146

W czasie owej pielgrzymki, o której mówiłem wam na początku, zmierzając do kapliczki w Sonsoles, przechodziliśmy obok pól pszenicy. Zboże błyszczało w słońcu, kołysane wiatrem. Przypomniał mi się wtedy pewien fragment Ewangelii - słowa, które Pan skierował do grupy swoich uczniów: Czyż nie mówicie: "Jeszcze cztery miesiące, a nadejdą żniwa?" Oto powiadam wam: Podnieście oczy i popatrzcie na pola, jak bieleją na żniwo. Pomyślałem raz jeszcze, że Pan chciał wlać w nasze serca to samo pragnienie, ten sam ogień, który wypełniał Jego serce. Zszedłszy nieco z drogi, zerwałem kilka kłosów, żeby służyły mi jako przypomnienie.

Trzeba otworzyć oczy, trzeba umieć patrzeć dookoła i rozpoznawać te wezwania, które kieruje do nas Bóg poprzez tych, którzy nas otaczają. Nie możemy żyć odwróceni plecami do tłumu, zamknięci w swoim małym świecie. Nie tak żył Jezus. Ewangelie mówią nam wielokrotnie o Jego miłosierdziu, o Jego umiejętności współczucia innym w ich cierpieniu i potrzebach: lituje się nad wdową z Nain, płacze z powodu śmierci Łazarza, troszczy się o tłumy, które idą za Nim i nie mają co jeść, lituje się też przede wszystkim nad grzesznikami, którzy idą przez świat, nie znając światła ani prawdy: Gdy Jezus wysiadł, ujrzał wielki tłum. Zlitował się nad nimi, byli bowiem jak owce nie mające pasterza. I zaczął ich nauczać.

Będąc prawdziwymi dziećmi Maryi, rozumiemy tę postawę Pana, tak iż nasze serce się powiększa i napełnia się miłosierdziem. Bolą nas wówczas cierpienia, nędze, błędy, samotność, smutek, ból innych ludzi, naszych braci. Czujemy się przynagleni do pomagania im w ich potrzebach i do mówienia im o Bogu, żeby umieli obcować z Nim po synowsku i mogli poznać matczyną troskę Maryi.

Ten punkt w innym języku