Cnoty ludzkie

Święty Łukasz w rozdziale siódmym opowiada: Jeden z faryzeuszy zaprosił Go do siebie na posiłek. Wszedł więc do domu faryzeusza i zajął miejsce za stołem. Przybywa wówczas kobieta z miasta, znana publicznie jako grzesznica i podchodzi, aby umyć nogi Jezusowi, który zgodnie z ówczesnym zwyczajem spożywa posiłek leżąc na boku. Gest wzruszający, bo za wodę do tego obmycia służyły łzy tej kobiety, za ręcznik do wycierania — jej włosy. Stopy Nauczyciela namaszcza balsamem przyniesionym w drogim alabastrowym naczyniu. I całuje je.

Faryzeusz oburza się. Nie może mu się pomieścić w głowie, że Jezus żywi w swoim sercu tak wielkie miłosierdzie. Gdyby On był prorokiem — wyobraża sobie — wiedziałby, co to za jedna i jaka jest ta kobieta, która się Go dotyka, że jest jawnogrzesznicą. Jezus odczytuje jego myśli i wyjaśnia mu: Widzisz tę kobietę? Wszedłem do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg, ona zaś łzami oblała Mi stopy i swymi włosami je otarła. Nie dałeś Mi pocałunku; a ona, odkąd wszedłem, nie przestaje całować nóg moich. Głowy nie namaściłeś Mi oliwą; Ona zaś olejkiem namaściła moje nogi. Dlatego powiadam ci: odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała.

Nie jest naszym zamiarem rozważanie tu obfitości Bożego miłosierdzia w Sercu Pana Jezusa. Chcemy zastanowić się nad innym aspektem tej sceny: Jezus zwraca uwagę na te zwykłe przejawy ludzkiej uprzejmości i delikatności, których nie potrafił Mu okazać faryzeusz. Chrystus jest perfectus Deus, perfectus homo, jest Bogiem, Drugą Osobą Trójcy Przenajświętszej i w pełni człowiekiem. Przynosi zbawienie, a nie zniszczenie dla ludzkiej natury. Uczmy się od Niego, że nie jest rzeczą chrześcijańską jakiekolwiek lekceważenie człowieka — stworzenia Bożego, uczynionego na obraz i podobieństwo Boże.

Zarówno pewna mentalność laicystyczna, jak i niektóre sposoby myślenia, które możemy nazwać pietystycznymi, zgodne są pod tym względem, że nie traktują w pełni chrześcijanina jako człowieka. Według tych pierwszych, wymogi Ewangelii tłumią wartości ludzkie; dla drugich — natura ludzka jest tak grzeszna, że stanowi zagrożenie dla czystości wiary. Wynik obu postaw jest taki sam: nie uznaje się pełni rzeczywistości Wcielenia Chrystusowego, ignoruje się fakt, że Słowo stało się ciałem — człowiekiem i zamieszkało wśród nas.

Moje doświadczenie jako człowieka, chrześcijanina i kapłana mówi mi wręcz coś przeciwnego: Nie ma takiego serca, które, choćby tkwiło głęboko w grzechu, nie kryło jednak w sobie, niczym żaru w popiele, jakiejś iskierki dobra. I ilekroć pukałem do takiego serca, zwracając się do niego słowem Chrystusa w cztery oczy, otrzymywałem zawsze odpowiedź.

W naszym świecie jest wielu ludzi, którzy nie obcują z Bogiem. Są to stworzenia, które może nie miały nigdy okazji słuchać słowa Bożego albo zapomniały o nim. Ale ich postawa jest, po ludzku rzecz biorąc, szczera, lojalna, współczująca, uczciwa. Odważę się powiedzieć, że kto posiada te cechy, może być bliski otwarcia się na Boga, ponieważ cnoty ludzkie stanowią fundament cnót nadprzyrodzonych.

Prawdą jest, że te indywidualne cechy charakteru, osobowości nie wystarczą, gdyż bez łaski Chrystusa nikt nie może się zbawić. Ale jeżeli ktoś zachowuje i pielęgnuje te pierwiastki prawości, to Bóg otwiera przed nim drogę i taki człowiek będzie mógł zostać świętym, ponieważ umiał żyć jako człowiek dobrej woli.

