Zestawienie punktów

Znaleziono 8 punktów «Rozmowy z prałatem Escrivá», które dotykają tematu Powołanie chrześcijańskie  → apostolstwo.

Misja świeckich wykonywana jest, według stwierdzeń Soboru, w Kościele i w świecie. Dla wielu takie połączenie jest niezrozumiałe. Jak wytłumaczyłby Ksiądz zadanie świeckich w Kościele i zadanie jakie winni spełniać w świecie?

W żadnym razie nie wydaje mi się, aby winny one być traktowane jako dwa różne zadania. Specyficzny udział świeckiego w misji Kościoła polega właśnie na uświęceniu ab intra — w sposób natychmiastowy i bezpośredni — doczesnej rzeczywistości, świata.

Chodzi o to, że poza tym zadaniem, które jest właściwe i specyficzne, świecki posiada również — podobnie jak duchowni i zakonnicy — serię praw, obowiązków i podstawowych kompetencji, które odpowiadają statusowi prawnemu wiernego i które posiadają swoją logiczną sferę działalności wewnątrz społeczności kościelnej: aktywny udział w liturgii Kościoła, zdolność do bezpośredniej współpracy w apostolstwie właściwym hierarchii, bądź doradzania jej w zadaniach duszpasterskich, kiedy jest o to poproszony itd.

Zadania specyficzne, które odnoszą się do świeckiego jako właśnie świeckiego i zadania ogólne, które odnoszą się do niego jako wiernego — nie są sobie przeciwstawne i nie ma między nimi sprzeczności, lecz jest zależność dopełniania się. Zwracać wyłącznie uwagę na specyficzną misję świeckiego, zapominając o jego jednoczesnej kondycji wiernego, byłoby takim samym absurdem, jak wyobrazić sobie gałązkę zieloną i kwitnącą, nie należącą do żadnego drzewa. Zapominanie o tym, co specyficzne, właściwe i szczególne u świeckiego, czy niedostateczne zrozumienie cech tych świeckich zadań apostolskich i ich kościelnej wartości — byłoby podobne do ograniczania spojrzenia na bujne drzewo Kościoła do przerażającego widoku samego pnia.

W związku z obecnością świeckich członków Opus Dei w wiodących sektorach życia społeczeństwa hiszpańskiego, niektórzy mówią o wpływach Opus Dei w Hiszpanii. Czy mógłby nam Ksiądz wyjaśnić, jakie są te wpływy?

Przeszkadza mi zawsze to wszystko, co może wyglądać na autoreklamę. Myślę jednak, że nie byłoby skromnością, lecz ślepotą i niewdzięcznością w stosunku do Pana Boga — który tak hojnie błogosławi naszej pracy — nieuznawanie faktu, że Opus Dei wpływa rzeczywiście na społeczeństwo hiszpańskie. Jest logiczne, że w krajach, w których Dzieło pracuje już wiele lat wpływ ten ma dostrzegalne znaczenie społeczne o wymiarze proporcjonalnym do rozwoju. Przykładem tego jest Hiszpania, gdzie zgodnie z Wolą Bożą Stowarzyszenie zaistniało w życiu Kościoła i działa już trzydzieści dziewięć lat.

Jakiego rodzaju jest ten wpływ? Oczywistym jest, że skoro Opus Dei jest Stowarzyszeniem o celach duchowych, apostolskich, rodzaj jego wpływu — tak w Hiszpanii, jak w pozostałych krajach pięciu kontynentów, w których pracujemy — może być jedynie taki: duchowy, apostolski. Podobnie jak w przypadku całego Kościoła — duszy świata — wpływ Opus Dei w społeczeństwie świeckim nie ma charakteru doczesnego — społecznego, politycznego, ekonomicznego itp. — choć owszem znajduje swe odbicie w aspektach etycznych wszelkiej działalności ludzkiej, mając charakter typu ponadczasowego, wyższego, który wyraża się właściwym czasownikiem: uświęcać.

