Zestawienie punktów

Znaleziono 5 punktów w «To Chrystus przechodzi», które dotykają tematu Spowiedź.

Dzisiaj rozpoczyna się okres Adwentu, więc dobrze, że rozważyliśmy zasadzki tych nieprzyjaciół duszy: nieporządek zmysłowości i wygodnej lekkomyślności; szaleństwo rozumu opierającego się Bogu; wyniosłą pychę wyjaławiającą miłość do Boga i do stworzeń. Wszystkie te stany duszy są prawdziwymi przeszkodami i mają wielką moc wprowadzania nieporządku. Dlatego liturgia każe nam wzywać miłosierdzia Bożego: Ku Tobie, Panie, wznoszę moją duszę, mój Boże, Tobie ufam: niech nie doznam zawodu! Niech moi wrogowie nie triumfują nade mną! - modliliśmy się w antyfonie na wejście. Zaś jako antyfonę na ofiarowanie powtórzymy: Tobie ufam: niech nie doznam zawodu!

Teraz, kiedy zbliża się czas zbawienia, pociesza nas słuchanie słów św. Pawła o tym, że gdy ukazała się dobroć i miłość Zbawiciela, naszego Boga, do ludzi, nie ze względu na sprawiedliwe uczynki, jakie spełniliśmy, lecz z miłosierdzia swego zbawił nas.

Jeśli przejrzycie Pismo Święte, odkryjecie w każdym miejscu obecność miłosierdzia Bożego: napełnia ziemię; rozciąga się na wszystkie Jego dzieci, super omnem carnem; ogarnia nas; wychodzi nam naprzeciw; otacza nas, by nam pomagać i nieustannie jest potwierdzane. Bóg, troszcząc się o nas jak kochający Ojciec, patrzy na nas w swoim miłosierdziu: miłosierdziu łaskawym, pięknymjak chmury deszczowe w czasie posuchy.

Pan Jezus podsumowuje i streszcza całą tę historię miłosierdzia Bożego: Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. A innym razem: Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Pośród tylu scen Ewangelii wyryła się nam również mocno w pamięci łaskawość wobec jawnogrzesznicy, przypowieść o synu marnotrawnym, o zaginionej owcy, o dłużniku, któremu darowano dług, wskrzeszenie syna wdowy z Nain. Ileż racji wynikających ze sprawiedliwości tłumaczy ten wielki cud! Umarł jedyny syn owej ubogiej wdowy, syn, który nadawał sens jej życiu, który w starości mógł jej służyć pomocą. Jednak Chrystus nie dokonuje cudu z powodu sprawiedliwości; robi to ze współczucia, gdyż w swoim wnętrzu wzrusza się na widok ludzkiego bólu.

Jaką pewność powinno dawać nam miłosierdzie Pana! Jeśliby się on żalił przede Mną, usłyszę go, bo jestem litościwy. Jest to zaproszenie i obiet-nica, której nie omieszka wypełnić. Przybliżmy się więc z ufnością do tronu łaski, abyśmy otrzymali miłosierdzie i znaleźli łaskę dla [uzyskania] pomocy w stosownej chwili. Nieprzyjaciele naszego uświęcenia nic nie wskórają, ponieważ to miłosierdzie Boże nas ochrania. A jeśli - z własnej winy i z powodu swojej słabości - upadamy, Pan przychodzi nam na ratunek i nas podnosi. Nauczyłeś się wystrzegać opieszałości, oddalać od siebie arogancję, wzrastać w pobożności, nie być więźniem światowych spraw, nie przedkładać marności nad wieczność. Skoro jednak słaby człowiek nie może pewnie kroczyć po śliskim świecie, dobry lekarz wskazał ci lekarstwo przeciw dezorientacji, a miłosierny sędzia nie odmówił ci nadziei przebaczenia.

Jeśli powołanie jest pierwsze, jeśli gwiazda świeci wcześniej, żeby kierować nas na naszej drodze miłości Bożej, to nie ma sensu poddawać się zwątpieniu, kiedy czasem jej nie widzimy. W pewnych momentach naszego życia wewnętrznego, prawie zawsze z naszej winy, zdarza się to, co wydarzyło się w czasie podróży Mędrców: gwiazda znika. Znamy już Boży blask naszego powołania, jesteśmy przekonani o jego ostatecznym charakterze, jednak może kurz, który wznosimy podczas drogi - nasze nędze - tworzy gęstą chmurę, która nie przepuszcza światła.