Być może, zaobserwowaliście inne przypadki, w pewnym sensie przeciwne: ludzi, którzy mówią, że są chrześcijanami — gdyż zostali ochrzczeni i przyjmują inne sakramenty — ale są nielojalni, zakłamani, nieszczerzy, pyszałkowaci… Toteż rychło upadają, tak jak meteory na niebie, które błyszczą lśnią przez parę chwil i natychmiast spadają.

Jeżeli traktujemy poważnie naszą odpowiedzialność jako dzieci Bożych, to wiedzmy, że Bóg chce, abyśmy byli prawdziwie ludzcy. Żeby głowa dotykała nieba, ale żeby stopy stąpały pewnie po ziemi. Być chrześcijaninem nie odbywa się kosztem zaprzestania bycia człowiekiem czy zaniedbania tych cnót, które chrakteryzują ludzi nawet nieznających Chrystusa. Ceną każdego chrześcijanina jest przelana za niego zbawcza Krew Jezusa Chrystusa; a Chrystus chce — podkreślam — abyśmy byli bardzo ludzcy i bardzo Boży, z codziennym zaangażowaniem w naśladowanie Tego, który jest perfectus Deo, perfectus homo — w pełni Bogiem i w pełni człowiekiem.

Nie wiem, czy potrafię określić, która z cnót ludzkich jest najważniejsza, gdyż zależy to od punktu widzenia. Co więcej, problem ten okazuje się czczy, bo rzecz nie w tym, by praktykować tylko jedną czy kilka cnót. Konieczna jest walka o zdobycie i praktykowanie wszystkich cnót. Wszystkie one wiążą się ze sobą wzajemnie. I tak na przykład, dążenie do prawdy czyni nas sprawiedliwymi, radosnymi, roztropnymi, spokojnymi.

Tak samo nie jestem w pełni przekonany co do słuszności rozdzielania cnót na cnoty osobiste od cnót społecznych. Żadna cnota, godna tego miana, nie może sprzyjać egoizmowi; każda musi działać zarówno dla dobra jednostki, jak i otoczenia. Wszyscy, jako ludzie i jako dzieci Boże, nie możemy sądzić, że życie polega na zabieganiu o błyskotliwe curriculum vitae, o wspaniałą karierę. Wszyscy musimy się czuć solidarni i, ze względu na otrzymaną łaskę, wszyscy jesteśmy też złączeni nadprzyrodzonymi więzami Świętych Obcowania.

Równocześnie musimy pamiętać o tym, że podejmowanie decyzji i odpowiedzialności należy do zakresu osobistej wolności każdej osoby i dlatego cnoty są również czymś zdecydowanie osobistym, przynależnym osobie. A przecież nikt nie prowadzi tej walki o miłość samotnie — nikt nie jest wierszem wyrwanym z poematu, jak zwykłem powtarzać. Zawsze w jakiś sposób albo sobie pomagamy, albo przeszkadzamy. Jesteśmy ogniwami tego samego łańcucha. Proś teraz wraz ze mną Boga Pana Naszego, aby tym łańcuchem przywiązał nas mocno do swego Serca, aż nadejdzie dzień, w którym będziemy Go oglądać w Niebie twarzą w twarz na zawsze.

Zastanówmy się nad niektórymi z tych cnót ludzkich. Kiedy mówię do was, to starajcie się prowadzić osobisty dialog z Panem. Proście Go o dobre natchnienia dla każdego z nas, abyśmu wniknęli dziś głębiej w tajemnicę Jego Wcielenia, abyśmy także my w naszym ciele potrafili być wobec wszystkich ludzi żywymi świadkami Tego, który przyszedł, aby nas zbawić.

Droga chrześcijanina, droga każdego człowieka nie jest łatwa. Zapewne w pewnych okresach wydaje się, że wszystko dzieje się zgodnie z naszymi wyobrażeniami; ale to trwa bardzo krótko. Życie oznacza zmagania z trudnościami, doznawanie w sercu radości i troski, a w tej kuźni człowiek wzrasta w męstwie, cierpliwości, wielkoduszności, wewnętrznym pokoju.