I to prowadzi nas do problemu członków Opus Dei, których nazywa Ksiądz wpływowymi. Dla stowarzyszenia, którego celem będzie robienie polityki, wpływowi będą ci członkowie, którzy zajmują miejsca w parlamencie, czy radzie ministrów. Jeśli jest to stowarzyszenie kulturalne, uzna ono za wpływowych tych swoich członków, którzy będą filozofami o szerokiej sławie, bądź laureatami nagród państwowych w dziedzinie literatury itp. Natomiast, jeśli stowarzyszenie ma zamiar — jak ma to miejsce w przypadku Opus Dei — uświęcać codzienną pracę ludzi, czy to fizyczną czy intelektualną, oczywistym jest, że za wpływowych powinni być uważani wszyscy jego członkowie, gdyż wszyscy oni pracują. Powszechny obowiązek pracy spoczywający na wszystkich ludziach ma w Dziele szczególny rezonans dyscyplinarny i ascetyczny — wszyscy starają się wykonywać swoją pracę, jakakolwiek by ona nie była, w sposób święty, chrześcijański, z pragnieniem doskonałości. Dlatego dla mnie, tak samo wpływowym, tak samo ważnym i koniecznym, jest świadectwo jednego z moich synów — górnika pośród towarzyszy pracy, jak świadectwo rektora uniwersytetu pośród pozostałych członków grona profesorskiego.

Skąd bierze się więc wpływ Opus Dei? Wskazuje na to proste rozważenie tej rzeczywistości socjologicznej. Do naszego Stowarzyszenia należą osoby wszelkich warstw społecznych, zawodów, wieku i stanu: kobiety i mężczyźni, kapłani i świeccy, starzy i młodzi, małżonkowie i osoby stanu wolnego, z wykształceniem uniwersyteckim i zawodowym, robotnicy, rolnicy, urzędnicy, osoby, które wykonują wolne zawody jak i te, które pracują w urzędach państwowych, itd. Czy wyobraża sobie Ksiądz jaką siłę promieniowania chrześcijańskiego reprezentuje tak szeroka i tak różnorodna gama osób, zwłaszcza, jeśli można je liczyć w dziesiątkach tysięcy i kiedy ożywia je ten sam duch apostolski: uświęcenia swego zawodu lub rzemiosła — w każdym środowisku społecznym, w którym się obracają — uświęcania się w tej pracy i uświęcania tej pracy.

Do tych osobistych dzieł apostolskich należy dodać wzrost naszych apostolskich przedsięwzięć korporacyjnych: akademiki, domy rekolekcyjne, Uniwersytet Navarry, ośrodki kształcenia robotników i chłopów, instytuty techniczne, kolegia, szkoły kształcenia zawodowego dla kobiet itd. Te dzieła były i są niewątpliwie ośrodkami promieniowania ducha chrześcijańskiego. Rozwijane i kierowane przez świeckich traktowane są jako praca zawodowa wykonana przez obywateli równych innym wykonującym te same zadania, czy zawody. Przedsięwzięcia te, otwarte dla osób wszelkich klas i stanów uwrażliwiły szerokie warstwy społeczeństwa na konieczność dawania chrześcijańskiej odpowiedzi na pytania, jakie stawia wykonywanie zawodu czy pracy w ogóle.

Wszystko to składa się właśnie na społeczny wymiar i znaczenie Opus Dei. O znaczeniu Dzieła nie decyduje fakt, że niektórzy członkowie Opus Dei posiadają wysokie, w kategoriach ludzkich, stanowiska — to nas niewiele interesuje i pozostawiamy to wolnej decyzji i indywidualnej odpowiedzialności zainteresowanych. O znaczeniu Opus Dei decyduje to, że wszyscy jego członkowie — a dobroć Boża sprawia, że jest ich coraz więcej — wykonują swoją pracę zawodową, począwszy od najskromniejszych zawodów, uświęcając siebie i świat.

I jest to logiczne, bo czyż można powiedzieć, że wpływ Kościoła w Stanach Zjednoczonych zaczął się dopiero w dniu, kiedy prezydentem został wybrany katolik John Kennedy?

Wobec tego, w jaki sposób kościelna rzeczywistość Opus Dei włącza się do akcji duszpasterskiej całego Kościoła i do ekumenizmu?

