Zestawienie punktów

Znaleziono 8 punktów «Przyjaciele Boga », które dotykają tematu Nadzieja → Miłosierdzie Boże .

Naszą sytuację wobec Boga oddaje najtrafniej przypowieść ewangeliczna o słudze, który dłużny był dziesięć tysięcy talentów. Również my nie mamy czym spłacić olbrzymiego długu w postaci tylu łask Bożych, długu, który powiększamy w rytm naszych osobistych grzechów. Choćbyśmy jak najusilniej się starali, nigdy nie potrafimy równą miarą oddać tego wszystkiego, co nam Pan darował. Lecz bezsilność ludzkiej sprawiedliwości z obfitością uzupełnia miłosierdzie Boże. Bóg może darować nam długi bo jest dobry, bo na wieki Jego łaskawość.

Jak pamiętacie, przypowieść ta kończy się drugą sceną, która stanowi jakby kontrapunkt pierwszej. Ów sługa, któremu dopiero co darowano olbrzymi dług, nie lituje się nad swoim towarzyszem, dłużnym mu zaledwie sto denarów. Tu właśnie ujawnia się jego małoduszne serce. Ściśle mówiąc, nikt nie może odmówić mu prawa domagania się zwrotu tego, co do niego należy, niewątpliwie, a jednak coś w nas się buntuje i mówi, że ta bezlitosna postawa daleka jest od prawdziwej sprawiedliwości. To nie jest sprawiedliwe, że ten, który dopiero co został potraktowany miłosiernie, z łaskawością i wyrozumiałością, nie okazuje choćby odrobiny cierpliwości swojemu dłużnikowi. Zwróćcie uwagę, że sprawiedliwość nie polega wyłącznie na odmierzaniu praw i obowiązków, jak w wypadku zadań arytmetycznych, które rozwiązuje się po prostu przez dodawanie lub odejmowanie.

Chrześcijańska cnota sprawiedliwości jest bardziej ambitna, każe nam być wdzięcznymi, uprzejmymi, hojnymi; postępować jak przysta wiernym i uczciwym przyjaciołom, zarówno w czasach dobrych, jak i wśród przeciwności; przestrzegać prawa i okazywać szacunek prawowitym władzom; chętnie dokonywać sprostowań, gdy tylko uświadomimy sobie, że w sposób błędny podchodziliśmy do jakiejś kwesti. Nade wszystko zaś, jeżeli jesteśmy sprawiedliwi, będziemy nasze obowiązki zawodowe, rodzinne, społeczne… traktować poważnie, wypełniać je bez ostentacji i rozgłosu, pracując z zaangażowaniem i korzystając ze swoich praw, które są równocześnie obowiązkami.

Nie wierzę w sprawiedliwość próżniaków, ponieważ przy ich dolce far niente — jak mawia się w moich umiłowanych Włoszech — brak im nieraz i to w sposób bardzo poważny, jednej z najbardziej fundamentalnych zasad sprawiedliwości, to jest pracy. Nie powinniśmy zapominać, że Bóg stworzył człowieka, ut operaretur, aby pracował, i inni — nasza rodzina i nasz kraj, cały rodzaj ludzki — potrzebują naszej rzetelnej pracy. Dzieci moje, jakże nędzne pojęcie o sprawiedliwości mają ci, którzy sprowadzają ją do prostego podziału dóbr materialnych!

Tu, w obecności Boga, który patrzy na nas z Tabernakulum — jakże nas umacnia ta rzeczywista bliskość Jezusa! — będziemy się dziś zastanawiać nad owym słodkim darem nadziei, który napełnia nasze serca radością, spe gaudentes — jesteśmy radośni nadzieją, ponieważ, jeżeli będziemy wierni, czeka na nas nieskończona Miłość.

