Zestawienie punktów

Znaleziono 6 punktów «Rozmowy z prałatem Escrivá», które dotykają tematu Małżeństwo → Boże powołanie, droga do świętości.

Niektórzy czytelnicy Drogi dziwią się twierdzeniu zawartemu w punkcie 28 tej książki. "Małżeństwo jest dla szeregowców, a nie dla dowodzących Armią Chrystusa” Czy można w tym dostrzec negatywną ocenę małżeństwa, byłoby to przecież sprzeczne z pragnieniem Dzieła wpisania się w żywą rzeczywistość nowoczesnego świata?

Radzę Panu przeczytać poprzedni punkt Drogi, w którym mówi się, że małżeństwo jest powołaniem Bożym. W połowie lat trzydziestych , nie często można było słyszeć podobne stwierdzenia. Wyciąganie wniosków, o których Pan mówi, oznacza niezrozumienie moich słów. Tą metaforą chciałem przekazać to, czego zawsze nauczał Kościół na temat doskonałości i nadprzyrodzonej wartości celibatu apostolskiego. Przypominając jednocześnie wszystkim chrześcijanom, że zgodnie ze słowami Świętego Pawła, winni czuć się milites Christi, żołnierzami Chrystusa, członkami tego Ludu Bożego, który wypełnia na ziemi boską walkę na rzecz porozumienia, świętości i pokoju. Na całym świecie jest wiele tysięcy małżeństw, które należą do Opus Dei, bądź które żyją zgodnie z jego duchem, wiedząc doskonale, że żołnierz może zostać odznaczony w tej samej walce, z której generał haniebnie uciekł.

W kazaniu, które Ojciec wygłosił w Pampelunie podczas Mszy Św. odprawionej z okazji Zgromadzenia Przyjaciół Uniwersytetu Navarry, była mowa o miłości ludzkiej w słowach, które nas wzruszyły. Wiele czytelniczek opisało nam to komentując wrażenia jakich doznały słuchając tej homilii. Czy mógłby Ojciec powiedzieć nam, jakie są najważniejsze wartości chrześcijańskiego małżeństwa?

Będę mówił o czymś, co znam dobrze i co jest moim wieloletnim kapłańskim doświadczeniem wyniesionym z różnych krajów. Większa część członków Opus Dei żyje w stanie małżeńskim i dla nich miłość ludzka i obowiązki małżeńskie są częścią powołania boskiego. Opus Dei uczynił z małżeństwa drogę boską, powołaniem, i to ma liczne skutki dla osobistego uświęcenia i dla apostolstwa. Od czterdziestu niemal lat głoszę, że stan małżeński jest powołaniem. Nie jeden raz, widziałem oczy pełne radości, gdy oni i one dotychczas sądzący, że w swoim życiu nie mogą pogodzić oddania się Bogu oraz ludzkiej, szlachetnej i czystej miłości, usłyszeli mnie mówiącego o małżeństwie jako jednej z boskich dróg na ziemi!

Małżeństwo stworzone jest po to, aby ci co je zawierają uświęcili się w nim i przezeń. Po to małżonkowie mają specjalną łaskę, którą udziela sakrament ustanowiony przez Chrystusa Pana. Kto jest powołany do stanu małżeńskiego znajduje w nim — z łaską Bożą — wszystko, co jest potrzebne, aby być świętym, aby każdego dnia łączyć się mocniej z Panem Jezusem i aby prowadzić do Boga osoby, z którymi współżyje.

Dlatego zawsze myślę, z nadzieją i serdecznie, o chrześcijańskich ogniskach rodzinnych, o wszystkich rodzinach, które wykiełkowały z sakramentu małżeństwa, że są wspaniałym świadectwem tej wielkiej, boskiej tajemnicy — sacramentum magnum (Ef 5, 32), wielkiego sakramentu — unii i miłości między Chrystusem i Jego Kościołem. Powinnyśmy pracować nad tym aby te komórki chrześcijańskie w społeczeństwie rodziły się i rozwijały z pragnieniem świętości, ze świadomością, że już sakrament wstępny — jakim jest chrzest — powierza ochrzczonym boską misję, którą każdy powinien spełnić na własnej drodze życiowej.

Małżonkowie chrześcijańscy winni być świadomi, że są powołani do uświęcenia się, uświęcając otoczenie, że są powołani na apostołów i że ich pierwszym terenem apostolskim jest dom rodzinny. Powinni zrozumieć nadprzyrodzone zadanie, które wiąże się z założeniem rodziny, wychowaniem dzieci, oddziaływaniem chrześcijańskim na społeczeństwo. Od świadomości tej własnej misji zależy w dużej mierze dorobek i powodzenie ich życia, ich szczęście.