Następujące wyjaśnienie wydaje mi się odpowiednie: Opus Dei nie jest i nie może być uważane za rzeczywistość połączoną z procesem rozwoju tak zwanego stanu doskonałości, nie jest formą nowoczesną albo aggiornata tego stanu. W rzeczy samej, ani koncepcja teologiczna status perfectionis — jaką święty Tomasz, Suárez i inni autorzy zdefiniowali w nauce — ani różne definicje prawne, które miały, bądź mogą mieć miejsce w tym pojęciu teologicznym, nie mają nic wspólnego z duchowością i celem apostolskim, jakiego Bóg pragnął dla naszego Stowarzyszenia. Wystarczy stwierdzić — gdyż kompetentna wykładnia doktrynalna byłaby zbyt długa — że Opus Dei nie interesują ani śluby, ani obietnice, ani żadna inna forma konsekracji jego członków różna od konsekracji jaką wszyscy otrzymali w czasie chrztu świętego. Nasze stowarzyszenie nie pretenduje w żaden sposób do tego, by jego członkowie zmienili swój stan, by przestali być zwyczajnymi wiernymi, by osiągnąć szczególny status perfectionis. Wprost przeciwnie, to czego pragnie i o co się stara sprowadza się do tego, by każdy czynił apostolstwo oraz uświęcał się w ramach swego własnego stanu, na tym samym miejscu i w warunkach jakie posiada w Kościele i w społeczeństwie świeckim. Nie wyciągamy nikogo z jego miejsca, nie oddalamy nikogo od jego pracy, bądź od jego pragnień i szlachetnych zobowiązań o charakterze doczesnym.

Rzeczywistość społeczna, duchowość i działanie Opus Dei wypływa z całkiem innego źródła życia Kościoła niż status perfectionis: konkretnie od procesu teologicznego i życiowego, który prowadzi laikat do pełnego wzięcia na siebie własnej odpowiedzialności kościelnej, do jego własnego udziału w misji Chrystusa i Jego Kościoła. W proces ten, od początku istnienia Dzieła aż po dzien dzisiejszy, zaangażował Bóg pragnienie służenia Jemu zarówno w mojej duszy jak i w duszach moich synów i córek.

Jaki jest wkład Opus Dei do tego procesu? Być może nie jest to właściwy moment historyczny, najbardziej odpowiedni do tego, by dokonać tego rodzaju powszechnej oceny. Pomimo, że chodzi o problemy, którymi ku wielkiej mej radości tak szczegółowo zajmował się Sobór Watykański II mimo, że na wiele pojęć i sytuacji odnoszących się do życia i misji laikatu Urząd Nauczycielski Kościoła dał już jasną odpowiedź, istnieje wciąż jeszcze wiele pytań, które stanowią nadal prawdziwe problemy graniczne teologii. Nam, żyjącym w duchu, jaki Bóg dał Opus Dei, któremu staramy się być wierni pomimo naszych osobistych niedoskonałości — zdaje się, że Bóg wspaniale rozwiązał już większość tych dyskutowanych problemów. Jednak nie usiłujemy przedstawiać tych rozwiązań jako jedynie możliwych.

Jednocześnie istnieją inne aspekty tego procesu rozwoju eklezjologicznego przedstawiające sobą nadzwyczajne zdobycze doktrynalne. Do ich powstania, tak widać chciał Bóg przyczyniło się, być może w znacznej mierze, świadectwo ducha i życia Opus Dei oraz innych wartościowych inicjatyw i nie mniej zasłużonych stowarzyszeń apostolskich. Są to zdobycze doktrynalne, które dopiero być może po upływie znacznego czasu zostaną prawdziwie wcielone w życie całego Ludu Bożego. Sam Ksiądz przypomniał w swoich poprzednich pytaniach niektóre z tych aspektów: rozwój autentycznej duchowości świeckiej, zrozumienie szczególnego zadania kościelnego — nie "oficjalnie kościelnego”, lecz właśnie świeckiego, rozróżnienie praw i obowiązków jakie posiada świecki jako świecki, stosunki hierarchia-laikat, równość godności i komplementarności zadań mężczyzny i kobiety w Kościele, konieczność uzyskania uporządkowanej opinii publicznej Ludu Bożego itd.

