Oderwanie się

Próg Wielkiego Tygodnia, tak bliska jest już chwila, w której na Górze Kalwarii dokonało się odkupienie całej ludzkości. Ten okres wydaje mi się czasem szczególnie odpowiednim dla ciebie i dla mnie, abyśmy rozważyli, w jaki sposób zbawił nas Jezus, Pan nasz; abyśmy podziwiali Jego zaiste niewysłowioną Miłość do biednych stworzeń ulepionych z ziemskiej gliny.

Memento, homo, quia pulvis es, et in pulverem reverteris (pamiętaj, że jesteś prochem i w proch się obrócisz) — napominał nas Kościół, Matka Nasza, na początku Wielkiego Postu, abyśmy nigdy nie zapominali, jak niewiele znaczymy; że któregoś dnia nasze ciało — dzisiaj tak pełne życia — rozpadnie się jak lekki obłok kurzu, powstający pod naszymi stopami; rozwieje się jak mgła, ścigana promieniami słońca.

Po tym jakże realistycznym przypomnieniu wam naszej osobistej znikomości chciałbym postawić przed waszymi oczyma inną wspaniałą rzeczywistość: wspaniałomyślność Boga, która nas podtrzymuje i ubóstwia. Posłuchajcie słów Apostoła: Znacie przecież łaskę Pana naszego Jezusa Chrystusa, który będąc bogaty, dla was stał się ubogim, aby was ubóstwem swoim ubogacić. Przypatrzcie się z uwagą przykładowi Nauczyciela, a znajdziecie w nim rozległy temat do rozważań przez całe życie, i wskazówki, jak konkretyzować je w szczerych postanowieniach większej hojności. Nie powinniśmy nigdy tracić sprzed oczu celu, który mamy osiągnąć, tego mianowicie, że każdy z nas winien ukształtować się na podobieństwo Jezusa Chrystusa, który — jak to właśnie słyszeliście — stał się ubogim dla ciebie i dla mnie, i cierpiał, dając nam przykład, abyśmy szli Jego śladem.

Czy powodowany świętą, pełną czci ciekawością nie zastanawiałeś się nigdy nad tym, jak Jezus dał wyraz swej nieogarnionej Miłości? Znowu odpowiada nam na to święty Paweł: On, istniejąc w postaci Bożej (…) ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. Dzieci moje, możemy tylko z pełną zdumienia wdzięcznością stanąć przed tą tajemnicą, która uczy nas, że całą moc, cały majestat, nieskończoną piękność i harmonię Bożą, niezmierzoną głębię swego bogactwa, co więcej, samego siebie ukrył Bóg w człowieczeństwie Jezusa Chrystusa, aby nam służyć. Wszechmogący postanawia na pewien czas przyćmić swoją chwałę, aby swoim stworzeniom ułatwić zbawcze spotkanie z Odkupicielem.

Święty Jan Ewangelista pisze, że Boga nikt nigdy nie widział. Ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca o Nim pouczył, kiedy pojawił się przed zdumionymi oczyma ludzi: najpierw jako nowo narodzony w Betlejem; potem jak dziecko podobne do wszystkich; dalej, w świątyni, jako roztropny, pełen bystrości chłopiec; i wreszcie w owej ukochanej i pociągającej postaci Nauczyciela, który poruszał serca otaczających Go w entuzjazmie tłumów.

Wystarczy zaledwie parę rysów Miłości Boga, która staje się ciałem, a jej wielkość zapada nam głęboko w duszy, rozpala nas i przynagla z łagodnością do bolesnej skruchy z powodu naszego postępowania, tylekroć podłego i egoistycznego. Jezus Chrystus nie cofa się przed uniżeniem się, aby podźwignąć nas z nędzy do godności dzieci Bożych i uczynić nas swymi braćmi. Ty i ja natomiast często bezsensownie nadymamy się pychą z powodu otrzymanych darów i talentów tak, iż czynimy z nich piedestał, aby wynosić się ponad innych, jak gdyby zasługa naszych, względnych zresztą, należała wyłącznie do nas: Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśliś otrzymał, to czemu się chełpisz, tak jak gdybyś nie otrzymał?.

Kiedy pomyślimy o Bożym oddaniu się i samouniżeniu — a mówię to po to, aby każdy z nas rozmyślał nad tym i stosował to do samego siebie — wówczas próżność i chełpliwość pysznego jawią się jako straszliwy grzech, właśnie dlatego, że stawia człowieka na biegunie przeciwstawnym wzorcowi, który ukazał nam Jezus Chrystus. Zastanówmy się nad tym uważnie: On, będąc Bogiem, upokorzył się. A człowiek, zadufany w sobie, pragnie wywyższać się za wszelką cenę, nie przyznając, że został ulepiony z nędznej gliny.