Niech jednak nie zapominają, że sekret szczęścia małżeńskiego zawiera się w tym, co powszechne, nie zaś w marzeniach. Polega na znalezieniu ukrytej radości, którą daje powrót do domu, na serdecznym podejściu do dzieci, na pracy codziennej, w której uczestniczy cała rodzina, na dobrym humorze w obliczu trudności, którym należy stawić czoło w duchu sportowej walki, polega również też na wykorzystaniu wszystkich udoskonaleń dostarczanych nam przez cywilizację, aby dom uczynić przyjemnym, życie prostszym, a wychowanie skuteczniejszym.

Mówię stale do tych, którzy zostali powołani przez Pana Boga do uformowania ogniska rodzinnego, aby kochali się zawsze, aby kochali się miłością pełną nadziei, taką jaką się darzyli, kiedy byli narzeczonymi. Marne pojęcie ma o małżeństwie — które jest sakramentem, ideałem i powołaniem — ten, kto myśli, że miłość się kończy, gdy zaczynają się smutki i przeciwności, które życie zawsze niesie ze sobą. Wtedy właśnie miłość utwierdza się. Nawał cierpień i przeciwności nie jest zdolny zniweczyć prawdziwej miłości. Wspólnie, ze wspaniałomyślnością poniesiona ofiara łączy małżonków jeszcze bardziej. Tak jak mówi Pismo Św.: aques multae — liczne trudności fizyczne i moralne — non potuerunt extinguere caritatem (Pnp 8, 7) nie zdołają zgasić uczucia.

Wiemy, że doktryna Ojca o małżeństwie, jako drodze do świętości, nie jest rzeczą nową w o Ojca nauczaniu. Już od 1934 r., kiedy zostały napisany "Rozważania duchowne” podkreśla Ojciec to, że małżeństwo należy traktować jako powołanie. Ale w tej książce, i potem w "Drodze”, napisał Ojciec także, że małżeństwo jest dla "szeregowych” a nie dla "dowództwa” Chrystusowego. Mógłby nam Ojciec wytłumaczyć jak pogodzić te dwa aspekty?

W duchowości i w życiu Opus Dei nigdy nie było żadnej przeszkody w pogodzeniu tych dwóch aspektów. Warto przypomnieć, że większa doskonałość celibatu — z motywów duchowych — nie jest moją opinią teologiczną, lecz doktryną wiary w Kościele.

Wtedy w latach trzydziestych, kiedy pisałem te zdania, w środowisku katolickim — w konkretnej pracy duszpasterskiej — dążyło się do pobudzania wśród młodzieży poszukiwania doskonałości chrześcijańskiej na drodze dziewictwa jako nadprzyrodzonej wartości, zostawiając w cieniu wartość małżeństwa chrześcijańskiego jako innej drogi do świętości.

W szkołach nie było w zwyczaju formowania młodzieży w taki sposób, aby doceniała godność małżeństwa, tak jak ono na to zasługuje. Jeszcze i teraz często się zdarza, że na rekolekcjach, które prowadzi się dla uczniów ostatnich klas szkoły średniej, przedstawia się im więcej argumentów za tym, by szukali w sobie powołania do zakonu, czy kapłaństwa, niż powołania do małżeństwo. Nie brakuje też — chociaż jest takich osób coraz mniej — ludzie, którzy nie szanują życia małżeńskiego, ukazując je młodym jako coś, co Kościół jedynie toleruje; jakby uformowanie ogniska rodzinnego nie pozwalało poważnie aspirować do świętości.

W Opus Dei — przedstawiając bardzo jasno rację bytu i godność celibatu apostolskiego — zawsze postępowaliśmy inaczej, wskazywaliśmy na małżeństwo jako boską drogę na ziemi.

Mnie nie przeraża miłość ludzka, święta miłość moich rodziców, którą posłużył się Bóg, aby dać mi życie. Tę miłość błogosławię obiema rękoma. Małżonkowie są szafarzami i samą materią sakramentu małżeństwa, tak jak chleb i wino są materią Eucharystii. Dlatego podobają mi się wszystkie pieśni o czystej miłości ludzkiej, które są dla mnie "poezją miłości ludzkiej na wzór boski”.

Równocześnie mówię zawsze, że podążający drogą powołania do celibatu apostolskiego, nie są "starymi kawalerami”, którzy nie rozumieją, albo nie doceniają miłości; przeciwnie, ich życie tłumaczy się rzeczywistością tej boskiej Miłości (lubię pisać to dużą literą), która jest samą esencją każdego chrześcijańskiego powołania.

