 |
67 |
 |
Przeczytali¶my w czasie Mszy ¶wiêtej fragment Ewangelii wed³ug ¶w. Jana, opisuj±cy scenê cudownego uzdrowienia niewidomego od urodzenia. My¶lê, ¿e wszyscy wzruszyli¶my siê raz jeszcze wobec mocy i mi³osierdzia Boga, który nie patrzy obojêtnie na ludzkie nieszczê¶cie. Chcia³bym jednak teraz skupiæ siê na innych aspektach, a konkretnie na tym, ¿eby¶my zobaczyli, i¿ kiedy istnieje mi³o¶æ do Boga, chrze¶cijanin równie¿ nie jest obojêtny na los innych ludzi i potrafi tak¿e traktowaæ wszystkich z szacunkiem; kiedy natomiast ta mi³o¶æ s³abnie, zachodzi niebezpieczeñstwo fanatycznej i bezlitosnej ingerencji w sumienia innych.
Przechodz±c obok - mówi Ewangelia - ujrza³ pewnego cz³owieka, niewidomego od urodzenia. Jezus, który przechodzi. Czêsto zadziwia³ mnie ten prosty sposób przedstawienia Bo¿ej ³askawo¶ci. Jezus przechodzi i od razu zdaje sobie sprawê z cierpienia. Zauwa¿cie jednak, jak odmienne by³y wówczas my¶li uczniów. Pytaj± Go: Nauczycielu, kto zgrzeszy³, ¿e siê urodzi³ niewidomy - on czy jego rodzice?.
Nie powinni¶my siê dziwiæ, ¿e wielu ludzi, równie¿ tych, którzy uwa¿aj± siê za chrze¶cijan, zachowuje siê w podobny sposób: doszukuj± siê przede wszystkim z³a. Zak³adaj± je bez ¿adnego dowodu; i nie tylko tak my¶l±, lecz maj± czelno¶æ wyra¿aæ to w pochopnych s±dach wobec t³umów.
Zachowanie uczniów mo¿na by ³agodnie okre¶liæ jako niedelikatne. W ówczesnym spo³eczeñstwie - tak jak dzisiaj: w tym wzglêdzie niewiele siê zmieni³o - byli inni, faryzeusze, którzy z takiej postawy czynili normê. Przypomnijcie sobie, w jaki sposób oskar¿a ich Jezus: Przyszed³ bowiem Jan: nie jad³ ani nie pi³, a oni mówi±: "Z³y duch go opêta³”. Przyszed³ Syn Cz³owieczy: je i pije, a oni mówi±: "Oto ¿ar³ok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników”.
Systematyczne atakowanie dobrego imienia, podwa¿anie nienagannego postêpowania - tak± zajad³± i dotkliw± krytykê znosi³ Jezus. Nie jest wiêc dziwne, ¿e niektórzy stosuj± tê sam± metodê wobec tych, którzy ¶wiadomi swoich oczywistych i naturalnych nêdz i b³êdów osobistych - doda³bym, ¿e drobnych i nieuniknionych, zwa¿ywszy na ludzk± s³abo¶æ - pragn± na¶ladowaæ Nauczyciela. Do¶wiadczenie tych rzeczywisto¶ci nie powinno jednak prowadziæ nas do usprawiedliwiania grzechów i wystêpków - z podejrzan± wyro-zumia³o¶ci± nazywanych plotkami - skierowanych przeciwko dobremu imieniu innych osób. Jezus oznajmia, ¿e je¶li pana domu przezwali Belzebubem, nie nale¿y oczekiwaæ, ¿e post±pi± lepiej wobec jego domowników; wyja¶nia te¿ jednak, ¿e kto by rzek³ swemu bratu "bezbo¿niku”, podlega karze piek³a ognistego.