Może słyszeliście w dzieciństwie bajkę o wieśniaku, któremu podarowano złotego bażanta. Kiedy przeminął pierwszy radosny zachwyt prezentem, trzeba było poszukać miejsca, w którym można by go umieścić. Po długich namysłach wieśniak zdecydował się umieścić go w kurniku. Kury, oczarowane pięknem przybysza, krążyły ze zdziwieniem wokół tego półbożka. Pośród tego zamieszania, nadeszła godzina karmienia i gospodarz zaczął rzucać ptactwu pierwsze garście ziarna. Wtedy bażant — wygłodzony długim czekaniem — rzucił się chciwie, żeby napełnić swój żołądek. Na tak wulgarny widok — ów okaz jadł z chciwością najzwyklejszego zwierzęcia — rozczarowane towarzyszki z kurnika zaczęły dziobać upadłego idola aż powyrywały mu wszystkie pióra. Równie żałosny jest upadek człowieka egoisty; tym bardziej żałosny, im bardziej dotąd polegał na własnych siłach, im bardziej ufał swoim możliwościom.

Wyciągnijcie z tego praktyczne, życiowe wnioski. Zrozumcie, że wasze talenty — dary nadprzyrodzone i naturalne — zostały wam powierzone po to, abyście korzystali z nich we właściwy sposób. Wyzwólcie się ze śmiesznego złudzenia, że zawdzięczacie coś własnym wysiłkom. I przy wszystkich waszych rachubach pamiętajcie, że istnieje jeden, stale obecny czynnik — Bóg — którego nie możemy pomijać.

Mając to na uwadze bądźcie przekonani, że jeżeli naprawdę pragniemy iść w ślad za Chrystusem i rzeczywiście służyć Bogu i całej ludzkości, musimy oderwać się całkowicie od siebie samych: od darów inteligencji, zdrowia, honoru, szlachetnych ambicji, zwycięstw, sukcesów.

Mam również na myśli owe czyste marzenia — gdyż nawet tak daleko winna się posuwać twoja decyzja — wypływające z pragnienia szukania wyłącznie chwały Bożej i wielbienia Go. Przy takich zamiarach nasza wola musi reagować jasno i zdecydowanie: Panie, pragnąłbym tego czy tamtego, jednakże wtedy tylko, kiedy Tobie się to podoba, w przeciwnym razie do czego byłoby mi to potrzebne? W ten sposób zadamy śmiertelny cios egoizmowi i próżności, które gnieżdżą się w każdym sercu i uzyskamy prawdziwy pokój naszych dusz; w miarę bowiem jak dusza odrywa się od siebie samej, coraz głębiej i mocniej zanurza się w objęciach Boga.

Aby upodobnić się do Chrystusa, serce musi być całkowicie wolne od przywiązań. Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? A święty Grzegorz dodaje: Nie wystarczy żyć w oderwaniu się od rzeczy, jeżeli nie oderwiemy się nadto od siebie samych. Ale (…) dokąd wówczas zwrócimy się poza samymi sobą? A kto to się czegoś wyrzeka, jeżeli pozostawia sobie siebie samego?

Musicie jednak wiedzieć, że inna jest nasza sytuacja jako ludzi popadłych w grzech, a inna jako ukształtowanych przez Boga. Zostaliśmy stworzeni na jeden sposób, a żyjemy na drugi sposób z powodu siebie samych. Wyrzeczmy się zatem siebie pod tym względem, jakimi staliśmy się przez grzech, a zachowajmy siebie samych tak, jak zostaliśmy ukształtowani przez łaskę. W ten sposób ten, kto był pyszny, a po nawróceniu się do Chrystusa staje się pokorny, wówczas wyrzeka się samego siebie; jeżeli ktoś rozpustny zmienia swe życie na cnotliwe, również wyrzeka się siebie takim, jakim był przedtem; jeżeli chciwiec przestanie pożądać i miast przywłaszczać cudzą własność, zaczyna być szczodrym w tym wszystkim, co posiada, z pewnością wyrzekł się siebie samego.

Pan domaga się wspaniałomyślnych serc, wyrzekających się wszystkiego. Odpowiemy na to wezwanie, jeżeli zdecydowanie zerwiemy sznury czy też deklikatne nici wiążące nas z własnym ja. Nie ukrywam, że to zdecydowanie wymaga ustawicznej walki, przezwyciężania własnego rozumu i własnej woli, słowem: zaparcia się, które jest trudniejsze od wyrzeczenia się najbardziej ponętnych dóbr materialnych.

