67

Przeczytaliśmy w czasie Mszy świętej fragment Ewangelii według św. Jana, opisujący scenę cudownego uzdrowienia niewidomego od urodzenia. Myślę, że wszyscy wzruszyliśmy się raz jeszcze wobec mocy i miłosierdzia Boga, który nie patrzy obojętnie na ludzkie nieszczęście. Chciałbym jednak teraz skupić się na innych aspektach, a konkretnie na tym, żebyśmy zobaczyli, iż kiedy istnieje miłość do Boga, chrześcijanin również nie jest obojętny na los innych ludzi i potrafi także traktować wszystkich z szacunkiem; kiedy natomiast ta miłość słabnie, zachodzi niebezpieczeństwo fanatycznej i bezlitosnej ingerencji w sumienia innych.

Przechodząc obok - mówi Ewangelia - ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia. Jezus, który przechodzi. Często zadziwiał mnie ten prosty sposób przedstawienia Bożej łaskawości. Jezus przechodzi i od razu zdaje sobie sprawę z cierpienia. Zauważcie jednak, jak odmienne były wówczas myśli uczniów. Pytają Go: Nauczycielu, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomy - on czy jego rodzice?

Nie powinniśmy się dziwić, że wielu ludzi, również tych, którzy uważają się za chrześcijan, zachowuje się w podobny sposób: doszukują się przede wszystkim zła. Zakładają je bez żadnego dowodu; i nie tylko tak myślą, lecz mają czelność wyrażać to w pochopnych sądach wobec tłumów.

Zachowanie uczniów można by łagodnie określić jako niedelikatne. W ówczesnym społeczeństwie - tak jak dzisiaj: w tym względzie niewiele się zmieniło - byli inni, faryzeusze, którzy z takiej postawy czynili normę. Przypomnijcie sobie, w jaki sposób oskarża ich Jezus: Przyszedł bowiem Jan: nie jadł ani nie pił, a oni mówią: "Zły duch go opętał". Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije, a oni mówią: "Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników".

Systematyczne atakowanie dobrego imienia, podważanie nienagannego postępowania - taką zajadłą i dotkliwą krytykę znosił Jezus. Nie jest więc dziwne, że niektórzy stosują tę samą metodę wobec tych, którzy świadomi swoich oczywistych i naturalnych nędz i błędów osobistych - dodałbym, że drobnych i nieuniknionych, zważywszy na ludzką słabość - pragną naśladować Nauczyciela. Doświadczenie tych rzeczywistości nie powinno jednak prowadzić nas do usprawiedliwiania grzechów i występków - z podejrzaną wyro-zumiałością nazywanych plotkami - skierowanych przeciwko dobremu imieniu innych osób. Jezus oznajmia, że jeśli pana domu przezwali Belzebubem, nie należy oczekiwać, że postąpią lepiej wobec jego domowników; wyjaśnia też jednak, że kto by rzekł swemu bratu "bezbożniku", podlega karze piekła ognistego.

Skąd bierze się ta niesłuszna ocena innych? Wydaje się, jakby niektórzy nieustannie nosili okulary, które psują im wzrok. Z zasady uważają, że niemożliwa jest prawość, albo przynajmniej ciągła walka o to, by dobrze postępować. Odbierają wszystko - jak mówi dawna sentencja filozoficzna - na sposób odbierającego: poddawszy to własnej deformacji. Dla nich nawet to, co najbardziej prawe, odzwierciedla mimo wszystko postawę fałszywą, która obłudnie przyjmuje pozory dobra. Kiedy odkryją w sposób oczywisty dobro - pisze św. Grzegorz - badają je dociekliwie, żeby sprawdzić, czy jest w nim jeszcze jakieś ukryte zło.

Ten punkt w innym języku