Sk±d bierze siê ta nies³uszna ocena innych? Wydaje siê, jakby niektórzy nieustannie nosili okulary, które psuj± im wzrok. Z zasady uwa¿aj±, ¿e niemo¿liwa jest prawo¶æ, albo przynajmniej ci±g³a walka o to, by dobrze postêpowaæ. Odbieraj± wszystko - jak mówi dawna sentencja filozoficzna - na sposób odbieraj±cego: poddawszy to w³asnej deformacji. Dla nich nawet to, co najbardziej prawe, odzwierciedla mimo wszystko postawê fa³szyw±, która ob³udnie przyjmuje pozory dobra. Kiedy odkryj± w sposób oczywisty dobro - pisze ¶w. Grzegorz - badaj± je dociekliwie, ¿eby sprawdziæ, czy jest w nim jeszcze jakie¶ ukryte z³o.
|
68 |
 |
Trudno jest przekonaæ te osoby, u których takie zniekszta³canie staje siê niemal drug± natur±, ¿e my¶lenie o bli¼nich dobrze jest bardziej ludzkie i bardziej zgodne z prawd±. ¦w. Augustyn daje nastêpuj±c± radê: starajcie siê zdobyæ cnoty, których - jak s±dzicie - brakuje waszym braciom, a ju¿ nie bêdziecie dostrzegaæ ich wad, gdy¿ sami nie bêdziecie ich mieli. Dla niektórych ten sposób postêpowania uto¿samia siê z naiwno¶ci±. Oni s± wiêkszymi realistami, s± rozs±dniejsi.
Przyjmuj±c uprzedzenie za normê os±du, obra¿aj± ka¿dego przed wys³uchaniem jego racji. Potem obiektywnie, dobrodusznie dadz±, byæ mo¿e, oczernionemu mo¿liwo¶æ obrony: sprzeciwia siê to wszelkiej moralno¶ci i prawu, udzielaj± bowiem niewinnemu przywileju wykazania swojej niewinno¶ci, podczas gdy sami powinni ponie¶æ ciê¿ar udowodnienia domniemanej winy.
Nie by³bym szczery, gdybym nie wyzna³ wam, ¿e powy¿sze rozwa¿ania s± czym¶ wiêcej ni¿ krótkim przegl±dem traktatów prawa i moralno¶ci. Opieraj± siê na do¶wiadczeniu, którego niema³o ludzi zazna³o na w³asnej skórze; tak jak wielu innych byli oni czêstokroæ i przez d³ugie lata tarcz± æwiczebn± dla rzucaj±cych oszczerstwa, obmawiaj±cych, znies³awiaj±cych. £aska Bo¿a i usposobienie niesk³onne do odczuwania urazy sprawi³y, ¿e wszystko to nie pozostawi³o w nich najmniejszego ¶ladu zgorzknienia. Mihi pro minimo est, ut a vobis iudicer, mnie za¶ najmniej zale¿y na tym, czy bêdê s±dzony przez was - mogliby powiedzieæ za ¶w. Paw³em. Czasami, u¿ywaj±c bardziej potocznych s³ów, dodaliby, ¿e to wszystko kosztowa³o ich zawsze tyle, co nic. I taka jest prawda.
Z drugiej jednak strony nie mogê zaprzeczyæ, ¿e zasmuca mnie dusza tego, kto nies³usznie atakuje czyje¶ dobre imiê, poniewa¿ ten, kto nies³usznie atakuje innych, pogr±¿a samego siebie. Cierpiê tak¿e z powodu tylu osób, które w obliczu arbitralnych i gwa³townych oskar¿eñ nie wiedz±, gdzie siê podziaæ: s± przera¿one, nie wierz±, by by³o to mo¿liwe, zastanawiaj± siê, czy to wszystko nie jest z³ym snem.
Kilka dni temu czytali¶my w czasie Mszy ¶wiêtej opowie¶æ o Zuzannie, kobiecie czystej, fa³szywie obwinionej o rozwi±z³o¶æ przez dwóch zdeprawowanych starców. Westchnê³a Zuzanna i powiedzia³a: "Jestem w trudnym ze wszystkich stron po³o¿eniu. Je¿eli to uczyniê, zas³ugujê na ¶mieræ; je¿eli za¶ nie uczyniê, nie ujdê waszych r±k”. Jak¿e czêsto knowania zawistnych lub intrygantów stawiaj± ludzi czystych w takiej samej sytuacji! Daje siê im tak± alternatywê: obraziæ Pana albo pozwoliæ, by znies³awiono ich dobre imiê. Jedyne szlachetne i godne rozwi±zanie jest jednocze¶nie skrajnie bolesne - musz± zdecydowaæ: wolê jednak niewinna wpa¶æ w wasze rêce, ni¿ zgrzeszyæ wobec Pana.
|
69 |
 |
Wróæmy do sceny uzdrowienia niewidomego. Jezus odpowiada swoim uczniom, ¿e to nieszczê¶cie nie jest konsekwencj± grzechu, lecz okazj± do objawienia siê mocy Boga. I z cudown± prostot± decyduje, by niewidomy przejrza³.