To oderwanie się, które głosił Chrystus i którego oczekuje od każdego chrześcijanina, koniecznie musi zawierać zewnętrzne wyrazy. Jezus Chrystus coepit facere et docere. Zanim zaczął głosić swoją doktrynę słowami, nauczał jej czynami. Widzieliście, jak narodził się w szopie w absolutnej nędzy, i jak śnił swe pierwsze sny na ziemi położony w żłobie na słomie. Pamiętacie, jak potem, w latach swych wędrówek apostolskich, wśród wielu innych przykładów, dał jednoznaczną przestrogę człowiekowi, który chciał Mu towarzyszyć jako Jego uczeń: Lisy mają nory i ptaki powietrzne — gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć. Przypomnijcie też sobie scenę ewangeliczną, kiedy to Apostołowie dla zaspokojenia głodu po drodze zrywają i łuskają kłosy pszeniczne w szabat.

Można powiedzieć, że Pan nasz, wypełniając otrzymaną od Ojca misję, żyje zawsze całkowicie na bieżąco zgodnie z może najbardziej sugestywną nauką, jaka wyszła z jego ust: Nie troszczcie się zbytnio o życie, co macie jeść, ani o ciało, czym macie się przyodziać. Życie bowiem więcej znaczy niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie. Przypatrzcie się krukom: nie sieją ani żną; nie mają piwniec ani spichlerzy, a Bóg je żywi. O ileż ważniejsi jesteście wy aniżeli ptaki!… Przypatrzcie się liliom, jak rosną: nie pracują i nie przędą. A powiadam wam: nawet Salomon w całym swym przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich. Jeśli więc ziele na polu, które dziś jest a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, o ileż bardziej was, małej wiary!

Gdybyśmy żyli z większą ufnością w Opatrzność Bożą, przekonani — mocną wiarą! — o tej codziennej opiece, której nigdy nam nie zabraknie, ileż zaoszczędzilibyśmy sobie trosk czy niepokojów. Ileż zniknęłoby trosk, które — według słów Jezusa — są właściwe poganom, ludziom świata, a więc ludziom pozbawionym zmysłu nadprzyrodzonego. Chciałbym przypominać wam w każdej sytuacji jako zaufany przyjaciel, kapłan, ojciec, że z miłosierdzia Bożego jesteśmy dziećmi tego Ojca naszego, który jest wszechmogący i jest w niebie, a jednocześnie w głębi naszych serc, pragnąłbym jak ogniem wyryć w waszych umysłach, że mamy wszelkie powody po temu, aby kroczyć po tej ziemi z optymizmem, z wewnętrzną wolnością od rzeczy, które wydają się nam niezbędne, bo przecież Ojciec wasz wie, czego potrzebujecie i On zatroszczy się o to. Wierzcie mi, że to jest jedyna droga, aby być panami Stworzenia i by uniknąć tego nieszczęsnego niewolnictwa, w które tak wielu popada, zapominając o swej godności dzieci Bożych i troszcząc się o jutro czy o przyszłość, której, być może, nie zobaczy.

Pozwólcie, że jeszcze raz podzielę się z wami cząsteczką swojego doświadczenia. Otwieram przed wami swoje serce w obecności Boga, z absolutnym przekonaniem, że nie jest wzorem dla nikogo, że jestem tylko łachmanem, nędznym narzędziem — głuchym i nieudolnym — którego Pan użył, by z jeszcze większą oczywistością potwierdzić, że potrafi doskonale pisać nogą stołową. Dlatego też, gdy mówię o sobie, nie przychodzi mi nawet do głowy myśl, że w moim działaniu jest choćby odrobina mojej zasługi. Tym bardziej nie pretenduję do narzucania wam drogi, którą Pan mnie prowadził, gdyż może się zdarzyć, że Nauczyciel nie będzie się domagał od was tego, co mnie tak bardzo pomagało pracować bez przeszkód w tym Dziele Bożym, któremu poświęciłem całą swoją egzystencję.

Zapewniam was — jest to coś, czego dotknąłem własnymi rękami i widziałem na własne oczy — że jeżeli będziecie ufać Opatrzności Bożej, jeżeli zdacie się na wszechpotężne ręce Boga, nigdy nie zabraknie wam środków do tego, by służyć Bogu, Kościołowi świętemu i duszom, a to wszystko bez zaniedbywania żadnego z waszych obowiązków, będziecie się wówczas cieszyć radością i pokojem, których mundus dare non potest, czego nie może zapewnić posiadanie nawet wszystkich dóbr ziemi.