Co wtedy robić? Pójść w ślady tamtych świętych mężów - i pytać! Herod posłużył się wiedzą, żeby postąpić w sposób niesprawiedliwy. Mędrcy posługują się nią, by czynić dobro. My, chrześcijanie, nie potrzebujemy jednak pytać ani Heroda, ani mądrych tego świata. Chrystus dał swemu Kościołowi pewność nauki, strumień łaski płynącej z sakramentów. Rozporządził też, aby były osoby, które będą kierować, prowadzić i ciągle przypominać o drodze. Dysponujemy nieskończonym skarbem wiedzy: Słowem Bożym strzeżonym przez Kościół; łaską Chrystusa, która udzielana jest w sakramentach; świadectwem i przykładem tych, którzy żyjąc w sposób prawy obok nas, swoim życiem umieli wyznaczyć drogę wierności Bogu.

Pozwólcie, że wam coś poradzę: jeśli kiedykolwiek utracicie jasność światła, zwróćcie się o pomoc do dobrego pasterza. Kto jest tym dobrym pasterzem? Ten, kto wchodzi przez bramę wierności doktrynie Kościoła; kto nie zachowuje się jak najemnik, który widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza. Zauważcie, że Słowo Boże nie jest próżne, a sposób wyrażania się Chrystusa - widzicie, z jaką czułością mówi o pasterzach i o owcach, o owczarni i o stadzie? - jest praktycznym ukazaniem potrzeby dobrego przewodnika dla naszych dusz.

Gdyby nie było złych pasterzy - pisze św. Augustyn - On nie uściślałby tego, mówiąc o dobrym. Kto jest najemnikiem? Ten, który widząc wilka, ucieka; ten, który szuka swojej chwały, a nie chwały Chrystusa; ten, który nie ma odwagi z wolnością ducha ganić grzeszników. Wilk chwyta owcę za szyję, diabeł prowadzi wiernego do cudzołóstwa. A ty milczysz, nie ganisz. Ty jesteś najemnikiem. Widziałeś, że nadchodzi wilk i uciekłeś. Być może, on mi powie: nie, jestem tutaj, nie uciekłem. Ale ja odpowiem: uciekłeś, ponieważ milczałeś, a milczałeś, ponieważ się bałeś.

Świętość Oblubienicy Chrystusa przejawiała się zawsze - podobnie jak przejawia się dziś - w obfitości dobrych pasterzy. Jednakże wiara chrześcijańska, która naucza, byśmy byli prości, nie skłania nas do bycia naiwnymi. Są tacy najemnicy, którzy milczą, ale są też i tacy, którzy mówią słowa niepochodzące od Chrystusa. Dlatego jeśli Pan dopuści, że ogarnie nas ciemność, choćby w rzeczach drobnych; jeśli poczujemy, że nasza wiara nie jest mocna - zwróćmy się do dobrego pasterza, do tego, który wykorzystując swoje prawo, wchodzi przez bramę; który oddając swoje życie za innych, chce być w swoim słowie i postępowaniu duszą zakochaną. Może również jest grzesznikiem, ale grzesznikiem ufającym zawsze w przebaczenie i miłosierdzie Chrystusa.

Jeśli sumienie wyrzuca wam jakiś grzech - nawet gdy nie wydaje się on wam ciężki - jeśli macie wątpliwości, przystąpcie do Sakramentu Pokuty. Idźcie do kapłana, który się wami opiekuje, który potrafi wymagać od was mocnej wiary, delikatności duszy i prawdziwego chrześcijańskiego męstwa. W Kościele istnieje całkowita wolność, jeśli chodzi o wybór spowiednika, byle tylko miał odpowiednie pozwolenia. Jednakże chrześcijanin postępujący szczerze, zwróci się - z własnej woli! - do tego, którego zna jako dobrego pasterza, który może mu pomóc podnieść wzrok, żeby znowu zobaczyć w górze gwiazdę Pana.

Jak wytłumaczyć tę ufną modlitwę, tę świadomość, że nie zginiemy w walce? To przekonanie ma swój początek w rzeczywistości, której nigdy nie przestanę podziwiać: w naszym synostwie Bożym. Pan, który w tym Wielkim Poście prosi, żebyśmy się nawrócili, nie jest ani despotycznym Władcą, ani surowym i nieugiętym Sędzią: jest naszym Ojcem. Mówi nam o naszych grzechach, o naszych błędach, o naszym braku hojności. Czyni to jednak po to, żeby nas od nich uwolnić, żeby obiecać nam swoją Przyjaźń i Miłość. Świadomość naszego synostwa Bożego daje radość naszemu nawróceniu - mówi nam, że wracamy do domu Ojca.

Synostwo Boże jest fundamentem ducha Opus Dei. Wszyscy ludzie są dziećmi Bożymi. Jednak dziecko może postępować wobec swojego Ojca na różne sposoby. Trzeba czynić wysiłki, aby być dziećmi, które starają się zrozumieć, iż Pan, umiłowawszy nas jak synów, sprawił, że mieszkamy w Jego domu, pośród tego świata; że należymy do Jego rodziny; że to, co jest Jego, jest nasze, a to, co nasze - Jego; że pozostajemy z Nim w takiej zażyłości i żywimy ufność, która pozwala nam prosić - jak małe dziecko - o gwiazdkę z nieba!