Wraz ze szczê¶ciem rozpoczyna siê mêka tego cz³owieka. Nie daj± mu spokoju. Najpierw s±siedzi i ci, którzy przedtem widywali go jako ¿ebraka. Ewangelia nie mówi nam, ¿e siê cieszyli, lecz ¿e nie potrafili w to uwierzyæ, mimo i¿ niewidomy powtarza³, ¿e ten, który przedtem nie widzia³, a teraz widzi, to on sam. Zamiast pozwoliæ mu spokojnie cieszyæ siê t± ³ask±, prowadz± go do faryzeuszów, którzy znowu pytaj± go, jak to siê sta³o. A on po raz drugi odpowiada: po³o¿y³ mi b³oto na oczy, obmy³em siê i widzê.
Faryzeusze za¶ chc± wykazaæ, ¿e to, co siê sta³o - dobro i wielki cud - nie mia³o miejsca. Niektórzy pos³uguj± siê pod³±, ob³udn±, bardzo ma³o bezstronn± argumentacj±: uzdrowi³ w szabat, a poniewa¿ w szabat nie wolno pracowaæ, zaprzeczaj± cudowi. Inni podejmuj± co¶, co dzi¶ nazwaliby¶my dochodzeniem. Id± do rodziców niewidomego: czy waszym synem jest ten, o którym twierdzicie, ¿e siê niewidomym urodzi³? W jaki to sposób teraz widzi?. Lêk przed mo¿nymi powoduje, ¿e rodzice udzielaj± odpowiedzi, która spe³nia wszystkie warunki metody naukowej: wiemy, ¿e to jest nasz syn i ¿e siê urodzi³ niewidomym. Nie wiemy, jak siê to sta³o, ¿e teraz widzi, nie wiemy tak¿e, kto mu otworzy³ oczy. Zapytajcie jego samego, ma swoje lata, niech mówi za siebie.
Prowadz±cy dochodzenie nie mog± uwierzyæ, poniewa¿ nie chc± wierzyæ. Znowu wiêc przywo³ali tego cz³owieka, który by³ niewidomy, i rzekli do niego: "[...] my wiemy, ¿e cz³owiek ten - Jezus Chrystus - jest grzesznikiem”.
Relacja ¶w. Jana w kilku s³owach ukazuje nam przyk³ad strasznego targniêcia siê na podstawowe prawo, przys³uguj±ce z natury wszystkim - prawo do bycia traktowanym z szacunkiem.
Ten temat jest nadal aktualny. Bez trudu mo¿na by wskazaæ w naszych czasach przypadki agresywnej ciekawo¶ci, prowadz±cej do chorobliwego zg³êbiania prywatnego ¿ycia innych. Minimalne poczucie sprawiedliwo¶ci wymaga, aby - nawet w dochodzeniu domniemanego wystêpku - postêpowaæ ostro¿nie i z umiarkowaniem, nie bior±c za pewnik tego, co jest tylko przypuszczeniem. Zrozumia³e jest, do jakiego stopnia niezdrowa ciekawo¶æ, usi³uj±ca rozgrzebywaæ to, co nie tylko nie jest wystêpkiem, lecz co mo¿e byæ uczynkiem szlachetnym, powinna byæ okre¶lona jako perwersja.
Trzeba broniæ godno¶ci ka¿dej osoby i jej prawa do milczenia przed tymi, którzy handluj± podejrzliwo¶ci± i sprawiaj± wra¿enie, jak gdyby kupczyli intymno¶ci±. W tej obronie zazwyczaj bior± udzia³ wszyscy ludzie szlachetni, chrze¶cijanie i niechrze¶cijanie, poniewa¿ chodzi tu o wspóln± warto¶æ: o uprawnione postanowienie bycia sob±, nieobna¿ania siê, zachowania s³usznej i skromnej dyskrecji, gdy chodzi o w³asne rado¶ci, troski i cierpienia rodzinne, a przede wszystkim czynienia dobra bez afiszowania siê, pomagania potrzebuj±cym z czystej mi³o¶ci, bez obowi±zku rozg³aszania tych dzia³añ w s³u¿bie innym, a tym bardziej bez odkrywania wnêtrza swojej duszy przed niedyskretnym i wypaczonym spojrzeniem ludzi, którzy od ¿ycia wewnêtrznego niczego nie oczekuj±, chyba ¿e po to, by bezlito¶nie kpiæ.