Od początku Opus Dei, czyli od roku 1928, nie tylko nie liczyłem na ludzkie zasoby, ale też nigdy osobiście nie dysponowałem gotówką; nigdy też nie interweniowałem bezpośrednio w sprawy finansowe, które pojawiają się przy jakichkolwiek przedsięwzięciach angażujących ludzi — z krwi i kości, nie aniołów — potrzebujących narzędzi materialnych by pracować ze skutkiem.

Opus Dei potrzebowało, a myślę, że zawsze będzie potrzebować — aż do końca czasu — wspaniałomyślnej pomocy wielu ludzi celem podtrzymania dzieł apostolskich: z jednej strony dlatego, że działania te nigdy nie przynoszą zysku, a z drugiej dlatego, że — chociaż wzrasta liczba osób współpracujących i rozszerza się praca dokonywana przez moje dzieci — jeżeli występuje miłość Boża, apostolstwo rozszerza się i potrzeby się mnożą. Dlatego niejednokrotnie budziłem śmiech u moich dzieci, gdyż nalegając, by wiernie odpowiadały na łaskę Bożą, zachęcałem je, by uciekały się do Boga i szczerze prosiły Go o więcej łaski i o… więcej pieniędzy, o te brzęczące monety, które były nam tak bardzo potrzebne.

W pierwszych latach brak nam było rzeczy najniezbędniejszych. Przyciągnięci ogniem Bożym przychodzili do mnie robotnicy, rzemieślnicy, studenci i nie zauważali ograniczeń i nędzy, w jakich znajdowaliśmy się, ponieważ w Opus Dei staraliśmy się dzięki łasce Bożej pracować w taki sposób, by poświęcenie i modlitwa były zarówno obfite jak ukryte. Kiedy wracam myślą do tamtych czasów, serce moje przepełnia pokorne dziękczynienie. Jakaż pewność napełniała nasze dusze! Wiedzieliśmy, że gdy będziemy szukać Królestwa Bożego, wszystko inne będzie nam przydane. I mogę was zapewnić, że żadna inicjatywa apostolska nie pozostała nie wykonana z powodu braku środków materialnych: ilekroć to było konieczne, nasz Ojciec Bóg przez swą codzienną Opatrzność zapewniał nam w taki czy inny sposób to, czego potrzebowaliśmy i było dla nas jasne, że On jest zawsze dobrym płatnikiem.

Stąd moja rada: jeżeli zawsze chcecie pozostać panami samych siebie, zdobądźcie się na prawdziwy wysiłek oderwania się od wszystkiego i uczyńcie to bez lęku, wahania i oporów. Potem przy wypełnianiu swych różnych obowiązków osobistych, rodzinnych…korzystajcie uczciwie z odpowiednich środków ludzkich, myśląc o służeniu Bogu, Kościołowi, swoim bliskim, swym zadaniom zawodowym, swemu krajowi i całej ludzkości. Pamiętajcie, że w sposób rzeczywisty liczy się nie to, czy macie to i tamto, czy brakuje wam tego i owego, ale to, czy żyjecie zgodnie z prawdą, której uczy nas wiara chrześcijańska, a mianowicie, że rzeczy stworzone są jedynie środkami, niczym więcej. Dlatego strzeżcie się zwodniczej iluzji traktowania ich jako czegoś ostatecznego: Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się i nie kradną. Bo gdzie jest twój skarb tam będzie i serce twoje.

Kiedy ktoś szuka swego szczęścia jedynie w rzeczach tego świata — a byłem w tym względzie świadkiem prawdziwych tragedii — przeinacza właściwy użytek rzeczy i niszczy porządek tak mądrze ustanowiony przez Stwórcę. Wówczas serce pozostaje smutne i niezaspokojone, podąża drogami wiecznego niezadowolenia i staje się zniewolone już na ziemi, padając ofiarą tych właśnie dóbr, które zdobyło być może dzięki staraniom i niezliczonych wyrzeczeniom. Ale nade wszystko proszę was, abyście nigdy nie zapominali, że Bóg nie może mieszkać w sercu pogrążonym w nieuporządkowanych, niskich, bezsensownych przywiązaniach. Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie. Zakotwiczmy więc serce w miłości zdolnej uczynić nas szczęśliwymi… Pragnijmy skarbów niebieskich.