Nie zapominajmy, że wszyscy, a więc i każdy z nas, mamy do wyboru dwa sposoby bycia na tej ziemi: albo żyje się życiem skierowanym ku Bogu walcząc o to, by się Bogu podobać albo żyje się życiem zwierzęcym — z mniejszym czy większym dodatkiem cech ludzkich — kiedy się od Boga odcina. Nigdy nie traktowałem zbyt poważnie pseudoświętych dumnych z tego, iż są niewierzącymi. Kocham ich szczerze, jak wszystkich ludzi, moich braci, podziwiam ich dobrą wolę, która pod pewnym względem może okazać się heroiczna, ale im współczuję, ponieważ spotkało ich ogromne nieszczęście braku światła i ciepła Bożego oraz niewysłowionej radości z Boskiej cnoty nadziei.

Szczery chrześcijanin, który żyje konsekwentnie swoją wiarą, działa zawsze w obecności Boga, ze wzrokiem na Niego zwróconym; pracuje na tym świecie, który namiętnie kocha, angażuje się w sprawy ziemskie, ale jego wzrok skierowany jest ku Niebu. Potwierdza to nam święty Paweł: Quae sursum sunt quaerite — Szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus zasiadając po prawicy Boga. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi. Umarliście bowiem — dla tego co doczesne, przez chrzest— i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu.

Tak bardzo Bóg zbliżył się do nas, swych stworzeń, że wszyscy żywimy w swoich sercach głód wyższych rzeczy, pragnienie wzniesienia się wysoko, czynienia dobra. Starając się rozbudzić w tobie na nowo te pragnienia, chcę byś uświadomił sobie jasno zapewnienie Boże: jeśli pozwolisz Bogu działać, staniesz się — na każdym miejscu, na którym się znajdziesz — narzędziem użytecznym i nieoczekiwanie skutecznym. Nie wolno ci z tchórzostwa zawieść Bożego zaufania, toteż nie lekceważ zarozumiale i naiwnie trudności, które napotkasz na swej chrześcijańskiej drodze.

Nie dziwmy się. Nosimy w sobie — jako skutek upadłej natury — zarzewie opozycji, sprzeciwu wobec łaski Bożej: są to rany po grzechu pierworodnym, rozjątrzone przez nasze grzechy osobiste. Dlatego winniśmy rozpoczynać to codzienne wspinanie się, to nasze praktyczne działanie, w którym odzwierciedla się i to co boskie, i to co ludzkie, które ma jako cel Miłość Boga. Uda się to jednak tylko wtedy, gdy będziemy to czynić pokornie, ze skruszonym sercem, ufni w Bożą pomoc, a jednocześnie pracując z takim nakładem sił własnych, jak gdyby wszystko tylko od nas zależało.

Jak długo trwać będzie walka — a będzie trwała aż do śmierci — musisz liczyć się z gwałtownymi atakami wroga od wewnątrz i z zewnątrz. Nie dość na tym: paraliżować cię będzie wspomnienie własnych błędów, których może było wiele. Lecz w imię Boże mówię ci: nie trać nadziei! Chociażby przyszła taka sytuacja — a przyjść nie musi koniecznie — wykorzystaj ją jako jeszcze jedną okazję ściślejszego zjednoczenia się z Panem. Ten, który cię wybrał na syna, nie opuści cię. On dopuszcza próbę po to, byś Go jeszcze bardziej kochał i jaśniej dostrzegał Jego ustawiczną nad tobą opiekę, Jego Miłość.

Powtarzam: Nie trać nadziei, gdyż Chrystus, który przebaczył nam na krzyżu, niesie nam nadal swe przebaczenie w Sakramencie Pokuty i zawsze mamy Rzecznika wobec Ojca— Jezusa Chrystusa sprawiedliwego. On bowiem jest ofiarą przebłagalną za nasze grzechy, i nie tylko za nasze, lecz również za grzechy całego świata, abyśmy mogli osiągnąć zwycięstwo.