Mężny jest ten, kto jest wytrwały w spełnianiu tego, co rozumie jako obowiązek, co nakazuje mu sumienie; ten, kto nie mierzy wartości swojej pracy wyłącznie osiąganymi korzyściami, ale służbą świadczoną innym ludziom. Mężny nieraz cierpi, ale znosi cierpienie; może płacze, lecz połyka swe łzy; nie poddaje się, gdy wzmagają się przeciwności. Przypomnijcie sobie przykład z Księgi Machabejskiej: starca Eleazara, który woli umrzeć aniżeli złamać prawo Boże: Jeżeli mężnie teraz zakończę życie, okażę się godny swojej starości, młodym zaś pozostawię piękny przykład ochotnej i wspaniałomyślnej śmierci za godne czci i święte Prawa.

Kto potrafi być mężny, nie będzie się spieszył, by zebrać owoce swojej cnoty; jest cierpliwy. Męstwo pozwala mu zasmakować ludzkiej i boskiej cnoty cierpliwości. Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie (Łk 21, 19). Owładnięcie swą duszą zależy od cierpliwości, która w gruncie rzeczy jest korzeniem i stróżem wszystkich cnót. Cierpliwością zdobywamy nasze dusze, gdyż ucząc się panować nad sobą,zaczynamy posiadać to, czym jesteśmy. I właśnie cierpliwość skłania nas do wyrozumiałości wobec innych, wypływającej z przekonania, że dusze, podobnie jak dobre wino, stają się lepsze z biegiem czasu.

Mamy być mężni i cierpliwi, czyli także spokojni. Lecz nie spokojem człowieka, który kupuje go za cenę obojętności wobec swych braci, albo też wobec tej wielkiej sprawy, która dotyczy wszystkich: szerzenia na cały świat dobra bez granic. Możemy zachować pokój ducha, ponieważ zawsze jest przebaczenie, ponieważ na wszystko jest lekarstwo, z wyjątkiem śmierci, lecz przecież dla dzieci Bożych śmierć oznacza życie. Mamy zachować pokój ducha choćby tylko po to, żeby móc postępować rozumnie, gdyż człowiek spokojny potrafi rozumować, rozważać za i przeciw, oceniać rozsądnie konsekwencje swych zamierzeń, a potem rozważnie i zdecydowanie działać.

Dokonujemy krótkiego przeglądu niektórych cnót ludzkich. Oczywiście, podczas waszej modlitwy nasunie się wam na myśl jeszcze wiele innych. Chciałbym jednak zatrzymać się jeszcze przez chwilę nad jedną szczególnie wspaniałą cnotą: nad cnotą wielkoduszności.

Być wielkodusznym to znaczy mieć wielkie serce, wielką duszę, otwartą dla wszystkich. Wielkoduszność to siła, która uzdolnia nas do wyjścia poza siebie i do podjęcia wielkich dzieł dla dobra wszystkich. W wielkoduszności nie zagnieździ się ciasnota; nie znajdzie się skąpstwo ani egoistyczne wyrachowanie, ani też nastawiona na zyski intryga. Człowiek wspaniałomyślny bez zastrzeżeń poświęca wszystkie swoje siły temu, co wartościowe; dlatego jest zdolny do oddania siebie samego. Nie zadowala się dawaniem, ale oddaje siebie. I tak dochodzi do najwyższego wyrazu wielkoduszności: do oddania siebie Bogu.

Dwie ludzkie cnoty — pracowitość i pilność — łączą się w jednej postawie: w dążeniu do wykorzystania talentów otrzymanych od Boga. Są cnotami dlatego, że prowadzą nas do właściwego zakończenia zaczętych spraw. Praca bowiem — głoszę to od roku 1928 — nie jest przekleństwem, ani karą za grzechy. Księga Rodzaju mówi o pracy człowieka, zanim zbuntował się on przeciw Bogu. Zgodnie z planami Bożymi człowiek miał pracować od początku współpracując w ogromnym dziele stworzenia.