Jak¿e trudno jednak uwolniæ siê od tej w¶cibskiej agresji! Zwiêkszy³a siê równie¿ liczba metod, które nie pozwalaj± cz³owiekowi ¿yæ w spokoju. Mam tutaj na my¶li zarówno ¶rodki techniczne, jak i przyjête systemy argumentowania, którym bardzo trudno siê przeciwstawiæ, je¶li pragnie siê zachowaæ reputacjê. I tak mówi siê czasem, ¿e wszyscy ludzie postêpuj± ¼le; a wskutek tej b³êdnej formy rozumowania pojawia siê w sposób nieunikniony meakulpizm, samokrytyka. Je¶li kto¶ sam nie wyrzuci na siebie tony b³ota, dochodzi siê do wniosku, ¿e poza tym, i¿ jest z gruntu z³y, jest hipokryt± i arogantem.
Czasem postêpuje siê w inny sposób: ten, kto oczernia w mowie lub pi¶mie, sk³onny by³by przyznaæ, ¿e jeste¶ osob± uczciw±, ale inni, byæ mo¿e, tego nie uczyni± i mog± rozg³aszaæ, ¿e jeste¶ z³odziejem: jak udowodnisz, ¿e nim nie jeste¶? Albo te¿: twierdzi pan niestrudzenie, ¿e pañskie postêpowanie jest czyste, szlachetne, prawe. Czy mia³by pan co¶ przeciwko temu, by rozwa¿yæ je na nowo, ¿eby sprawdziæ czy - przeciwnie - nie jest ono przypadkiem brudne, nieszlachetne i pokrêtne?
|
70 |
 |
Nie s± to przyk³ady wymy¶lone. Jestem pewien, ¿e ka¿dy choæ trochê znany cz³owiek lub instytucja mo¿e podaæ ich wiêcej. W pewnych ¶rodowiskach wytworzy³o siê fa³szywe mniemanie, ¿e spo³eczeñstwo, publiczno¶æ, czy jak to nazywaj±, ma prawo do poznawania i interpretowania najbardziej intymnych szczegó³ów z ¿ycia innych.
Pozwólcie mi na kilka s³ów o czym¶, co ma ¶cis³y zwi±zek z moj± dusz±. Od ponad trzydziestu lat na tysi±c ró¿nych sposobów mówiê i piszê, ¿e Opus Dei nie d±¿y do ¿adnych celów doczesnych czy politycznych; ¿e stara siê tylko i wy³±cznie rozpowszechniaæ w¶ród ludzi wszystkich ras, wszystkich grup spo³ecznych, ze wszystkich krajów, znajomo¶æ i praktykê zbawczej nauki Chrystusa: przyczyniania siê do tego, ¿eby na ziemi by³o wiêcej mi³o¶ci Boga, a w zwi±zku z tym - wiêcej pokoju, wiêcej sprawiedliwo¶ci miêdzy lud¼mi, dzieæmi jednego Ojca.
Wiele tysiêcy - miliony - osób na ca³ym ¶wiecie ju¿ to zrozumia³o. Inni, raczej nieliczni, z takich czy innych powodów, zdaj± siê tego nie pojmowaæ. I chocia¿ mojemu sercu bli¿si s± ci pierwsi, szanujê i kocham tak¿e tych drugich, poniewa¿ u wszystkich godna szacunku i powa¿ania jest ich godno¶æ i wszyscy s± wezwani do chwa³y synów Bo¿ych.
Nigdy jednak nie brakuje sekciarskiej mniejszo¶ci, która nie rozumiej±c tego, co ja i tylu innych mi³ujemy, chcia³aby, ¿eby¶my wyja¶niali to zgodnie z jej mentalno¶ci±: w kategoriach politycznych, obcych sprawom nadprzyrodzonym, zwracaj±c uwagê jedynie na równowagê interesów i presji grupowych. Je¶li nie otrzymaj± takiego wyja¶nienia, b³êdnego i zafa³szowanego, zgodnego z ich upodobaniem, dalej domy¶laj± siê k³amstwa, zatajenia, niecnych planów.