Naprzód! Niech się dzieje, co chce! Trzymaj się mocno ręki Pana i pamiętaj, że Bóg nigdy nie przegrywa bitew. Jeżeli kiedykolwiek oddalisz się od Niego, powróć z pokorą i zacznij od początku; bądź jak powracający syn marnotrawny, codziennie, nawet wielokrotnie w ciągu dwudziestu czterech godzin doby; uładź swoje skruszone serce w spowiedzi, tym prawdziwym cudzie Miłości Bożej. W tym cudownym sakramencie Pan oczyszcza twoją duszę i napawa cię radością i siłą, byś nie osłabł w walce i niestrudzenie powracał do Boga, nawet gdyby wszystko zdawało ci się ciemnością. Nadto broni cię Matka Boża, która jest także naszą Matką; Jej macierzyńska opieka utwierdzi twe kroki.

Pismo święte przestrzega, że nawet prawy siedmiokroć upadnie. Ilekroć czytam te słowa, zawsze moją duszą wstrząsa miłość i ból. Pan po raz kolejny wychodzi nam naprzeciw wskazując na swoje miłosierdzie, swoją czułość, swoją łaskawość, które są niewyczerpane. Bądźcie pewni: Bóg nie chce naszej nędzy, ale jej nie pomija i posługuje się naszymi słabościami, byśmy stawali się świętymi.

Powiedziałem wam o wstrząsie miłości. Patrząc ze szczerością na swoje życie widzę, że jestem niczym, nic nie mam, niczego nie mogę; co więcej: jestem nicością! Ale On jest wszystkim i równocześnie należy do mnie, ponieważ ja należę do niego, ponieważ mnie nie odrzuca, gdyż wydał Siebie samego za mnie. Czy znacie większą miłość?

Przeżywam także wstrząs bólu, gdy zastanawiam się nad swoim postępowaniem i zasmuca mnie bezmiar mojego niedbalstwa. Wystarczy zastanowić się nad tymi paroma godzinami, które upłynęły od dzisiejszego ranka, by stwierdzić u siebie tak wielki brak miłości i wierności. Prawdziwie boli mnie to moje postępowanie, ale nie pozbawia mnie pokoju. Padam przed Bogiem i przedstawiam Mu swoją sytuację. Natychmiast uzyskuję pewność Jego opieki i w głębi swego serca słyszę, jak On powtarza mi wyraźnie: meus es tu! — mój jesteś! Wiedziałem — i wiem — jaki jesteś, ale naprzód!

Nie może być inaczej. Jeżeli ustawicznie będziemy stawać w obecności Boga, jeżeli będzie wzrastała nasza ufność w miarę poznawania, że Jego Miłość i Jego wezwanie pozostają zawsze żywe. Bóg nie nuży się miłością do nas. Cnota nadziei uczy nas, że bez Niego nie potrafimy spełnić nawet najdrobniejszego obowiązku, a z Nim, z Jego łaską, zagoją się nasze rany, przyobleczemy się w Jego moc, by odeprzeć ataki nieprzyjaciela i poprawimy się. W sumie: świadomość, że jesteśmy kruchymi naczyniami z kiepskiej gliny, winna nam służyć przede wszystkim do umocnienia naszej nadziei w Chrystusie Jezusie.

Cnota nadziei — pewność, że Bóg nami kieruje w swej opatrznościowej wszechmocy, dając nam niezbędne środki — mówi nam o stałej dobroci Boga wobec ludzi, wobec ciebie, wobec mnie. Bóg zawsze jest gotów słuchać, gdyż słuchanie nigdy Go nie męczy. Interesują Go twoje radości, twoje sukcesy, twoja miłość, a także twoje kłopoty, twoje cierpienia, twoje niepowodzenia. Dlatego nie pokładaj w Nim nadziei jedynie w swej słabości; zwracaj się do swego Ojca Niebieskiego w okolicznościach korzystnych i niesprzyjających, uciekając się nieustannie pod Jego opiekę. Nie trzeba do tego wielkiej pokory, by uznać, że jesteśmy nicością, całym szeregiem zer; a przecież ta świadomość zamienia się w niezwyciężoną siłę, jeśli te wszystkie nasze zera poprzedza Chrystus: jakże niezmierna liczba wtedy powstaje! Pan światłem i zbawieniem moim: kogóż mam się lękać?.