Człowiek pracowity wykorzystuje czas, który jest więcej niż złotem — jest chwałą Boga! Czyni to, co powinien i jest w tym, co czyni nie z przyzwyczajenia czy dla zabicia czasu, lecz w wyniku starannej i wyważonej refleksjii. Dlatego jest staranny, sumienny, pilny. Łaciński odpowiednik słowa pilny — diligens — pochodzi od diligo, czyli kocham, cenię, wybieram w wyniku starannej rozwagi i uwagi. Nie jest pilny ten, kto się spieszy, ale ten, kto pracuje z miłością i pieczołowitością.

Pan nasz, doskonały człowiek, obrał dla siebie pracę rąk. Wykonywał ją z oddaniem i miłością przez większość lat spędzonych na ziemi. Wykonywał swój zawód rzemieślnika wśród innych mieszkańców wioski i Jego działanie, ludzkie i boskie zarazem, uczy nas, że codzienne zajęcia nie są zjawiskiem marginesowym, ale trzonem naszego uświęcenia, ustawiczną okazją do spotkania z Bogiem, wysławiania Go i wielbienia poprzez pracę naszego umysłu i naszych rąk.

Cnoty ludzkie wymagają od nas ustawicznego wysiłku, gdyż nie jest łatwo zachować przez dłuższy czas postawę uczciwości, kiedy sytuacja zdaje się zagrażać naszemu bezpieczeństwu. Weźmy prawdomówności, cnotę tak jasną i czystą: czy to prawda, że nie ma już ona żadnego znaczenia? Czy ostatecznie zatriumfowały półprawdy i wykręty, słodzenie gorzkiej pigułki i owijanie rzeczy w bawełnę? Ludzie boją się prawdy, dlatego uciekają się do nędznego chwytu: twierdzi się, że nikt nie żyje prawdą i nie mówi prawdy, że wszyscy posługują się udawaniem i kłamstwem.

Na szczęście tak nie jest. Jest wielu ludzi — chrześcijan i niechrześcijan — gotowych poświęcić swój honor i sławę dla prawdy, ludzi nie żyjących ciągłym poszukiwaniem słońca, które bardziej grzeje. Ponieważ kochają szczerość, umieją sprostować błąd, kiedy odkryją, że się pomylili. Nie czyni tego ten, kto buduje na kłamstwie, kto zamienił "prawdę" w puste słowo maskujące jego uchybienia.

Gdy będziemy prawdomówni, będziemy też sprawiedliwi. Chętnie powiedziałby więcej o sprawiedliwości, ale teraz muszę się ograniczyć do kilku jej cech, by nie stracić sprzed oczu celu tych wszystkich refleksji: chodzi nam o budowanie rzeczywistego, autentycznego życia wewętrznego na solidnych fundamentach ludzkich cnót. Sprawiedliwość oznacza dawanie każdemu tego, co mu się należy; dodałbym jednak, że to nie wystarczy. Niezależnie od tego, ile się komuś należy, należy dać mu więcej, ponieważ każdy człowiek jest arcydziełem Boga.

Najpiękniejszy wyraz miłości stanowi wspaniałomyślne wychodzenie ponad sprawiedliwość. Tego rodzaju miłość bywa często niedostrzegana, lecz jest prawdziwie owocna tak w niebie, jaki na ziemi. Jakkolwiek złoty środek czy właściwa miara to cecha cnót moralnych, to jednak byłoby błędem sądzić, że te określenia wyrażają mierność, niejako poprzestanie na połowie tego, co można by zrobić. Ów środek pomiędzy nadmiarem a niedomiarem jest jakimś szczytem, czymś najlepszym, co podpowiada roztropność. Z drugiej strony, cnoty teologiczne nie znają umiaru: nie można nazbyt wierzyć, nazbyt ufać, nazbyt kochać. A właśnie miłość bez granic do Boga przelewa się ku tym, którzy nas otaczają, w obfitości wspaniałomyślności, miłości bliźniego i wyrozumiałości względem niego.

Wstrzemięźliwość jest opanowaniem. Nie wszystko, co odczuwamy w duszy i w ciele, musi być zaspokajane bez żadnych hamulców. Nie wszystko wolno mi czynić, co mogę czynić. Zapewne łatwiej jest dać się porwać tzw. naturalnym popędom, ale u końca tej drogi czeka nas zawsze smutek osamotnienia w naszej własnej nędzy.

