglarzem Pana Boga! Jak wspaniale jest odgrywaæ tê komediê z mi³o¶ci, z duchem ofiary, bez ¿adnej osobistej satysfakcji, byle podobaæ siê Bogu, naszemu Ojcu, który gra razem z nami! Stañ przed Panem i wyznaj Mu: Nie mam ¿adnej chêci zajmowania siê tym czy tamtym, czyniê to jednak, Bo¿e, dla Ciebie. I we¼ siê do tej pracy, choæby¶ my¶la³, ¿e grasz komediê. Niech bêdzie b³ogos³awiona ta komedia! Mo¿esz byæ pewien, nie jest to ¿adna ob³uda, gdy¿ ob³udnicy potrzebuj± dla swojej gry widowni. W naszym jednak wypadku widzami tej gry s± pozwól, ¿e jeszcze raz to powtórzê Ojciec, Syn i Duch ¦wiêty, Matka Bo¿a, ¶wiêty Józef i wszyscy Anio³owie i ¦wiêci nieba. Nasze ¿ycie wewnêtrzne zawiera tylko to jedno widowisko: to Chrystus przechodzi quasi in occulto (prawie ¿e w ukryciu).
|
153 |
 |
Iubilate Deo. Exsultate Deo adiutori nostro. Wychwalajcie Pana. Skaczcie z rado¶ci przed Panem, który jest nasz± jedyn± pomoc±. Jezu, je¶li kto¶ tego nie rozumie, nie rozumie niczego o mi³o¶ci, niczego o grzechu, niczego o nêdzach. Czy wiecie, co znaczy zostaæ przyjêtym do serca Bo¿ego? Czy mo¿ecie zrozumieæ, ¿e cz³owiek staje przed Bogiem, otwiera przed Nim swoje serce i wyp³akuje swoje bóle? Ja, na przyk³ad, uskar¿am siê Panu, kiedy zabiera do siebie ludzi m³odych, którzy jeszcze wiele lat mogli s³u¿yæ Mu w mi³o¶ci na tej ziemi. Ja tego nie rozumiem. Ale moja skarga jest jednak pe³na ufno¶ci, gdy¿ jest dla mnie oczywiste, ¿e gdy oddalê siê od r±k Bo¿ych, natychmiast siê potknê. Przyjmuj±c wiêc zrz±dzenie Bo¿e, powtarzam akcentuj±c ka¿de s³owo: Niech siê stanie, niech siê spe³ni, niech bêdzie uwielbiona i na wieki wys³awiona ponad wszystko najsprawiedliwsza i najmilsza wola Bo¿a. Amen. Amen.
Takiej postawy uczy nas Ewangelia. Jest to niejako ¶wiêta przebieg³o¶æ i ¼ród³o skuteczno¶ci naszej pracy apostolskiej. Jest to ¼ród³o naszej mi³o¶ci i naszego pokoju dzieci Bo¿ych, oraz droga, któr± mo¿emy okazaæ wspó³czucie i pogodny spokój drugim. Tylko wtedy zdo³amy dokonaæ naszych dni w mi³o¶ci, dokonuj±c u¶wiêcenia naszej pracy i odnajduj±c na tej ziemi ukryte szczê¶cie rzeczy Bo¿ych. Bêdziemy wtedy postêpowaæ ze ¶wiêtym nieskrêpowaniem dzieci, odrzucimy fa³szywy wstyd ob³udê ludzi doros³ych, którzy do¶wiadczywszy przez upadek swej nêdzy, lêkaj± siê wróciæ do swego Ojca.
Koñczê pozdrowieniem Pana, które s³yszymy w dzisiejszej Ewangelii: Pax vobis! Pokój wam (...). Uradowali siê zatem uczniowie ujrzawszy Pana, tego Pana, który jest zawsze przy nas w naszej drodze do Ojca.
| |
 |
|