Nie ma żadnej sprzeczności między taką pełną szacunku oceną powołania małżeńskiego i uznaniem większej godności powołania do celibatu propter regnum coelorum (Mt 19,12), dla królestwa niebieskiego. Jestem przekonany, że każdy chrześcijanin rozumie doskonale jak obie te rzeczy godzą się — pod warunkiem, że pragnie poznać, przyjąć i kochać nauczanie Kościoła i sam stara się także poznać, przyjąć i miłować swe własne osobiste powołanie. Czyli, jeżeli ma wiarę i żyje wiarą.

Kiedy pisałem, że małżeństwo jest dla "szeregowców”, nie czyniłem nic innego jak opisanie tego, co zawsze miało miejsce w Kościele. Wiecie, że biskupi tworzący Kolegium Biskupów, które ma jako głowę papieża i rządzi wraz z nim całym Kościołem — są wybierani spośród tych, którzy żyją w celibacie. To samo dotyczy Kościołów Wschodnich, gdzie dopuszcza się małżeństwo księży. Poza tym łatwo jest zrozumieć i dowieść, że bezżenni mają w praktyce większą swobodę serca i poruszania się, aby oddać się na stałe kierowaniu i utrzymaniu dzieł apostolskich, także w apostolstwie świeckich. To nie znaczy, że pozostali świeccy nie mogą prowadzić i nie prowadzą wspaniałej, najwyższej wagi pracy apostolskiej. Oznacza tylko, że istnieje różnorodność funkcji, różnorodność poświęcenia na placówkach o różnej odpowiedzialności.

W wojsku — i tylko to miało wyrazić owo porównanie — szeregowcy są tak samo potrzebni jak dowództwo i mogą być bardziej bohaterscy i zasługiwać na większą chwałę. W sumie są różne zadania, wszystkie ważne i zaszczytne. To, co najważniejsze — to odpowiedź każdego na jego powołanie. Dla każdego najdoskonalsze jest zawsze i wyłącznie pełnienie woli Bożej.

Dlatego chrześcijanin, który stara się uświęcić w stanie małżeńskim i jest świadom wielkości swego powołania, spontanicznie odczuwa podziw i głęboką serdeczność dla tych, którzy są powołani do celibatu apostolskiego; i gdy któreś z jego dzieci, za łaską Pańską wchodzi na tę drogę, szczerze się raduje. Dochodzi też do większego umiłowania swojego własnego powołania małżeńskiego, które pozwoliło mu ofiarować Panu Jezusowi — wielkiej Miłości wszystkich, bezżennych i żonatych — owoce ludzkiej miłości.

Wiele małżeństw z racji rad i pouczeń, jakie otrzymują od niektórych księży, jest zdezorientowanych co do liczby dzieci. Co doradza Ojciec wobec tego zamieszania?

Ci, którzy dezorientują sumienia zapominają, że życie jest święte. Narażają się na gniew Pana przeciw zaślepionym, co prowadzą innych ociemniałych; przeciw tym, którzy nie chcą wejść do Królestwa Niebieskiego i nie pozwalają tam wejść innym. Nie osądzam ich intencji i nawet jestem pewien, że wielu daje takie rady kierując się litością i pragnieniem rozwiązania trudnych sytuacji, ale nie mogę ukrywać, że to destrukcyjne działanie wywołuje we mnie głęboki żal. Działanie to jest w wielu wypadkach diabelskie, bo dotyczy tych, którzy nie tylko nie głoszą prawdziwej nauki, ale ją zniekształcają.

Niech małżonkowie słuchając rad i zaleceń w tej materii nie zapominają, że to, o co istotnie chodzi jest poznaniem zamierzeń Boga. Tam gdzie jest szczerość, prostolinijność i minimum wychowania chrześcijańskiego, sumienie umie odkryć wolę Bożą w tym, jak we wszystkim innym. Zdarza się niestety poszukiwanie rady, która ma dogodzić własnemu egoizmowi, która właśnie zagłuszy, swym rzekomym autorytetem, krzyk własnej duszy. Dochodzi nawet do tego, że tak długo zmienia się doradców, aż znajdzie się najbardziej "tolerancyjnego”. Jest to postępowanie faryzejskie, niegodne dziecka bożego.

Rada innego chrześcijanina, a specjalnie, w kwestiach moralnych i sprawach wiary, rada kapłana, jest potężną pomocą w poznaniu tego, co Bóg żąda od nas w określonej sytuacji. Rada nie eliminuje jednak osobistej odpowiedzialności — jesteśmy, każdy z nas osobno, tymi, którzy mają zadecydować ostatecznie i osobiście będziemy zdawać rachunek przed Bogiem z naszych decyzji.