Nie chcę cię przez to nakłaniać do zaniechania twoich obowiązków czy do rezygnacji z obrony twoich praw. Wprost przeciwnie — nasze wycofanie się z tego frontu oznacza tylko tchórzliwą dezercję z walki o świętość, do której wezwał nas Bóg. Dlatego ze spokojnym sumieniem przykładaj się — szczególnie w swej pracy — do tego, żeby ani tobie, ani twoim bliskim nie zabrakło niczego, co jest niezbędne do życia pełnego godności chrześcijańskiej. Nie smuć się ani nie buntuj, jeżeli nad własnej skórze odczujesz ciężar niedostatku, ale — powtarzam — użyj wszystkich godziwych środków, aby zaradzić tej sytuacji, gdyż co innego byłoby kuszeniem Pana Boga. A gdy walczysz, nie zapominaj: Omnia in bonum! — tym, którzy miłują Boga, wszystko służy ku dobremu, rownież bieda. Już teraz przywykaj do przyjmowania z radością drobnych ograniczeń, niedogodności, zimna, upału, braku czegoś, co uważasz za nieodzowne, niemożliwości wypoczynku takiego, jakiego byś pragnął, samotności, niewdzięczności, niezrozumienia, zniesławienia…

Jesteśmy ludźmi z ulicy, zwyczajnymi chrześcijanami włączonymi w krwioobieg społeczeństwa, a Pan chce, abyśmy właśnie pośród swojej pracy zawodowej uświęcali się i byli apostołami, czyli abyśmy uświęcali swoją pracę i pomagali innym uświęcać się poprzez pracę. Bądźcie przekonani, że Bóg czeka na was w waszym środowisku, czeka na was z troskliwością Ojca i Przyjaciela i uświadomcie sobie, że poprzez odpowiedzialnie wykonaną pracę zawodową nie tylko zdobywacie środki na własne utrzymanie, ale wnosicie też bezpośredni wkład w rozwój społeczeństwa, niesiecie ulgę innym pomagając im dźwigać ich ciężary i podtrzymujecie tyle dzieł opiekuńczych — na szczeblu lokalnym i powszechnym — działających na rzecz jednostek i narodów mniej uprzywilejowanych.

Nasza normalność — nasze życie nie różniące się od życia innych ludzi — i nasz zmysł nadprzyrodzony razem wzięte są naśladowaniem Jezusa Chrystusa, który jest prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem. Patrzcie, jak w Jego życiu wszystko jest naturalne. Przez trzydzieści lat żyje niepostrzeżenie jako jeden z wielu rzemieślników, w swojej wiosce znany jest jako syn cieśli. Również podczas Jego działalności publicznej nie dostrzegamy w Nim niczego szokującego czy ekscentrycznego. Jak inni ma przyjaciół i w swoim zachowaniu nie różni się od innych do tego stopnia, że Judasz musiał ustalić szczególny znak, by można Go było rozpoznać: Ten, którego pocałuję, to On. Nie było u Jezusa ani cienia ekstrawagancji. Wzrusza mnie ta postawa naszego Mistrza przechodzącego obok ludzi jako jeden z nich.

Święty Jan Chrzciciel — który posiadał szczególne powołanie — przyodziewał się w skórę wielbłądzią, żywił się szarańczą i leśnym miodem. Jezus nosił nie zszytą, ale utkaną w całości tunikę, jadł i pił jak inni ludzie, cieszył się szczęściem innych, podzielał ich ból, nie odmawiał proponowanego Mu przez przyjaciół odpoczynku i nie ukrywał przed nikim, że przez wiele lat zarabiał na siebie pracą swoich rąk u boku Józefa. Również my winniśmy postępować na tym świecie tak, jak nasz Pan. Powiem ci w paru słowach: winniśmy chodzić w czystym ubraniu, dbać o czystość ciała a nade wszystko o czystość duszy.

Jest nadto godne uwagi to, jak Pan, który uczy najdoskonalszego oderwania się od dóbr ziemskich, równocześnie troszczył się o to, aby się te dobra nie marnowały. Po cudzie rozmnożenia chleba, kiedy nakarmiło się pięć tysięcy mężczyzn, rzekł do uczniów: Zbierzcie pozostałe ułomki, aby nic nie zginęło. Zebrali więc, i ułomkami z pięciu chlebów jęczmiennych, które zostały po spożyciu, napełnili dwanaście koszów. Jeśli uważnie rozważycie to wydarzenie, zrozumiecie, że nigdy nie powinniście być sknerami, ale zawsze dobrymi włodarzami talentów i środków materialnych powierzonych przez Boga.