Wszystko to stanowi oczywiście bardzo płynną rzeczywistość, czasami nie pozbawioną paradoksów. Ta sama rzecz, która powiedziana czterdzieści lat temu, gorszyła wszystkich bądź prawie wszystkich, dziś nie dziwi nikogo. Natomiast nieliczni dotąd rozumieją ją do głębi i żyją nią w sposób uporządkowany.

Wytłumaczę to lepiej na przykładzie. W 1932 roku, komentując z mymi synami z Opus Dei niektóre aspekty i konsekwencje szczególnej godności i odpowiedzialności, jaką chrzest święty daje ludziom, napisałem im w pewnym dokumencie: "Należy odrzucić przesąd, że zwyczajni wierni mogą jedynie ograniczać się do pomagania kapłanom w apostolstwie kościelnym. Nie ma powodu do tego, aby apostolstwo ludzi świeckich było tylko udziałem w apostolstwie hierarchicznym: do ich kompetencji należy obowiązek apostołowania i to nie dlatego, że otrzymują jakąś misję kanoniczną, lecz dlatego, że są częścią Kościoła(…). Apostołują z pomocą swego zawodu, swego fachu, swojej rodziny, swych kolegów i swych przyjaciół”.

Dziś, po uroczystych wypowiedziach Soboru, nikt w Kościele nie będzie osądzał prawomyślności tej doktryny. Jednak ilu naprawdę zarzuciło koncepcję apostolstwa świeckich jako pracy duszpasterskiej zorganizowanej od góry do dołu? Ilu, pokonując poprzednią monolityczną koncepcję apostolstwa świeckich rozumie, że apostolstwo to może, a nawet musi istnieć bez konieczności sztywnych, scentralizowanych struktur, misji kanonicznych i mandatów hierarchicznych? Ilu z tych, którzy traktują laikat jako longa manus Ecclesiae, nie myli jednocześnie w swoim umyśle pojęcia Kościół-Lud Boży z pojęciem bardziej ograniczonym hierarchii? Albo też ilu świeckich rozumie należycie, że jedynie w delikatnej jedności z hierarchią mają prawo rewindykować swoje uprawnienia do autonomii apostolskiej?

Podobne stwierdzenia można będzie formułować w stosunku do innych problemów, gdyż naprawdę pozostaje dużo, bardzo dużo do rozwiązania, tak w koniecznej wykładni doktrynalnej, jak w edukacji świadomości i w samej reformie prawodawstwa kościelnego. Osobiście bardzo proszę Pana Boga — modlitwa była zawsze moją ulubioną bronią — aby Duch Święty wspomógł swój Lud, a w szczególności hierarchię, w wykonywaniu tych zadań. Proszę Go także, aby nadal korzystał z Opus Dei, byśmy mogli przyczyniać się i pomagać we wszystkim, co jest w naszej mocy, w tym trudnym, lecz wspaniałym procesie rozwoju i wzrostu Kościoła.

Jak tłumaczy Ksiądz ogromny sukces Opus Dei i jakimi kryteriami mierzy Ksiądz ten sukces?

Kiedy dane przedsięwzięcie jest nadprzyrodzone, nie ma znaczenia sukces, czy też niepowodzenie tak, jak rozumie się je zazwyczaj. Już św. Paweł mówił do chrześcijan z Koryntu, że w życiu duchowym nie jest ważny sąd innych, ani nasz własny sąd, lecz Boży.

Niewątpliwie Dzieło jest dziś rozpowszechnione w świecie: należą do niego mężczyźni i kobiety z przeszło siedemdziesięciu krajów. Kiedy myślę o tym fakcie sam się temu dziwię. Nie znajduję dla tego faktu żadnego ludzkiego wytłumaczenia, lecz wolę Boga, gdyż Duch tchnie dokąd zechce i wykorzystuje kogo zechce by dokonywać uświęcania ludzi. To wszystko jest dla mnie okazją do dziękczynienia, pokory i prośby skierowanej do Boga, bym zawsze potrafił Mu służyć.