Dziecko Boże traktuje Pana jak Ojca. Jego stosunek do Boga to nie uprzejmość sługi ani formalny, czysto grzecznościowy, szacunek, lecz całkowita szczerość i ufność. Bóg nie gorszy się ludźmi. Bóg nie nuży się naszymi niewiernościami. Nasz Ojciec Niebieski przebacza każdą obrazę, kiedy syn znowu do Niego wraca, kiedy żałuje i prosi o przebaczenie. Nasz Pan jest tak bardzo Ojcem, że uprzedza nasze pragnienie otrzymania przebaczenia i sam wychodzi nam naprzeciw, wyciągając swoje ramiona pełne łaski.

Zauważcie, że niczego nie wymyślam. Przypomnijcie sobie ową przypowieść, którą Syn Boży opowiedział nam, żebyśmy zrozumieli miłość Ojca, który jest w niebie: przypowieść o synu marnotrawnym.

A gdy był jeszcze daleko - mówi Pismo - ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. To są słowa świętej księgi: ucałował go, obsypał go pocałunkami. Czyż można mówić w sposób bardziej ludzki? Czyż można bardziej obrazowo opisać ojcowską miłość Boga do ludzi?

Wobec Boga, który wybiega nam naprzeciw, nie możemy milczeć. Powiemy Mu więc wraz ze św. Pawłem: Abba, Pater!. Ojcze, Ojcze mój! Bo chociaż jest Stworzycielem wszechświata, nie przeszkadza Mu to, że nie używamy wobec Niego górnolotnych zwrotów, nie tęskni też za należnym Mu wyznaniem Jego godności. Chce, żebyśmy nazywali Go Ojcem, żebyśmy zasmakowali w tym słowie i żeby nasze dusze napełniły się radością.

Życie ludzkie jest w pewnym sensie ciągłym powracaniem do domu naszego Ojca. Powracaniem poprzez skruchę, poprzez owo nawrócenie serca, które zakłada pragnienie przemiany, mocną decyzję poprawy życia i które w związku z tym przejawia się w uczynkach ofiary i oddania. Powracaniem do domu Ojca przez sakrament pojednania, w którym poprzez wyznanie grzechów przyoblekamy się w Chrystusa i stajemy się w ten sposób Jego braćmi, członkami Bożej rodziny.

Bóg na nas czeka, tak jak ojciec z przypowieści, z wyciągniętymi ramionami, nawet jeśli na to nie zasługujemy. Nasz dług nie ma znaczenia. Tak jak w przypadku syna marnotrawnego, wystarczy, żebyśmy otworzyli serce, żebyśmy zatęsknili za domem naszego Ojca, żebyśmy się zadziwili i rozradowali wobec daru, który ofiarowuje nam Bóg, pozwalając nazywać się i prawdziwie być Jego dziećmi, pomimo tak wielkiego braku odpowiedzi z naszej strony.

Ten, kto pragnie walczyć, stosuje środki. A środki nie zmieniły się przez dwadzieścia wieków chrześcijaństwa: modlitwa, umartwienie i przystępowanie do sakramentów. Ponieważ umartwienie jest również modlitwą - modlitwą zmysłów - możemy opisać te środki tylko w dwóch słowach: modlitwa i sakramenty.

Chciałbym, żebyśmy zastanowili się teraz nad tym źródłem łaski Bożej, jakim są sakramenty, cudowny przejaw Bożego miłosierdzia. Rozważmy powoli definicję podaną w Katechizmie św. Piusa V: pewne znaki widzialne, które dają łaskę, a zarazem ją oznaczają, jakby ukazując ją naszym oczom. Bóg Nasz Pan jest nieskończony, Jego miłość jest niewyczerpalna, Jego łaskawość i litość nad nami nie znają granic. I chociaż udziela nam swojej łaski na różne inne sposoby, ustanowił w sposób wyraźny i dobrowolny - tylko On mógł to uczynić - siedem skutecznych znaków, żeby ludzie mogli w sposób stały, prosty i dostępny dla wszystkich stawać się uczestnikami zasług Odkupienia.

Jeśli porzuci się sakramenty, zanika prawdziwe życie chrześcijańskie. Nie da się jednak ukryć, że zwłaszcza w naszych czasach nie brakuje osób, które zdają się zapominać o tym zbawczym strumieniu łaski Chrystusa, a nawet go odrzucają. Bolesne jest mówienie o tej ranie społeczności, która nazywa się chrześcijańską, niemniej jest to konieczne, żeby w naszych duszach ugruntowało się pragnienie przystępowania z większą miłością i wdzięcznością do tych źródeł uświęcenia.