Oderwanie się, które głoszę wam wpatrzony w przykład Jezusa Chrystusa, oznacza panowanie. Nie ma ono nic wspólnego z krzyczącą i żebraczą nędzą, która jest jedynie maską lenistwa i zaniedbania. Winieneś chodzić ubrany zgodnie z wymogami twego stanu, twego środowiska, twojej rodziny, twojej pracy; tak czynią twoi koledzy, ty jednak winieneś czynić to dla Boga i z pragnieniem niesienia innym autentycznego, pociągającego obrazu życia chrześcijańskiego, w całej naturalności, bez ekstrawagancji. W ogóle chciałbym wam doradzić: zważajcie na te sprawy raczej nieco za wiele aniżeli za mało. Jak bowiem wyobrażasz sobie wygląd naszego Pana? Czy pomyślałeś kiedyś, z jaką godnością nosił On ową dzianą tunikę, którą prawdopodobnie utkały ręce Najświętszej Maryi Panny? Czy nie pamiętasz zdarzenia z domu Szymona, kiedy Jezus się skarży, że nie podano mu wody do obmycia, zanim zasiadł do stołu? Zapewne Jezus chce poprzez napiętnowanie braku grzeczności pouczyć przede wszystkim o tym, że miłość znajduje wyraz właśnie w drobnych rzeczach, ale też chce dać jasno do zrozumienia, że i dla Niego ważne są przyjęte w społeczeństwie formy grzecznościowe. Dlatego, ty i ja, staramy się oderwać od dóbr i wygód ziemskich, jednakże z zachowaniem dobrego tonu i bez żadnych dziwactw.

Znakiem tego, że czujemy się panami ziemi i wiernymi włodarzami Boga, jest, jak sądzę, troska o rzeczy, których używamy: aby istniały długo i w dobrym stanie służyły swemu celowi, staranie by się nie marnowały. W ośrodkach Opus Dei zastaniecie wystrój prosty, przytulny, a przede wszystkim czysty, gdyż nie należy mylić domu ubogiego ze złym smakiem czy brudem. Rozumiem niewątpliwie, że ty, zgodnie ze swymi możliwościami, swym stanowiskiem społecznym i obowiązkami rodzinnymi, posiadasz rzeczy wartościowe i troszczysz się o nie — ale szanując ducha umartwienia i oderwania się.

Ponad dwadzieścia pięć lat temu odwiedzałem stołówkę dobroczynności dla ubogich, dla których otrzymywany tam posiłek stanowił jedyne pożywienie w ciągu dnia. Był to duży lokal, obsługiwany przez grupę dobrych kobiet. Po pierwszej turze pojawiali się dalsi żebracy, by skorzystać z tego, co pozostało. W tej drugiej grupie zwrócił moją uwagę jeden człowiek: był właścicielem cynkowej łyżki. Ostrożnie wyciągał łyżkę z kieszeni i patrzył na nią chciwie i z lubością, a kiedy kończył posiłek, znowu przyglądał się jej oczyma, które zdawały się wołać: to moja własność! Oblizywał ją dwukrotnie i zadowolony chował w fałdach swoich łachmanów. Istotnie — to była jego łyżka! Ten biedny żebrak wśród tylu towarzyszy niedoli uważał się za bogatego.

W tym samym czasie poznałem pewną damę z wysokich kręgów arystokracji hiszpańskiej. Wobec Boga to nie ma żadnego znaczenia: wszyscy jesteśmy równi, wszyscy jesteśmy potomstwem Adama i Ewy, słabymi stworzeniami, posiadającymi cnoty i wady, zdolnymi do największych zbrodni, kiedy Pan nas opuści. Z chwilą odkupienia nas przez Chrystusa nie ma różnicy rasy, języka, koloru skóry, pochodzenia czy majątku… wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi. Osoba, o której wam opowiadam, mieszkała w pałacu przodków, ale nie wydawała prawie nic na swoje własne potrzeby. Dobrze płaciła za to swojej służbie, a resztę — odmawiając sobie samej wielu rzeczy — przeznaczała na pomoc dla potrzebujących. Kobiecie tej nie brakowało wielu spośród tych dóbr, o które tylu ludzi zabiega, a przecież osobiście żyła ubóstwem, życiem pełnym umartwienia, całkowitym wyrzeczeniem się wszystkiego. Czy zrozumieliście mnie należycie? Wystarczy, zresztą, posłuchać słów Pana: Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.