Pyta mnie Pan także, jakie jest kryterium, którym mierzę i sądzę różne rzeczy. Odpowiedź jest prosta: świętość, owoce świętości.

Najważniejszym apostolstwem Opus Dei jest to, które czyni każdy członek świadectwem swego życia i swego słowa, w codziennym obcowaniu ze swoimi przyjaciółmi i towarzyszami pracy zawodowej. Któż może zmierzyć nadprzyrodzoną skuteczność tego milczącego i skromnego apostolstwa? Nie można wycenić pomocy, jaką daje przykład wiernego i szczerego przyjaciela, bądź wpływ dobrej matki w rodzinie.

Być może Pana pytanie odnosi się do przedsięwzięć apostolskich korporacyjnych, jakie realizuje Opus Dei, zakładając, że w tym przypadku są rezultaty wymierne z punktu widzenia ludzkiego, technicznego: jeśli szkoła doskonalenia zawodowego dla robotników zdoła rozwinąć w aspekcie społecznym ludzi, którzy do niej uczęszczają, jeśli dany uniwersytet da swoim studentom odpowiednie przygotowanie zawodowe i kulturalne. Zakładając, że Pana pytanie ma taki sens, powiem Panu, że rezultat może być w części wytłumaczalny gdyż chodzi o prace wykonywane przez osoby, które wykonują je jako specyficzne zadanie zawodowe, do którego przygotowują się jak każdy, kto pragnie wykonać poważną pracę. Oznacza to między innymi, że dzieł tych nie planuje się według z góry określonych schematów, lecz w każdym przypadku wprowadza w życie po uprzednim przeanalizowaniu szczególnych potrzeb społeczeństwa, w którym zostaną zrealizowane, po prostu po to by dopasować je do jego realnych wymogów.

Lecz powtarzam Panu, że Opus Dei nie jest zainteresowane przede wszystkim skutecznością ludzkiego działania. Sukces, bądź niepowodzenie tych prac zależy od tego, czy — będąc dobrze wykonanymi z ludzkiego punktu widzenia — służą wzrastaniu w miłości Boga, czy ci, którzy korzystają z ich rezultatów kochają Boga, czują się braćmi wszystkich innych ludzi i manifestują te uczucia w bezinteresownej służbie ludzkości.

Przynosi to ze sobą głębszą wizję Kościoła, jako wspólnoty utworzonej przez wszystkich wiernych, w sposób taki, że wszyscy jesteśmy solidarni w tej samej misji jaką każdy winien wykonywać odpowiednio do swoich osobistych uwarunkowań. Świeccy dzięki natchnieniu Ducha Świętego, są coraz bardziej świadomi, że są Kościołem, że spełniają misję specyficzną, wzniosłą i potrzebną, gdyż chciał jej Bóg. I wiedzą, że misja ta wynika z samego faktu, iż są chrześcijanami nie koniecznie z nakazu hierarchii, choć jest oczywistym, że winni ją realizować w unii z kierownictwem Kościoła i zgodnie z naukami Magisterium. Bez jedności z Kolegium Biskupów i z jego głową, Papieżem, nie może być dla katolika więzi z Chrystusem.

Specyficzną formą przyczyniania się świeckich do świętości i apostolstwa Kościoła jest działanie wolne i odpowiedzialne w łonie struktur doczesnych i wnoszenie w nie zaczynu chrześcijańskiego posłania. Świadectwo chrześcijańskiego życia, słowo, które oświeca w imię Boga i odpowiedzialne działanie, by służyć innym przyczyniając się do rozwiązywania wspólnych problemów, są tymi innymi manifestacjami obecności, którymi zwykły chrześcijanin spełnia swoją boską misję.

Od wielu lat, od momentu założenia Opus Dei, rozmyślałem i zalecałem innym medytację nad tymi słowami Chrystusa, które przekazał nam Święty Jan: Et ego, si exaltatus fuero a terra, omnia traham ad meipsum (J 12, 32). Chrystus, umierając na Krzyżu, przyciąga do siebie całe Stworzenie i w Jego imieniu chrześcijanie, którzy pracują pośród świata, winni godzić wszystkie sprawy z Bogiem umieszczając Chrystusa na szczycie wszelkiej działalności ludzkiej.