Iluż to nie chce niczego odmówić własnemu żołądkowi, oczom, rękom; nie chce nawet słuchać, kiedy mówi się im o życiu czystym. Zdolności do dawania nowego życia — która jest wielkim darem Bożym, udziałem w stwórczej mocy Boga — używają w sposób nieuporządkowany, jako narzędzia w służbie egoizmu.

Nigdy jednak nie lubiłem mówić o nieczystości. Wolę raczej mówić o owocach, które przynosi wstrzemięźliwość, patrzeć na człowieka rzeczywiście jak na człowieka, a nie niewolnika bezwartościowych rzeczy, które błyszczą jak świecidełka porywane przez srokę. Prawdziwy człowiek potrafi obyć się bez tego, co przynosi szkodę jego duszy i wie, że tego rodzaju ofiara jest bardziej pozorna niż rzeczywista: bo życie w duchu wyrzeczenia wyzwala z wielu niewoli i czyni zdolnym do zakosztowania, w głębi serca, pełni miłości Bożej.

Życie odzyskuje wówczas swe barwy, przyciemnione brakiem umiarkowania, Znowu jesteśmy zdolni myśleć o drugich, dzielić się z drugimi, poświęcać się wielkim sprawom. Wstrzemięźliwość czyni duszę trzeźwą, skromną, wyrozumiałą; ułatwia naturalną poowściągliwość, za którą wyczuwa się panowanie ducha. Wstrzemięźliwość nie oznacza ciasnoty, lecz szerokość horyzontów. To właśnie nieumiarkowanie zacieśnia człowieka, którego serce gubi samo siebie, idąc za pierwszym lepszym, co zadzwoni na nie nędznym blaszanym dzwonkiem.

Kto sercem mądry, zwie się rozumnym — czytamy w Księdze Przysłów. Mielibyśmy błędne pojęcie o roztropności, gdybyśmy ją rozumieli jako bojaźliwość i brak odwagi. Roztropność wyraża się jako stała skłonność do czynienia dobrze czyli do jasnego widzenia celu i wyboru najwłaściwszych środków do jego osiągnięcia.

Ale roztropność nie jest wartością najwyższą. Musimy zawsze pytać: czemu służy ta roztropność? Jest też bowiem roztropność fałszywa — raczej należałoby ją nazwać przebiegłością — która służy egoizmowi i korzysta z najodpowiedniejszych środków — ale do osiągnięcia przewrotnych celów. Inteligencja w takim przypadku służy jedynie pogłębianiu skłonności do złego i zasługuje na wyrzut wyrażany przez świętego Augustyna kiedy nauczał lud: Czy chcesz, by Serce Boga, zawsze pełne sprawiedliwości, dostosowało się do przewrotności serca twojego? Oto fałszywa roztropność człowieka, który chciałby się zbawić własnymi siłami. Nie uważajcie sami siebie za mądrych — powiada święty Paweł — Napisane jest bowiem: Wytracę mądrość mędrców, a przebiegłość przebiegłych zniweczę.

Święty Tomasz z Akwinu w tym dobrym działaniu rozumu, który zwiemy roztropnością, wyróżnia trzy momenty: gotowość proszenia o radę, słuszny osąd i podjęcie decyzji. Pierwszym krokiem roztropności jest uznanie własnej ograniczoności: a więc cnota pokory. Uznać, że w niektórych przypadkach nie ogarniamy wszystkiego, że nie potrafimy rozważyć wszystkich okoliczności, które należałoby ocenić. Dlatego udajemy się do doradcy; ale nie do byle jakiego, lecz do uzdolnionego i ożywionego tym samym szczerym pragnieniem kochania Boga i wiernego kroczenia za Nim. Nie wystarczy zasięgnąć rady; musimy iść do tego, który może nam tej rady udzielić w sposób bezinteresowny i szczery.

Z kolei następuje dokonanie osądu, gdyż roztropność wymaga często szybkiej, podjętej w porę decyzji. Czasami roztropne może być odłożenie decyzji aż do momentu zebrania wszystkich przesłanek, innym razem byłoby wielce nierozsądne; gdybyśmy jak najszybciej nie rozpoczęli realizacji tego, co uznajemy za właściwe, zwłaszcza gdy w grę wchodzi dobro innych ludzi.