Pozwólcie, ¿e wam wyznam, i¿ takie przypadki ani mnie nie martwi±, ani nie smuc±. Doda³bym, ¿e mnie bawi±, gdyby mo¿na by³o pomin±æ fakt, ¿e ludzie ci obra¿aj± bli¼niego i pope³niaj± grzech, który obra¿a Boga. Jestem Aragoñczykiem i mam taki charakter, ¿e nawet po ludzku rzecz bior±c kocham szczero¶æ: odczuwam instynktowny niemal wstrêt do wszystkiego, co zak³ada krêtactwo. Zawsze stara³em siê odpowiadaæ prawd±, bez wynios³o¶ci, bez dumy, nawet je¶li oszczercy byli ¼le wychowani, aroganccy, wrogo nastawieni, a nawet wydawali siê pozbawieni wszelkich ludzkich uczuæ.
Czêsto przychodzi³a mi na my¶l odpowied¼, jak± niewidomy od urodzenia da³ faryzeuszom, którzy go pytali - nie wiadomo, który ju¿ raz - w jaki sposób dosz³o do cudu: ju¿ wam powiedzia³em, a wy¶cie mnie nie wys³uchali. Po co znowu chcecie s³uchaæ? Czy i wy chcecie zostaæ Jego uczniami?.
|
71 |
 |
Grzech faryzeuszy nie polega³ na tym, ¿e nie widzieli w Chrystusie Boga, lecz na dobrowolnym zamkniêciu siê w sobie; na tym, ¿e nie pozwolili, aby Jezus, który jest ¶wiat³em, otworzy³ im oczy. Ten upór ma bezpo¶redni wp³yw na nasze stosunki z bli¼nimi. Ten sam faryzeusz, który uwa¿aj±c siê za wzór, nie pozwala, aby Bóg otworzy³ mu oczy, bêdzie traktowa³ bli¼niego w sposób wynios³y i niesprawiedliwy: dziêkujê Ci, ¿e nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszu¶ci, cudzo³o¿nicy, albo jak i ten celnik - modli siê. Natomiast niewidomego od urodzenia, który niezmiennie mówi prawdê o swoim cudownym uzdrowieniu, obra¿aj±: "Ca³y urodzi³e¶ siê w grzechach, a ¶miesz nas pouczaæ?” I precz go wyrzucili.
Po¶ród tych, którzy nie znaj± Chrystusa, jest wielu szlachetnych ludzi, którzy dziêki elementarnej wra¿liwo¶ci umiej± zachowywaæ siê delikatnie: s± szczerzy, serdeczni, uprzejmi. Je¶li oni i my nie sprzeciwimy siê temu, aby Chrystus uleczy³ ¶lepotê, któr± dot±d jeszcze dotkniête s± nasze oczy; je¶li pozwolimy, aby Pan przy³o¿y³ do nich to b³oto, które w Jego rêkach zamienia siê w najskuteczniejszy lek, bêdziemy widzieæ rzeczywisto¶ci ziemskie i postrzegaæ wieczne w nowym ¶wietle, w ¶wietle naszej wiary: bêdziemy mieæ czyste spojrzenie.
To jest w³a¶nie powo³anie chrze¶cijañskie: pe³nia tej mi³o¶ci, która jest cierpliwa [...], laskawa [...], nie zazdro¶ci, nie szuka poklasku, nie unosi siê pych±; nie dopuszcza siê bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi siê gniewem, nie pamiêta z³ego; nie cieszy siê z niesprawiedliwo¶ci, lecz wspó³weseli siê z prawd±. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pok³ada nadziejê, wszystko przetrzyma.
Mi³o¶æ Chrystusa nie jest jedynie ciep³ym uczuciem w stosunku do bli¼niego; nie poprzestaje na upodobaniu do altruizmu. Mi³o¶æ wlana przez Boga w duszê przekszta³ca od wewn±trz umys³ i wolê: jest nadprzyrodzonym fundamentem przyja¼ni i rado¶ci z czynienia dobra.