Chciałbym dodać, że wraz z nabraniem tej świadomości przez świeckich wytwarza się analogiczny rozwój wrażliwości ich pasterzy. Zdają sobie oni sprawę ze specyfiki laickiego powołania, które winno być rozwijane i wspierane duszpastersko. Powołanie to zdołałoby odkryć przed Ludem Bożym charyzmę świętości i apostolstwa w niekończących się i najróżniejszych formach, w jakich Bóg je zsyła.

Takie nowe duszpasterstwo jest bardzo wymagające, lecz moim zdaniem absolutnie potrzebne. Wymaga nadprzyrodzonego daru rozpoznawania ducha, wrażliwości na sprawy Boga, pokory, nie narzucania własnych preferencji i służenia temu, co Bóg rozwija w duszach. Jednym słowem: miłości prawowitej wolności synów Bożych, którzy spotykają Chrystusa i stają się nosicielami Chrystusa przemierzając drogi najróżniejsze, lecz wszystkie równie boskie.

Jednym z największych niebezpieczeństw jakie grożą dziś Kościołowi może być właśnie nierozpoznanie boskich wymogów wolności chrześcijańskiej i dążenie, w imię fałszywych racji skuteczności, do narzucania chrześcijanom uniformizmu. U podstawy takiego stanowiska leży coś nie tylko prawowitego, ale godnego pochwały: pragnienie, aby Kościół dał takie świadectwo, które wzruszyłoby nowoczesny świat. Obawiam się jednak bardzo, że droga będzie błędna i że może doprowadzić z jednej strony do zaangażowania hierarchii w sprawy doczesne, a więc popadanie w najróżniejszy klerykalizm, różnorodny lecz równie nieszczęsny jak w minionych wiekach; a z drugiej do izolowania świeckich, zwykłych chrześcijan od świata, w którym żyją, by przekształcić ich w głosicieli decyzji bądź idei przemyślanych poza tym światem.

Wydaje mi się, że od nas duchownych wymaga się pokory uczenia się, by nie być w modzie, lecz aby być faktycznie sługami sług Bożych, przypominając nam ów krzyk Chrzciciela: illum oportet crescere, me autem minui (trzeba, by Chrystus urastał, a ja bym się umniejszał J 3,30) — by zwykli chrześcijanie, świeccy sprawiali, że we wszystkich środowiskach społecznych obecny będzie Chrystus. Misja przekazywania nauki, pomagania we wnikaniu w potrzeby osobiste i społeczne Ewangelii, odróżniania znaków czasu, jest i będzie zawsze jednym z podstawowych zadań duchownego. Lecz cała praca kapłańska winna być prowadzona w ramach możliwie największego szacunku dla prawowitej wolności sumienia: każdy człowiek winien w sposób wolny odpowiadać Bogu. Poza tym tego każdy katolik oprócz tej pomocy kapłana posiada również własne światło, jakie otrzymuje od Boga, łaskę stanu, by kontynuować specyficzną misję, którą otrzymał jako człowiek i jako chrześcijanin.

Ten, kto myśli, że po to, by głos Chrystusa dawał się słyszeć w dzisiejszym świecie konieczne jest, aby kler mówił, czy był obecny we wszystkich okolicznościach, jeszcze nie zrozumiał dobrze godności Bożego powołania wszystkich wiernych chrześcijan i każdego z osobna.

Mówił Ksiądz często o pracy: czy mógłby Ksiądz powiedzieć, jakie miejsce zajmuje praca w duchowości Opus Dei?

Powołanie do Opus Dei nie zmienia, ani nie modyfikuje w żadnym stopniu stanu życia tego, kto je otrzymuje. A ponieważ praca jest wpisana w kondycję ludzką, powołanie nadprzyrodzone do świętości i do apostolstwa w duchu Opus Dei potwierdza to ludzkie powołanie do pracy: ogromna większość członków Dzieła to świeccy, zwykli chrześcijanie będący w sytuacji ludzi zawodu, rzemiosła, zajęcia często absorbującego, którym zarabia się na życie, utrzymuje się rodzinę, przyczynia się do wspólnego dobra, rozwija swą osobowość.