Jeśli chcesz osiągnąć tego ducha, to radzę ci, abyś w stosunku do siebie był oszczędny a wspaniałomyślny wobec drugich; unikaj zbytnich wydatków na luksus, na wygodę, próżność, zachcianki… nie stwarzaj sobie potrzeb. Słowem, naucz się od świętego Pawła, który mówi: Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony: i być sytym, i głód cierpieć, obfitować i doznawać niedostatku. Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia. Również my, jak Apostoł, wyjdziemy zwycięsko z tej walki duchowej, jeżeli zachowamy serce wolne od przywiązań.

Wszyscy, którzy wstępujemy na arenę wiary, podejmujemy się walki ze złymi duchami. Diabły nie posiadają na tym świecie żadnej własności; skoro więc przystępują do walki nadzy, również my musimy walczyć w nagości. Gdyż jeżeli ktoś odziany walczy z nagim, zostanie przezeń powalony, przeciwnik bowiem ma go za co pochwycić. A czymże są sprawy ziemskie jak nie swego rodzaju sztuką ubioru?

W ramach tego całkowitego oderwania się, którego Pan domaga się od nas, zwrócę waszą uwagę na inny punkt o szczególnym znaczeniu: na zdrowie. Teraz w większości jesteście jeszcze młodzi, przechodzicie przez ten wspaniały okres pełni życia, które tętni energią. Ale czas mija i w sposób nieubłagany zaczynamy zauważać upadek sił fizycznych, później dochodzą ograniczenia związane z wiekiem dojrzałym, a wreszcie słabość starości. Ponadto każdy z nas w każdej chwili może zachorować i doznawać jakichś dolegliwości ciała.

Tylko wtedy, kiedy właściwie, a więc prawdziwie po chrześcijańsku, wykorzystujemy okresy naszego dobrego fizycznego samopoczucia, nasze "dobre czasy", potrafimy z nadprzyrodzoną radością akceptować wydarzenia, które ludzie mylnie nazywają złymi. Chciałbym bez wchodzenia w szczegóły przekazać wam moje osobiste doświadczenie w tej dziedzinie. Kiedy jesteśmy chorzy, możemy stać się nader uciążliwi dla otoczenia: Nie dbają o mnie dostatecznie, nikt o mnie się nie troszczy, nie pielęgnują mnie należycie, nikt mnie nie rozumie… Diabeł stale się koło nas czai i atakuje z każdej strony. Kiedy jesteśmy chorzy, jego taktyka polega na rozniecaniu pewnego rodzaju psychozy, która ma nas oddalić od Boga, zatruć atmosferę w naszym otoczeniu i niszczyć ów skarb zasług zdobytych dla dobra dusz przez cierpienie znoszone z nadprzyrodzonym optymizmem — miłością! Stąd też, jeżeli Bóg chce, by nas dosięgły utrapienia, przyjmijcie to jako znak, że uważa nas za dostatecznie dojrzałych, byśmy jeszcze ściślej zjednoczyli się z Jego odkupieńczym Krzyżem.

Jest nam zatem niezbędne długie uprzednie przygotowanie poprzez codzienną praktykę oderwania się od siebie samego tak, abyśmy byli gotowi do znoszenia z radością choroby lub nieszczęść, jeżeli Bóg je dopuszcza. Zacznijcie już teraz wykorzystywać codzienne okazje do jakiegoś wyrzeczenia się, zdarzających się drobnych cierpień, umartwienia i ćwiczcie się w cnotach chrześcijańskich.

W życiu codziennym winniśmy być w stosunku do siebie wymagający, by nie wymyślać sobie fałszywych problemów, sztucznych potrzeb, które ostatecznie wynikają zwykle z zarozumiałości, zachcianek, z ducha wygodnictwa i lenistwa. Winniśmy zdążać ku Bogu szybkim krokiem, a to wymaga odrzucenia zbytniego balastu. Właśnie dlatego, że ubóstwo w duchu nie polega na tym, żeby nie posiadać, ale na prawdziwym oderwaniu się od tego, co posiadamy, powinniśmy być czujni, aby nie dać się zwieść naszej wyobraźni, jakobyśmy nie mogli żyć bez posiadania pewnych rzeczy. Szukajcie tego, co wystarcza, co jest dostateczne. I nie pragnijcie niczego więcej. To, co zbywa, nie jest ulgą lecz przeciążeniem — miast podnosić przytłacza.