Ponad radą prywatną jest prawo Boże, zawarte w Piśmie Świętym i w nauce Kościoła, który wspomagany obecnością Ducha Świętego. — przechowuje i przekazuje to prawo. Kiedy prywatne rady są sprzeczne ze Słowem Bożym takim, jakiego naucza nas Kościół, trzeba ze stanowczością od owych błędnych poglądów odejść. Temu, kto działa z taką prawością, Bóg dopomoże swoją łaską, dając mu natchnienie co ma czynić i, jeżeli to jest potrzebne, sprawi, że znajdzie kapłana, który potrafi poprowadzić jego duszę ścieżkami prostymi i czystymi, choć te nieraz okażą się trudne. Zadania kierownictwa duchowego należy tak orientować, aby nie ulec fabrykowaniu istot, którym brak własnego sądu i które ograniczają się do wykonywania praktycznie tego, co mówi im inny; wręcz odwrotnie, kierownictwo duchowe winno zmierzać do kształcenia osób o wyrobionym sądzie. Właściwe kryterium zakłada dojrzałość, siłę przekonań, dostateczną znajomość doktryny, subtelność ducha, wykształcenie woli.

Ważne jest, aby małżonkowie nabyli pełną świadomość godności swego powołania, żeby wiedzieli, że zostali powołani przez Boga do osiągnięcia boskiej miłości, także poprzez miłość ludzką, że zostali wybrani przed wiekami, aby współdziałać z twórczą potęgą Boga w poczęciu i później w wychowaniu dzieci; że Pan Bóg żąda od nich aby ze swego domu i całego swego życia rodzinnego uczynili świadectwo wszystkich cnót chrześcijańskich.

Małżeństwo — nigdy nie zmęczę się powtarzaniem tego — jest drogą boską, wielką, wspaniałą i jak wszystko co boskie w nas, znajduje konkretny wyraz w odpowiedzi na łaskę poprzez wspaniałomyślność, oddanie się, służbę. Egoizm, w jakiejkolwiek ze swoich form, sprzeciwia się tej Bożej miłości, która winna rządzić naszym życiem. To jest punkt podstawowy, który przede wszystkim należy mieć na uwadze w związku z małżeństwem i liczbą dzieci.

Podczas tego spotkania mieliśmy okazję omówienia ważnych aspektów życia ludzkiego, w szczególności życia kobiety i zwrócenia uwagi na to, jak je ocenia duchowość Opus Dei. Mógłby nam Ojciec opowiedzieć na zakończenie jak, Jego zdaniem, winno się rozszerzać rolę kobiety w życiu Kościoła?

Nie mogę ukryć, że odpowiadając na pytanie tego typu odczuwam pokusę — sprzeczną z przyjętą przez mnie praktyką — zrobić to na sposób polemiczny. A to dlatego, że są osoby, które posługują się tym językiem na sposób klerykalny, używając słowa Kościół jako synonimu czegoś, co przynależy do kleru, do hierarchii kościelnej. I w ten sposób przez uczestnictwo w życiu Kościoła rozumieją tylko, albo głównie, pomoc dawaną życiu parafialnemu, uczestnictwo w stowarzyszeniach mających misję kanoniczną Świętej Hierarchii, czynną pomoc w funkcjach liturgicznych i tym podobne.

Ci, którzy tak myślą, w praktyce zapominają (chociaż może to głoszą w teorii), że Kościół to całość Ludu Bożego, zbiorowość wszystkich chrześcijan, że wobec tego, tam, gdzie znajduje się jeden chrześcijanin, który stara się żyć w imię Chrystusa Pana, tam jest obecny Kościół.

Nie zamierzam umniejszać ważności współpracy, jakiej kobieta może użyczyć dla funkcjonowania struktury kościelnej. Przeciwnie, uważam ją za niezbędną. Poświęciłem moje życie obronie pełni powołania chrześcijańskiego świeckich, zwykłych mężczyzn i kobiet, żyjących pośród świata, a także staraniom o pełne teologiczne i prawne uznanie ich misji w Kościele i w świecie.

Chcę tylko zwrócić uwagę, że są tacy, którzy starają się o niesłuszne pomniejszenie tej współpracy, i wskazać, że zwykły chrześcijanin, mężczyzna czy kobieta, może spełnić swą specyficzną misję, także tę, która mu przypada w ramach struktury kościelnej, tylko wtedy gdy nie sklerykalizuje się, gdy pozostaje nadal zwyczajną świecką osobą, która żyje wśród świata i która uczestniczy w jego sprawach.