Powołanie do Opus Dei potwierdza to wszystko do tego stopnia, że jedną z podstawowych cech tego powołania jest właśnie życie w świecie i wykonywanie w nim pracy — licząc się, powtarzam, z własnymi, osobistymi niedoskonałościami — w sposób możliwie najdoskonalszy, tak z punktu widzenia ludzkiego, jak nadprzyrodzonego. To znaczy pracy, która przyczyni się efektywnie do budowania ziemskiego miasta, i która wobec tego będzie wykonana kompetentnie i w duchu służby i uświęcenia świata, będąc w ten sposób elementem uświęcającym i uświęconym.

Ci, którzy pragną przeżyć swą wiarę w doskonałości i praktykować apostolstwo zgodnie z duchem Opus Dei, winni uświęcać się w swoim zawodzie i uświęcać nim innych. Żyjąc w ten sposób, nie różniąc się tym samym od innych obywateli podobnych im, pracujących z nimi, czynią wysiłki by utożsamić się z Chrystusem, naśladując Jego trzydzieści lat pracy w w nazaretańskim warsztacie.

Ta zwyczajna praca stanowi nie tylko środowisko, w którym winni się uświęcać, lecz samą materię ich świętości: pośród codziennych przypadłości odkrywają rękę Bożą i znajdują bodziec dla swojego życia w modlitwie. Działalność zawodowa ułatwia im kontakt z innymi ludźmi — krewnymi, przyjaciółmi, kolegami — oraz z problemami, które nurtują społeczeństwo i cały świat oferując im w ten sposób okazję do przeżywania tego oddania służbie innym, które jest istotą chrześcijańskiego życia. Winni zatem czynić wysiłki, by dać prawdziwe i autentyczne świadectwo Chrystusa po to, by wszyscy nauczyli się poznawać i kochać Pana i odkrywać, że normalne życie w świecie, codzienna praca, może być spotkaniem z Bogiem.

Innymi słowy świętość i apostolstwo stanowią jedno z życiem członków Dzieła, i dlatego praca jest zwornikiem dla ich życia duchowego. Ich oddanie Bogu łączy się z pracą, którą wykonywali przed przyjściem do Dzieła i którą po przystąpieniu do niego nadal pełnią.

Kiedy w pierwszych latach mojej duszpasterskiej działalności zacząłem głosić te poglądy, niektóre osoby nie rozumiały mnie, inne gorszyły się: przyzwyczajone były do tego, by mówiono o świecie zawsze w sposób pejoratywny. Pan Bóg pozwolił mi zrozumieć, a ja starałem się przekazać to innym, że świat jest dobry, ponieważ dzieła Boga są doskonałe i że to my, ludzie, czynimy świat złym grzesząc.

Mówiłem wówczas i powtarzam to teraz, że winniśmy kochać świat, gdyż w świecie spotykamy Boga, gdyż w zdarzeniach i wypadkach świata Bóg objawia się nam i odkrywa się przed nami.

Zło i dobro mieszają się w ludzkiej historii stąd chrześcijanin winien potrafić odróżniać; lecz w żadnym wypadku to różnienie nie powinno prowadzić go do negowania dobroci dzieł Boga, wprost przeciwnie, do poznania i uznania tego co boskie, objawiające się w tym, co ludzkie, nawet za naszymi własnymi słabościami. Dobre hasło dla życia chrześcijańskiego można znależć w następujących słowach Apostoła: Wszystko jest wasze, wy zaś Chrystusa, a Chrystus — Boga, (1 Kor 3,22-23), i tak właśnie wykonywać wskazania tego Boga, który pragnie zbawić świat.

Przechodzę do bardzo konkretnego tematu — w Madrycie właśnie ogłoszono otwarcie szkoły-rezydencji, kierowanej przez kobiety z Opus Dei, w której zamierza się stworzyć atmosferę rodzinną i dać kompletne wykształcenie gospodyniom domowym. Jakie znaczenie, zdaniem Ojca, może mieć dla społeczeństwa tego typu działalność Opus Dei?