Dając wam te rady, nie myślę o sytuacjach wyjątkowych, nadzwyczajnych czy skomplikowanych. Znam człowieka, który za zakładki do książek używał kartek, na których pisał akty strzeliste, aby podtrzymywać pamięć o obecności Boga. I ogarnęło go pragnienie pieczołowitego zachowania owego skarbu, ale nagle zdał sobie sprawę z tego, że przywiązywał się do tych nic nie znaczących kartek. Widzicie już, jaki to wzorzec cnót przedstawiał sobą ów człowiek! Nie krępowałbym się zwierzenia się wam z innych moich słabości, gdyby się to wam na coś przydało. Powiedziałem wam co nieco o sobie, gdyż może i z tobą dzieje się coś podobnego: z twoimi książkami, twoimi ubraniami, twoim biurkiem, twoimi… no właśnie — z twoimi ukochanymi fałszywymi bożkami.

Radzę wam, byście w takich przypadkach — bez żenady i skrupułów — poradzili się swego kierownika duchowego. Czasami jako lekarstwo wystarczy drobne umartwienie, na przykład, odmówienie sobie używania czegoś na krótki czas. Innym razem nic się złego nie stanie, jeśli zrezygnujesz ze zwyczajnego środka transportu, a oszczędności z tego tytułu, chociażby były drobne, przeznaczysz na jałmużnę. Tak czy inaczej, jeżeli posiadasz ducha oderwania się, stale będziesz odkrywał okazje, aby go praktykować w sposób dyskretny i skuteczny.

Skoro już otwarłem przed wami swoją duszę, muszę wam wyznać, że mam takie jedno przywiązanie, którego jednak nigdy nie chciałbym się wyrzec: to, mianowicie, że was wszystkich naprawdę kocham. Nauczyłem się tego od najlepszego Nauczyciela, a chciałbym jak najwierniej naśladować Jego przykład i kochać bezgranicznie dusze, poczynając od tych, które mnie otaczają. Czy nie wzrusza was ta gorąca miłość — ta serdeczna czułość — Jezusa Chrystusa wobec jednego z Jego uczniów, o której Ewangelista napisze: quem diligebat Jesus, ten, którego miłował Jezus?

Zakończmy cytatem z Ewangelii przypadającej na dzisiejszą Mszę świętą: Na sześć dni przed Paschą Jezus przybył do Betanii, gdzie mieszkał Łazarz, którego Jezus wskrzesił z martwych. Urządzono tam dla Niego ucztę. Marta posługiwała, a Łazarz był jednym z zasiadających z Nim przy stole. Maria zaś wzięła funt szlachetnego i drogocennego olejku nardowego i namaściła Jezusowi nogi, a włosami swymi je otarła. A dom napełnił się wonią olejku. Jakimże wspaniałym przejawem wielkoduszności jest owo nieumiarkowanie Marii! Judasz w swej chciwości ubolewał, że zmarnowało się tyle cennych wonności — obliczył już, że kosztowały co najmniej trzysta denarów.

Prawdziwe oderwanie się prowadzi do wspaniałomyślności wobec Boga i naszych braci; do aktywności, poszukiwania środków materialnych, do dawania z siebie wszystkiego w pomaganiu potrzebującym. Chrześcijanin nie może się ograniczyć do pracy, która pozwala mu zarobić dostatecznie na utrzymanie swoich bliskich: wielkość jego serca będzie go popychać do niesienia pomocy innym w imię miłości i w imię sprawiedliwości, jak napisał święty Paweł do Rzymian: Macedonia i Achaja uznały za stosowne zebrać składkę na rzecz świętych w Jerozolimie. Uznały za stosowne, bo są ich dłużnikami. Jeżeli bowiem poganie otrzymali udział w ich dobrach duchowych, powinni im za to służyć pomocą doczesną.

Nie bądźcie małoduszni ani skąpi wobec Tego, który tak hojnie nas obdarował, iż oddał się za nas całkowicie i bez granic. Pomyślcie, ile was właściwie kosztuje — także pod względem finansowym — to, że jesteście chrześcijanami? Przede wszystkim jednak nie zapominajcie, że radosnego dawcę miłuje Bóg. A Bóg może zlać na was całą obfitość łaski tak, byście mając wszystkiego i zawsze pod dostatkiem, bogaci byli we wszystkie dobre uczynki.

Kiedy podczas tego Wielkiego Tygodnia przeżywamy w szczególny sposób boleść Jezusa Chrystusa, prośmy Najświętszą Maryję Pannę, abyśmy również my potrafili, tak jak Ona, rozważać i zachowywać wszystkie te rzeczy w sercach swoich.

Odniesienia do Pisma Świętego
Odniesienia do Pisma Świętego
Odniesienia do Pisma Świętego
Ten rozdział w innym języku