Tego rodzaju roztropność jest mądrością serca, która nie zamieni się w roztropność ciała, o której mówi święty Paweł; a więc roztropność tych, którzy mają rozum, ale starają się nie używać go po to, by odnajdywać i miłować Boga. Prawdziwa roztropność pozostaje stale otwarta na głos Boga i w tym czujnym nasłuchiwaniu dusza przyjmuje obietnice i rzeczywistość zbawienia: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi,że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom.

Mądrość serca nadaje wielu innym cnotom cel i kierunek. Dzięki roztropności człowiek bywa odważny, ale nie lekkomyślny; stara się żyć całkowicie zgodnie z wolą Bożą, a nie maskuje swego wygodnictwa czczymi wymówkami. Wstrzemięźliwość człowieka roztropnego nie oznacza niewrażliwości czy mizantropii; jego sprawiedliwość nie oznacza surowości; jego cierpliwość nie jest służalczością.

Nie ten jest roztropny, kto nigdy się nie myli lecz ten, kto potrafi naprawiać swoje błędy. Jest roztropny dlatego, że woli dwadzieścia razy się pomylić, aniżeli pogrążyć się w wygodnym nieróbstwie. Nie działa pochopnie ani też z absurdalną bojaźliwością, lecz podejmuje ryzyko związane z każdą decyzją, i nie rezygnuje ze zdobywania dobra ze strachu przed pomyłką. Spotykamy w życiu ludzi zrównoważonych, objektywnych umiejących nie przychylać szalki wagi w korzystnę dla nich stronę. Ufamy takim ludziom wprost instynktownie, gdyż w swym spokoju i bez afiszowania się zawsze postępują dobrze i w sposób prawy.

Kardynalna cnota roztropności jest niezbędna dla chrześcijanina; ale jej ostatecznym celem nie jest zgoda społeczna czy unikanie konfliktów. Rzeczywistym jej celem jest spełnianie woli Boga, który pragnie, abyśmy byli prości lecz nie dziecinni; byśmy byli przyjaciółmi prawdy, ale nie byli naiwni czy lekkomyślni. Serce rozumne zdobywa wiedzę — a tą wiedzą jest poznanie miłości Bożej, która jest wiedzą ostateczną, wiedzą zbawczą, dającą wszystkim ludziom pokój i zrozumienie, a każdej duszy życie wieczne.

Mówiliśmy o cnotach ludzkich. Być może teraz ktoś z was zapyta: czy praktykowanie tych cnót nie oznacza izolowania się od swego środowiska, wyobcowania z codzienności świata? Nie. Nigdzie nie jest napisane, że chrześcijanin ma być postacią obcą światu. Pan nasz Jezus Chrystus słowem i czynem pochwalał tę właśnie cnotę ludzką, która jest mi szczególnie droga: cnotę naturalności i prostoty.

Uprzytomnijcie sobie, w jaki sposób Pan nasz wszedł w nasz świat: tak samo jak wszyscy. Jako jeden spośród wielu przeżywa swoje dzieciństwo i młodość w palestyńskiej wiosce. W okresie Jego życia publicznego ciągle słyszymy echo Jego dawnego zwyczajnego życia w Nazarecie. Mówi o pracy, troszczy się o odpoczynek swoich uczniów; wszystkim wychodzi na spotkanie i nie unika rozmowy z nikim. Tym, którzy szli za Nim, mówi jasno, by nie utrudniali dzieciom dostępu do Niego. Być może, wspominając swoje własne dzieciństwo mówi w przypowieści o dzieciach bawiących się na rynku.

Czyż to wszystko nie jest zwyczajne, naturalne i proste? Czy tego nie można doświadczać w zwyczajnym życiu? Niekiedy jednak ludzie przyzwyczajają się do tego, co jest proste i zwyczajne tak, że podświadomie szukają czegoś uderzającego i sztucznego. Każdy z was zapewne już tego doświadczył, że piękno świeżych, dopiero co ściętych róż, o delikatnych, pachnących płatkach, wychwala się słowami: są tak wspaniałe, że muszą być chyba sztuczne!