Nauczcie się dostrzegać Boga we wszystkim, pamiętać o tym, że On wciąż na nas czeka, ustawicznie nas widzi i chce, byśmy wiernie za Nim podążali, nie porzucając naszego miejsca w świecie. Idźmy swoją drogą z czujnością kochających, ze szczerym pragnieniem walki, by nie stracić Jego bliskości.

Wzrastając w nadziei, umacniamy również naszą wiarę, która jest prawdziwą poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy. Wzrastać w cnocie nadziei znaczy błagać Pana, aby umacniał w nas Swoją miłość, gdyż prawdziwie ufa się tylko temu, kogo kocha się ze wszystkich sił. A warto kochać Pana. Doświadczyliście, podobnie jak ja, że kto kocha, zdolny jest do całkowitej ofiary, a serce jego bije w cudownej harmonii z tym, którego miłuje. A cóż dopiero, gdy chodzi o Miłość Boga? Czy nie wiecie, że za każdego z nas umarł Chrystus? Tak jest, także i to biedne, małe serce każdego z nas ogarnęła odkupicielska ofiara Chrystusowa.

Pan często mówi o nagrodzie, którą zdobył dla nas przez swoją Śmierć i Zmartwychwstanie. Idę przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem. Niebo jest celem naszej ziemskiej drogi. Poprzedził nas na niej i wyczekuje u celu Jezus Chrystus wraz z Najświętszą Maryją Panną i świętym Józefem — którego tak bardzo czczę — z Aniołami i Świętymi.

Nigdy nie brakowało herezji — nawet już w czasach Apostołów — które próbowały wyrwać chrześcijanom nadzieję. Jeżeli zatem głosi się, że Chrystus zmartwychwstał, to dlaczego twierdzą niektórzy spośród was, że nie ma zmartwychwstania? Jeśli nie ma zmartwychwstania, to i Chrystus nie zmartwychwstał. A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara. Nasza droga jest drogą Bożą — Jezus jest drogą, prawdą i życiem. W Nim mamy pewność, że ta droga prowadzi do wiecznej szczęśliwości, jeśli tylko od Niego nie odstąpimy.

Upodobałem sobie słowa Ducha Świętego wypowiedziane ustami proroka Izajasza: Discite benefacere, uczcie się czynić dobrze. Radę tę stosuję zwykle w odniesieniu do różnych aspektów naszej walki wewnętrznej, gdyż nigdy nie możemy uważać naszego życia chrześcijańskiego za dokończone, bowiem wzrastanie w cnotach jest owocem wytrwałej codziennej pracy nad sobą.

Jak zdobywamy umiejętności w codziennym życiu? Najpierw pytamy, jaki cel chcemy osiągnąć i jakie środki są do tego potrzebne. Następnie wytrwale je stosujemy, aż staną się silnym i głęboko zakorzenionym nawykiem, aż osiągniemy poprzez stałe ćwiczenie biegłość i rutynę. Osiągnąwszy to, odkrywamy inne rzeczy, nowe, nieznane dotąd aspekty, stanowiące bodziec do dalszej pracy.

Miłość bliźniego jest wyrazem miłości do Boga. Dlatego też starając się wzrastać w tej cnocie nie możemy stawiać sobie żadnych granic. Jedynie możliwą miarą miłości do Boga jest miłość bez miary. Po pierwsze dlatego, że nigdy nie zdołamy podziękować Mu dostatecznie za to, co dla nas uczynił; po drugie, ponieważ miłość Boga do swych stworzeń objawia się właśnie w ten sposób: obficie, bez miary i bez granic.

W Kazaniu na Górze Jezus naucza swego przykazania miłości wszystkich gotowych do słuchania z otwartym sercem. Na końcu, podsumowując niejako, mówi: Miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka, i będziecie synami Najwyższego; ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych. Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny.

Miłosierdzie jest czymś więcej aniżeli zwykłym współczuciem. Miłosierdzie to bezmiar miłości, która równocześnie pociąga za sobą bezmiar sprawiedliwości. Miłosierdzie oznacza żywe czułe serce, wypełnione mocną, ofiarną i hojną miłością. Święty Paweł tak ją wychwala w swoim hymnie: Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma.