Zestawienie punktów

Znaleziono 3 punktów «Przyjaciele Boga », które dotykają tematu Choroba → i Krzyż.

Stawiam przed wami te prawdy tak twardo, abyście sumiennie przebadali motywy swojego postępowania. Możecie niejedno naprostować i skierować od nowa na służbę Bogu i waszym braciom, ludziom. Patrzcie, jak Pan jest bliski nam, z jaką miłościę spojrzał na nas i wezwał świętym powołaniem nie na podstawie naszych czynów, lecz stosownie do własnego postanowienia i łaski, która nam dana została w Chrystusie Jezusie przed wiecznymi czasami.

Oczyśćcie wasze intencje, czyńcie wszystko z miłości do Boga, radośnie obejmując codzienny krzyż. Powtarzam to tysiąckroć, gdyż uważam, że właśnie te myśli powinny być wyryte w sercu każdego chrześcijanina: kiedy nie ograniczamy się wyłącznie do znoszenia przeciwności, cierpień fizycznych lub moralnych, lecz przyjmujemy je z miłością i ofiarujemy Bogu na zadośćuczynienie za nasze własne grzechy i grzechy wszystkich ludzi, wtedy — zapewniam was — te cierpienia nie będą nas przygniatały.

Wtedy nie dźwiga się już byle jakiego krzyża: rozpoznaje się Krzyż Chrystusa i znajduje się pociechę na myśl, że to Odkupiciel wziął na siebie jego ciężar. My stajemy się Jego współpracownikami, jak Szymon z Cyreny, który wracając z pola myślał o zasłużonym wypoczynku, a został zmuszony do nadstawienia własnych barków, by pomóc Jezusowi. Stać się dobrowolnie tym, czym był Cyrenejczyk, być bliskim umęczonemu Chrystusowi — to dla duszy miłującej nie oznacza nieszczęścia, ale pewność, że Bóg jest blisko nas i błogosławi nam poprzez to wybraństwo.

Wielu ludzi mówiło mi często ze zdumieniem, że moje dzieci w Opus Dei zawsze są — dzięki Bogu — radosne i zarażają drugich swoją radością. Na tę oczywistość odpowiadam zawsze tym samym wytłumaczeniem, gdyż nie znam innego: ich radość polega na tym, że nie boją się ani życia, ani śmierci, że nie pozwalają przygnieść się przeciwnościom i starają się przeżywać każdy dzień w duchu ofiary, z gotowością — pomimo własnej nędzy i słabości — do wyrzeczenia się samych siebie, aby dla innych drogę chrześcijańską uczynić bardziej pociągającą i miłą.

Jeżeli nie prowadzisz walki, nie mów mi, że starasz się coraz bardziej utożsamiać z Chrystusem, poznawać Go i kochać. Jeżeli poważnie wkraczamy na królewską drogę naśladowania Chrystusa, postępowania jak dzieci Boże, natychmiast widzimy, co nas czeka: Święty Krzyż, w który winniśmy być wpatrzeni jak w punkt centralny, gdyż na nim opiera się nasza nadzieja zjednoczenia z Panem.

Uprzedzam cię już teraz, że ten program nie jest przedsięwzięciem łatwym; że życie według tego, jak Pan chce, kosztuje wiele wysiłku. Przeczytam wam wyliczone przez Apostoła ryzyko i cierpienia, które wziął na siebie spełniając wolę Jezusa: Przez Żydów pięciokrotnie byłem bity po czterdzieści razów bez jednego. Trzy razy byłem sieczony rózgami, raz kamienowany, trzykrotnie byłem rozbitkiem na morzu, przez dzień i noc przebywałem na głębinie morskiej. Często w podróżach, w niebezpieczeństwach na rzekach, w niebezpieczeństwach od zbójców, w niebezpieczeństwach od własnego narodu, w niebezpieczeństwach od pogan, w niebezpieczeństwach w mieście, w niebezpieczeństwach na pustkowiu, w niebezpieczeństwach na morzu, w niebezpieczeństwach od fałszywych braci; w pracy i umęczeniu, często na czuwaniu, w głodzie i pragnieniu, w licznych postach, w zimnie i nagości, nie mówiąc już o mojej codziennej udręce płynącej z troski o wszystkie Kościoły.