Milionom chrześcijańskich kobiet i mężczyzn, którzy żyją na ziemi, przypada ponieść Chrystusa do wszelkich ludzkich działań, obwieszczając swoim życiem, że Bóg kocha wszystkich i chce zbawić wszystkich. Dlatego najlepszy sposób ich uczestnictwa w życiu Kościoła, ten najważniejszy, który w każdym wypadku powinien być punktem wyjścia dla wszystkich innych form — to być w pełni chrześcijanami w miejscu, gdzie są, i gdzie postawiło ich ludzkie powołanie.

Jakże bardzo wzrusza mnie myśl o tylu chrześcijańskich mężczyznach i kobietach, którzy być może nie zamierzając tego w sposób zdeklarowany, prowadzą z prostotą swoje zwyczajne życie, starając się wcielić w nie Wolę Bożą! Uświadomić im doskonałość ich życia, odsłonić im, że to co wygląda na nieważne ma walor wieczności; nauczyć ich słuchać z większą uwagą głosu Bożego, który do nich przemawia poprzez wypadki i sytuacje, jest czymś, czego Kościół dziś niezbędnie potrzebuje — ponieważ do tego nagli go Bóg.

Schrystianizować cały świat od wewnątrz, pokazując, że Jezus Chrystus odkupił całą ludzkość — to jest posłannictwo chrześcijanina. I kobieta będzie w tym uczestniczyć na sposób jej właściwy, tak w domu rodzinnym, jak i w innych zajęciach, które rozwinie praktykując właściwe jej cnoty.

Najważniejsze jest zatem, ażeby tak jak Najświętsza Maria Kobieta, Dziewica i Matka — nasze matki, żony i siostry stały przed Bogiem, powtarzając: fiat mihi secundum verbum tuum (Łk 1,38) niech mi się stanie według słowa Twego, od którego zależy wierność osobistemu powołaniu, jedynemu i w każdym wypadku bezpośredniemu, które nas uczyni współpracownikami Dzieła Zbawienia, dokonywanego przez Boga w nas i w całym świecie.

A teraz, moi synowie i córki, pozwólcie, że się zatrzymam na innym aspekcie życia codziennego, szczególnie mi bliskim. Myślę o miłości ludzkiej, miłości czystej między mężczyzną i kobietą, w narzeczeństwie, w małżeństwie. Muszę powiedzieć jeszcze raz, że ta święta miłość ludzka nie jest tylko czymś dozwolonym, tolerowanym obok prawdziwej działalności duchowej, jak mogłoby to sugerować fałszywe uduchowienie, o którym wspomniałem wcześniej. Od czterdziestu lat pouczam w słowie i piśmie o czymś przeciwnym, i już powoli zaczynają to rozumieć ci, którzy tego nie pojmowali.

Miłość, która prowadzi do małżeństwa i założenia rodziny, może również być drogą Bożą, drogą powołania, drogą cudowną, drogą do całkowitego oddania się Bogu. Czyńcie rzeczy z doskonałością, przypominałem wam, dodajcie odrobinę miłości do wszelkiej czynności dnia codziennego, odkryjcie — powtarzam — to coś Bożego, co zawiera się w szczegółach, cała ta nauka znajduje szczególne miejsce w życiu, gdy jest prawdziwie ceniona miłość ludzka.

Wiecie to dobrze wy, profesorowie, studenci i wszyscy, którzy poświęcacie wasz trud Uniwersytetowi Navarry: poleciłem wasze miłości Najświętszej Marii Pannie, Matce Boskiej Pięknej Miłości. Tutaj właśnie, w miasteczku studenckim znajduje się Jej przydrożna kaplica wybudowaną z całą pobożnością, aby zbierała Ona wasze modlitwy i ofiary tej zachwycającej i czystej miłości, którą Ona błogosławi.

Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga i że już nie należycie do samych siebie. Ileż to razy przed wizerunkiem Najświętszej Marii Panny, Matki Bożej Pięknej Miłości, odpowiadacie na to pytanie Apostoła z radosnym przyznaniem: tak, wiemy o tym i chcemy tak żyć z Twą potężną pomocą, o Matko Boża!

Modlitwa kontemplacyjna wypłynie z was za każdym razem, gdy będziecie rozmyślać o tej fascynującej rzeczywistości: coś tak przyziemnego jak moje ciało zostało wybrane przez Ducha Świętego, aby w nim zamieszkać…, nie należę do siebie…, moje ciało i moja dusza, cała moja istota, należą do Boga…I ta modlitwa będzie niezwykle owocna w praktyczne rezultaty tego nakazu samego Apostoła: Chwalcie więc Boga w waszym ciele.