Jest to dzieło apostolskie. Istnieje wiele podobnych, prowadzonych przez członkinie Opus Dei, które pracują razem z innymi osobami nie należącymi do naszego Stowarzyszenia. Głównym celem jest podkreślenie godności zawodu gospodyni domowej w ten sposób, aby mogła wykonywać swą pracę z podejściem naukowym. Mówię "z podejściem naukowym” ponieważ jest konieczne, aby praca w domu była traktowana jako prawdziwy zawód.

Nie należy zapominać, że zwykło się tę pracę przedstawiać jako coś upokarzającego. Tak nie jest. Upokarzające były, niewątpliwie, warunki, w których często była wykonywana. Czasem i teraz bywają upokarzające, ponieważ kobiety pracują według kaprysu samowolnych pracodawców, nie przestrzegających praw swojej służby, ze skąpym wynagrodzeniem, bez życzliwości. Trzeba domagać się odpowiedniego poszanowania tego zawodu, kontraktu pracy z jasnym i ścisłym ubezpieczeniem, trzeba też ustalić dokładne prawa i obowiązki każdej strony.

Oprócz gwarancji prawnych — należy zadbać, aby osoba, która spełnia tę służbę, była wyszkolona, przygotowana zawodowo. Powiedziałem "służbę” chociaż to słowo nie podoba się dziś. Wszelka jednak praca dobrze wykonana jest tym właśnie, wspaniałą służbą: tak zajęcia gospodyni domowej, jak profesora uniwersytetu czy sędziego. Służbą nie jest jedynie praca tego, kto wszystko warunkuje swoją własną korzyścią.

Praca domowa jest rzeczą pierwszorzędnej wagi. Nadto wszystkie prace mogą mieć tą samą wartość nadprzyrodzoną; nie ma zadań wielkich czy małych — wszystkie są wielkie, jeśli się je wypełnia z miłości. Te, które uważa się za wielkie, karleją, gdy zatraca się chrześcijański sens życia. I odwrotnie, są rzeczy na pozór małe, które mogą być bardzo wielkie z racji rzeczywistych konsekwencji jakie pociągają za sobą.

Dla mnie jednakowo ważna jest praca mojej córki, członkini Opus Dei, która jest gospodynią domową, jak i tej mojej córki, która jest szlachcianką. W obu wypadkach interesuje mnie tylko, aby praca, którą wykonują, była środkiem i okazją do ich osobistego uświęcenia i uświęcenia drugich. Ważniejsza będzie praca tej osoby, która we właściwym sobie zajęciu i w swoim własnym stanie będzie postępowała skuteczniej drogą świętości, będzie z większą miłością pełniła misję otrzymaną od Boga.

Przed Bogiem tyle samo znaczy i ta, która jest profesorem uniwersytetu, jak i ta, co pracuje jako sprzedawczyni w sklepie, czy sekretarka, czy robotnica albo wieśniaczka — wszystkie dusze są równe. Tylko że czasami piękniejsze są dusze osób mniej skomplikowanych, i zawsze są milsze Panu te, które obcują z większą intymnością z Bogiem Ojcem, z Bogiem Synem i z Bogiem Duchem Świętym.

Poprzez tę szkołę, którą otwarto w Madrycie można wiele zrobić: nieść autentyczną i skuteczną pomoc społeczności w ważnej dziedzinie, oraz spełnić chrześcijańską powinność na łonie rodziny, wnosząc do domów pokój, radość, wyrozumiałość. Mógłbym na ten temat mówić godzinami, ale wystarczy to, co powiedziałem ażeby widzieć, że pracę w domu rozumiem jako zawód o szczególnej ważności. Wykonując ją można sprawić dużo dobrego, albo dużo złego, w samym sercu rodzinnym. Miejmy nadzieję, że będzie dużo dobrego, że nie zabraknie osób o wielkich walorach ludzkich, które z kompetencją i wizją apostolską uczynią z tej pracy zawód radosny, o olbrzymiej skuteczności w wielu ogniskach rodzinnych świata.