Przypatrzcie siê scenie uzdrowienia chromego, któr± przedstawiaj± nam Dzieje Apostolskie. Piotr i Jan szli do ¶wi±tyni i przechodz±c, spotkali cz³owieka siedz±cego przy bramie - by³ chromy od urodzenia. Wszystko tu przypomina tamto uzdrowienie niewidomego. Teraz jednak uczniowie nie my¶l±, ¿e choroba jest spowodowana osobistymi grzechami chorego albo grzechami jego rodziców. Mówi± mu: W imiê Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, chod¼!. Wcze¶niej siali niezrozumienie, teraz - mi³osierdzie; dawnej pochopnie os±dzali, teraz dokonuj± cudownego uzdrowienia w imiê Pana. Zawsze - Chrystus, który przechodzi! Chrystus, który nadal przechodzi ulicami i placami ¶wiata, poprzez swoich uczniów, chrze¶cijan. Proszê Go ¿arliwie, ¿eby przeszed³ równie¿ przez dusze niektórych z tych, którzy mnie w tych chwilach s³uchaj±.
|
72 |
 |
Pocz±tkowo dziwi³ nas stosunek uczniów Jezusa do niewidomego od urodzenia. Postêpowali w my¶l owego nieszczêsnego powiedzenia: my¶l ¼le, a utrafisz. Pó¼niej, kiedy lepiej poznaj± Nauczyciela, kiedy zdadz± sobie sprawê z tego, co znaczy byæ chrze¶cijaninem, bêd± kierowaæ siê w swoich os±dach wyrozumia³o¶ci±.
W ka¿dym cz³owieku - pisze ¶w. Tomasz z Akwinu - mo¿na znale¼æ co¶, czym nas przewy¿sza, w my¶l s³ów Aposto³a "w pokorze oceniaj±c jedni drugich za wy¿ej stoj±cych od siebie” (Flp 2, 3). Zgodnie z tym poleceniem, wszyscy ludzie winni uprzedzaæ siê wzajemnie we czci. Pokora jest cnot± pozwalaj±c± odkryæ, i¿ okazywanie szacunku osobie - jej godno¶ci, jej dzia³aniu w dobrej wierze, jej intymno¶ci - to nie zewnêtrzne konwenanse, lecz podstawowe przejawy mi³o¶ci i sprawiedliwo¶ci.
Mi³o¶æ chrze¶cijañska nie ogranicza siê do wspomagania osób potrzebuj±cych ¶rodków materialnych, ale skierowana jest przede wszystkim ku poszanowaniu i rozumieniu ka¿dej osoby jako takiej, w jej nieod³±cznej godno¶ci cz³owieka i syna Stworzyciela. St±d te¿ ataki na osobê - na jej reputacjê, na jej cze¶æ - ¶wiadcz± o tym, ¿e ten, kto siê ich dopuszcza, nie wyznaje albo nie praktykuje niektórych prawd naszej wiary chrze¶cijañskiej, a w ka¿dym razie brakuje mu prawdziwej mi³o¶ci Boga. Mi³o¶æ Boga i mi³o¶æ bli¼niego - to jedna cnota. Bli¼niego kochamy ze wzglêdu na Boga. Mi³ujemy bowiem w bli¼nim samego Boga.
Mam nadziejê, ¿e bêdziemy w stanie wyci±gn±æ bardzo konkretne wnioski z tej chwili rozmowy w obecno¶ci Pana. Przede wszystkim - postanowienie, aby nie os±dzaæ innych; aby nie obra¿aæ ich nawet poprzez w±tpienie; aby topiæ z³o w obfito¶ci dobra, przez szerzenie wokó³ siebie lojalnego wspó³¿ycia, sprawiedliwo¶ci i pokoju.
A tak¿e - decyzja, by nigdy siê nie smuciæ, je¶li nasze prawe postêpowanie bêdzie ¼le zrozumiane przez innych; je¶li dobro, które - przy nieustannej pomocy Pana - staramy siê pe³niæ, bêdzie interpretowane w sposób fa³szywy, przez przypisywanie nam - wskutek nies³usznego oceniania intencji - z³ych zamiarów, zafa³szowanego i oszukañczego postêpowania. Przebaczajmy zawsze, z u¶miechem na ustach. Mówmy jasno, bez urazy, kiedy zgodnie ze swoim sumieniem uwa¿amy, ¿e powinni¶my mówiæ. I pozostawmy wszystko w rêkach naszego Ojca Boga, z Boskim milczeniem - Iesus autem tacebat, Jezus milcza³ - kiedy chodzi o ataki osobiste, choæby by³y nie wiem jak brutalne lub bezwstydne. Troszczmy siê tylko o to, by pe³niæ dobre czyny, a ju¿ On zadba o to, ¿eby ¶wieci³y przed lud¼mi.
| |
 |
|