Bez żadnych skrupułów decydują się opóźniać chrzest noworodków, pozbawiając je - przez ciężkie uchybienie sprawiedliwości i miłości - łaski wiary, nieocenionego skarbu zamieszkania Trójcy Świętej w duszy, która przychodzi na świat splamiona grzechem pierworodnym. Usiłują też przeinaczyć istotę Sakramentu Bierzmowania, w którym Tradycja zawsze jednomyślnie upatrywała umocnienia życia duchowego przez ciche i płodne wylanie Ducha Świętego, aby dusza, umocniona w ten nadprzyrodzony sposób, mogła walczyć - jako miles Christi, żołnierz Chrystusa - w tej wewnętrznej walce przeciwko egoizmowi i pożądliwości.

Jeśli straci się wrażliwość na rzeczy Boże, z trudem zrozumie się Sakrament Pokuty. Spowiedź sakramentalna nie jest dialogiem ludzkim, lecz Boskim; jest trybunałem nieomylnej Bożej sprawiedliwości, a przede wszystkim miłosierdzia, w którym kochający sędzia nie pragnie śmierci występnego, ale jedynie tego, aby występny zawrócił ze swej drogi i żył.

Czułość naszego Pana jest naprawdę nieskończona. Popatrzcie, z jaką delikatnością traktuje swoje dzieci. Uczynił z małżeństwa święty węzeł, obraz zjednoczenia Chrystusa z Jego Kościołem, wielki sakrament będący podstawą rodziny chrześcijańskiej, która z łaską Bożą powinna być środowiskiem pokoju i harmonii, szkołą świętości. Rodzice są współpracownikami Boga. Stąd bierze się miły obowiązek szanowania ich, jaki mają dzieci. Słusznie można nazwać czwarte przykazanie - napisałem to przed tylu laty - najsłodszym przykazaniem Dekalogu. Jeśli będzie się przeżywać małżeństwo tak, jak tego chce Bóg, w sposób święty, dom rodzinny będzie zakątkiem pełnym pokoju, jasnym i radosnym.

Radość jest dobrem chrześcijańskim. Znika tylko wtedy, gdy się obraża Boga: ponieważ grzech jest skutkiem egoizmu, a egoizm jest przyczyną smutku. Nawet wtedy jednak ta radość pozostawia ślad w duszy, bo mamy świadomość, że Bóg oraz Jego Matka nigdy nie zapominają o ludziach. Jeśli wzbudzamy skruchę, jeśli w naszym sercu rodzi się akt żalu, jeśli oczyszczamy się w świętym Sakramencie Pokuty, Bóg wychodzi nam na spotkanie i przebacza nam - i nie ma już smutku: słusznie jest weselić się i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się.

Słowa te zawierają cudowne zakończenie przypowieści o synu marnotrawnym, której rozważanie nigdy nas nie znuży: oto Ojciec wychodzi ci na spotkanie; pochyla się nad tobą, całuje cię na znak miłości i czułości; każe ci dać szatę, pierścień, sandały. Ty jeszcze się boisz wyrzutów, a On przywraca ci twoją godność; boisz się kary, a On cię całuje; boisz się gniewnego słowa, a On przygotowuje dla ciebie ucztę.

Miłość Boga jest niezgłębiona. Skoro On postępuje w ten sposób z tym, kto Go obraził, co uczyni, aby uczcić swoją niepokalaną Matkę, Virgo fidelis, Pannę Najświętszą, zawsze wierną?

Skoro miłość Boga okazuje się tak wielka, kiedy serce ludzkie - często zdradliwe - tak mało może pomieścić, co będzie dziać się w Sercu Maryi, które nigdy nie postawiło woli Bożej nawet najmniejszej przeszkody?

Zauważcie, jak liturgia tego święta oddaje niemożliwość zrozumienia nieskończonego miłosierdzia Pana przez ludzkie rozumowanie: zamiast wyjaśniać, śpiewa; pobudza wyobraźnię, żeby każdy włożył swój entuzjazm w tę pochwałę. Ponieważ wszystkie nasze słowa okażą się zbyt małe: potem wielki znak się ukazał na niebie: Niewiasta obleczona w słońce i księżyc pod jej stopami, a na jej glowie wieniec z gwiazd dwunastu. Król pragnie twojej pieknosci […]. Cała pełna chwały wchodzi córa królewska; złotogłów jej odzieniem.

Liturgia kończy się słowami Maryi, w których największa pokora przeplata się z największą chwałą: Oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia, gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny.

Cor Mariae Dulcissimum, iter para tutum; Najsłodsze Serce Maryi, daj siłę i pewność naszej drodze na ziemi; Ty sama bądź naszą drogą, bo Ty znasz ścieżkę i skrót, które prowadzą przez Twoją miłość do miłości Jezusa Chrystusa.