W rozmowach z Panem staram się mieć zawsze na uwadze konkretną rzeczywistość, w jakiej się znajdujemy, bez wymyślania sobie oderwanych teorii i bez marzeń o wielkich wyrzeczeniach i bohaterskich wyczynach, do jakich zwykle nie bywa okazji. Ważne jest jedno: byśmy wykorzystywali czas, by nie przeciekał nam jak woda przez palce, gdyż w świetle kryteriów chrześcijańskich czas jest cenniejszy od złota, jest bowiem zadatkiem chwały mającej stać się naszym udziałem.

W naszym życiu nie napotkamy zapewne tak wielkich i licznych przeszkód, jakie napotkał Szaweł. Będzie nas jednak nękać pospolitość naszego egoizmu, porywy zmysłowości, ataki próżnej i śmiesznej pychy; ulegniemy wielu upadkom. Jedna wielka nędza!…Czy mamy się zniechęcać? Nie. Powtórzmy Panu za świętym Pawłem: Dlatego mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatku, w prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny.

Przyłączajcie się często do grona postaci Nowego Testamentu. Rozsmakujcie się w tych wzruszających scenach, w których Nauczyciel dokonuje czynów boskich i ludzkich lub przemawia mową ludzką i boską opowiadając we wspaniałych przypowieściach, o przebaczeniu i nieprzebranej Miłości Boga do Swych dzieci. Również i dzisiaj w tej niezmiennej aktualności Ewangelii odczuwamy przedsmak Nieba: w sposób wręcz namacalny możemy odczuć opiekę Bożą; odczuwamy ją tym mocniej, im wytrwalej idziemy naprzód, pomimo naszych potknięć, rozpoczynając wciąż na nowo, na tym bowiem polega życie wewnętrzne, oparte na nadziei pokładanej w Bogu.

Bez szczerej gorliwości w przezwyciężaniu przeszkód wewnętrznych i zewnętrznych nie zostanie nam dany wieniec nagrody. Jeżeli ktoś staje do zapasów, otrzymuje wieniec tylko wtedy, jeżeli walczył przepisowo. A nie byłoby prawdziwej bitwy, gdyby nie było przeciwnika. Dlatego też, jeśli nie ma przeciwnika, nie będzie wieńca wawrzynowego, gdyż nie może być zwycięzcy, gdzie nie ma zwyciężonego.

Przeszkody nie mogą nas zniechęcać, lecz mają stanowić bodziec, byśmy wzrastali jako chrześcijanie. W tej walce się uświęcamy, a nasza praca apostolska zyskuje większą skuteczność. Rozważając te chwile, kiedy Jezus Chrystus — w Ogrodzie Oliwnym, a później, opuszczony i wyszydzony, na Krzyżu — przyjmuje i miłuje wolę Ojca, chociaż przytłacza Go ogrom Męki, widzimy jasno, że aby być Jego dobrymi uczniami, musimy przyjąć Jego radę: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Dlatego lubię modlić się do Jezusa o łaskę dla siebie samego: Panie, niech żaden dzień nie będzie bez krzyża! W ten sposób, z pomocą łaski Bożej umocni się nasz charakter i mimo całej naszej nędzy będziemy mogli służyć naszemu Bogu za oparcie.

Zrozum: gdyby przy wbijaniu w ścianę gwóźdź wchodził bez oporu, co mógłbyś na nim zawiesić? Jeżeli przy pomocy Bożej nie będziemy umacniali się wewnętrznie dzięki ofierze, nie osiągniemy kondycji narzędzia Bożego. Jeśli natomiast z miłości do Boga zdecydujemy się podchodzić do przeciwności z radością, nie będzie nam ciężko przyjąć trudy i niewygody, nieprzyjemności i cierpienia z okrzykiem apostołów Jakuba i Jana: Możemy!