Zestawienie punktów

Znaleziono 5 punktów «Przyjaciele Boga », które dotykają tematu Powołanie chrześcijańskie  → praktykowanie cnót .

Jeśli w każdej chwili nie wyciągamy z Ewangelii wniosków dla życia codziennego, znaczy to, że nie rozmyślamy nad nią w sposób dostateczny. Wielu z was jest młodych. Inni osiągnęli już dojrzałość. Wszyscy jednak chcecie, wszyscy chcemy — bo gdyby tak nie było, nie byłoby nas tutaj — wydać dobre owoce. Staramy się wnieść do naszego postępowania ducha poświęcenia, z zapałem wykorzystywać talenty, które nam Pan powierzył, ponieważ odczuwamy boską żarliwość o dusze. Lecz mimo tylu dobrych intencji zdarza się nieraz, że ktoś popada w zasadzkę tej mieszaniny — ex pharisaeis et herodianis — przygotowaną, być może nawet przez tych, którzy jako chrześcijanie powinni bronić praw Bożych, a jednak sprzymierzeni z siłami zła i zbłąkani czynią zasadzki na braci w wierze, sług tego samego Odkupiciela.

Bądźcie roztropni i postępujcie zawsze z prostotą, cnotą tak bardzo właściwą dobremu dziecku Bożemu. Niech wasze słowa i postępowowanie będą naturalne. Wnikajcie w głąb problemów; nie zatrzymujcie się na powierzchni. Pamiętajcie, że jeśli rzeczywiście chcemy spełniać swoje obowiązki chrześcijańskie w sposób święty i szlachetny, musimy się liczyć z niezadowoleniem u drugich, a nawet w nas samych.

Od dzieciństwa — czyli jak mówi Pismo, skoro tylko miałem uszy do słuchania — słyszałem gadaninę na temat kwestii społecznej. Nie chodzi tu o nic szczególnego, bo to jest problem stary jak świat. Pojawił się prawdopodobnie w chwili, gdy ludzie zaczęli się jakoś organizować, przez co wystąpiły w sposób bardziej widoczny różnice wieku, inteligencji, pracowitości, zainteresowań i osobowości.

Nie wiem, czy istnienie klas społecznych jest nieodzowne; w każdym razie roztrząsanie tego problemu nie należy do mnie, a już na pewno nie tutaj, w oratorium, gdzie zebraliśmy się, aby mówić o Bogu — nie chciałbym w swoim życiu mówić o niczym innym — i aby rozmawiać z Bogiem.

O wszystkim tym, co Opatrzność pozostawiła wolnej i uprawnionej dyskusji między ludźmi, myślcie to, co uważacie za słuszne. Ja jednak, jako kapłan Chrystusa, muszę wznosić się wyżej i przypominać wam, że w żadnym wypadku nie możemy zaprzestać kierowania się sprawiedliwością, nawet z heroizmem, gdyby to było konieczne.

Jesteśmy zobowiązani do obrony wolności osobistej każdego człowieka, wiedząc, że to Jezus Chrystus zapewnił nam tę wolność. Inaczej bowiem, jakim prawem będziemy domagać się wolności dla siebie? Winniśmy także szerzyć prawdę, ponieważ veritas liberabit vos, prawda nas wyzwala, podczas gdy niewiedza zniewala. Winniśmy bronić prawa wszystkich ludzi do życia, do posiadania tego co niezbędne dla godnej egzystencji, prawa do pracy i odpoczynku, do wyboru stanu, do założenia rodziny, do wydania na świat dzieci w ramach małżeństwa i do możliwości ich wychowania, do pogodnego przeżywania czasu choroby i starości, dostępu do dóbr kultury, do zrzeszania się z innymi obywatelami w godziwych celach, a na pierwszym miejscu — do poznania i miłowania Boga w pełnej wolności, gdyż sumienie — jeżeli jest prawe — odkryje ślady Stwórcy we wszystkich rzeczach.

Dlatego też należy z całą mocą podkreślić — nie zajmuję się tu polityką, głoszę tylko nauczanie Kościoła — że marksizm jest nie do pogodzenia z wiarą w Chrystusa. Czy jest coś bardziej przeciwnego wierze niż system, który zasadza się w całości na rugowaniu z duszy miłosnej obecności Boga? Wołajcie to głośno, tak aby wasz głos był słyszany wyraźnie: do życia sprawiedliwego wcale nie potrzebujemy marksizmu. Przeciwnie, ten poważny błąd, ograniczając się do rozwiązań materialistycznych, ignorując Boga pokoju, tworzy tylko przeszkodę do osiągnięcia szczęścia i harmonii pomiędzy ludźmi. W chrześcijaństwie znajdujemy dobre światło, które daje odpowiedź na wszystkie problemy. Wystarczy, że będziecie szczerze starali się być katolikami, non verbo neque lingua, sed opere et veritate, nie słowem ani językiem, lecz czynem i prawdą, ilekroć tylko nadarzy sie okazja — a jeśli trzeba to jej szukajcie — głoście to bez niedomówień i bez lęku.

Już wiele lat temu pod wpływem wzrastającego z dnia na dzień przekonania napisałem: Złóż całą swoją nadzieję w Jezusie: sam niczego nie posiadasz, jesteś nikim, nic nie potrafisz. Będzie działał On sam, jeśli Jemu całkowicie zawierzysz. Z biegiem czasu to przekonanie stało się jeszcze mocniejsze i głębsze. W życiu wielu ludzi widziałem, jak nadzieja pokładana w Bogu rozpala wspaniałe ognisko miłości, którego płomień każe mocniej bić sercu i zachowuje je od zniechęcenia i rezygnacji, nawet gdy na drodze życia przyjdzie cierpienie i to czasem bardzo bolesne.

Głęboko poruszyło mnie dzisiejsze Czytanie mszalne i sądzę, że i was także. Zrozumiałem, że słowami Apostoła Pan chce nam pomóc w kontemplacji więzi trzech cnót Boskich, które stanowią podstawę autentycznego życia chrześcijańskiego mężczyzny, chrześcijańskiej kobiety.

Posłuchajcie raz jeszcze słów św. Pawła: Dostąpiwszy więc usprawiedliwienia przez wiarę, zachowajmy pokój z Bogiem przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu uzyskaliśmy przez wiarę dostęp do tej łaski, w której trwamy i chlubimy się nadzieją chwały Bożej. Ale nie tylko to, lecz chlubimy się także z ucisków, wiedząc, że ucisk wyrabia wytrwałość, a wytrwałość — wypróbowaną cnotę, wypróbowana cnota zaś — nadzieję. A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych poprzez Ducha Świętego, który został nam dany.

Pismo święte przestrzega, że nawet prawy siedmiokroć upadnie. Ilekroć czytam te słowa, zawsze moją duszą wstrząsa miłość i ból. Pan po raz kolejny wychodzi nam naprzeciw wskazując na swoje miłosierdzie, swoją czułość, swoją łaskawość, które są niewyczerpane. Bądźcie pewni: Bóg nie chce naszej nędzy, ale jej nie pomija i posługuje się naszymi słabościami, byśmy stawali się świętymi.

Powiedziałem wam o wstrząsie miłości. Patrząc ze szczerością na swoje życie widzę, że jestem niczym, nic nie mam, niczego nie mogę; co więcej: jestem nicością! Ale On jest wszystkim i równocześnie należy do mnie, ponieważ ja należę do niego, ponieważ mnie nie odrzuca, gdyż wydał Siebie samego za mnie. Czy znacie większą miłość?

Przeżywam także wstrząs bólu, gdy zastanawiam się nad swoim postępowaniem i zasmuca mnie bezmiar mojego niedbalstwa. Wystarczy zastanowić się nad tymi paroma godzinami, które upłynęły od dzisiejszego ranka, by stwierdzić u siebie tak wielki brak miłości i wierności. Prawdziwie boli mnie to moje postępowanie, ale nie pozbawia mnie pokoju. Padam przed Bogiem i przedstawiam Mu swoją sytuację. Natychmiast uzyskuję pewność Jego opieki i w głębi swego serca słyszę, jak On powtarza mi wyraźnie: meus es tu! — mój jesteś! Wiedziałem — i wiem — jaki jesteś, ale naprzód!

Nie może być inaczej. Jeżeli ustawicznie będziemy stawać w obecności Boga, jeżeli będzie wzrastała nasza ufność w miarę poznawania, że Jego Miłość i Jego wezwanie pozostają zawsze żywe. Bóg nie nuży się miłością do nas. Cnota nadziei uczy nas, że bez Niego nie potrafimy spełnić nawet najdrobniejszego obowiązku, a z Nim, z Jego łaską, zagoją się nasze rany, przyobleczemy się w Jego moc, by odeprzeć ataki nieprzyjaciela i poprawimy się. W sumie: świadomość, że jesteśmy kruchymi naczyniami z kiepskiej gliny, winna nam służyć przede wszystkim do umocnienia naszej nadziei w Chrystusie Jezusie.