Naturalność i prostota stanowią dwie cudowne cnoty ludzkie, które przysposobiają człowieka do przyjęcia orędzia Chrystusowego. Natomiast wszystko, co zawiłe i skomplikowane, ustawiczne kręcenie się wokół własnego ja tworzy wokół nas mur, który często nie pozwala na usłyszenie głosu Pana. Przypomnijcie sobie, co Chrystus wypomina faryzeuszom: Zamkneli się oni w przewrotnym świecie, który każe płacić dziesięcinę z mięty, kopru i kminku, a pomija najistotniejsze wymogi prawa: sprawiedliwość i wiarę; starannie przecedzają wszystko, co piją , by nie połknąć komara, a połykają wielbłąda.

Nie. Ani życie dobrego człowieka, który — nie z własnej winy — nie zna Jezusa Chrystusa, ani życie chrześcijanina nie musi mieć w sobie nic szczególnego, dziwacznego. Cnoty ludzkie, o których dzisiaj mówimy, wskazują nam, że ten jest prawdziwie ludzki, kto stara się być prawdomówny, lojalny, szczery, mężny, opanowany, wspaniałomyślny, pogodny, sprawiedliwy, pracowity, cierpliwy. Takie postępowanie może być trudne, ale nigdy nie jest dziwaczne. Dziwią mu się jedynie ci, których spojrzenie zaćmione jest ukrytym tchórzowstwem i niezdecydowaniem.

Jeśli ktoś stara się pielęgnować cnoty ludzkie, to jego serce jest już bardzo blisko Chrystusa. A chrześcijanin wie ponadto, że cnoty teologiczne — wiara, nadzieja i miłość — a także wszystkie inne cnoty, które niesie z sobą łaska Boża — są zachętą do tego, by nigdy nie zaniedbał walki o te dobre cechy, które posiada tak samo, jak wielu innych ludzi.

Cnoty ludzkie — podkreślam — są podstawą cnót nadprzyrodzonych; a cnoty nadprzyrodzone, ze swej strony, zapewniają nam ustawicznie bodźce do prawego życia. Jednakże nie wystarczy pragnienie posiadania tych cnót: jest rzeczą konieczną nauczenia się ich praktykowania. Discite benefacere, nauczcie się czynić dobro. Musimy wytrwale ćwiczyć się w praktykowaniu odpowiednich czynów — czynach szczerości, prawdomówności, rzetelności, opanowania, cierpliwości — gdyż miłość to czyny a Boga nie można kochać jedynie słowem, ale czynem i prawdą.

Jeżeli chrześcijanin walczy o zdobycie tych cnót, to jego dusza przygotowuje się do owocnego przyjęcia łaski Ducha Świętego, a działanie boskiego Pocieszyciela umacnia, ze swej strony, dobre cechy ludzkie. Trzecia Osoba Trójcy Przenajświętszej — słodki gość duszy daje mu swe dary: dar mądrości, rozumu, rady, męstwa, umiejętności, pobożności, bojaźni Bożej.

Odczuwa się wtedy radość i pokój, radosny pokój, poryw wewnętrzny zespolony z ludzką cnotą radości. Nawet gdyby się nam wydawało, że wszystko się wali na naszych oczach, nic się nie wali bo Ty, o Boże, jesteś moc moja . Jeśli Bóg zamieszka w naszej duszy, wszystko inne, choćby wydawało się ważne, jest drugorzędne, przemijające, my natomiast trwając w Bogu, jesteśmy tym, co nieprzemijające.

Przez dar pobożności Duch Święty zsyła nam pewność, że jesteśmy dziećmi Bożymi. A dlaczego, będęc dziećmi Bożymi, mielibyśmy być smutni? Smutek jest osadem egoizmu; jeżeli będziemy chcieli żyć dla Pana, nie zabraknie nam nigdy radości, nawet jeśli będziemy odkrywać swoje błędy i swoją nędzę. Radość przenika wtedy życie modlitwą do tego stopnia, że nie mamy innej drogi jak śpiewać: bo przecież kochamy, a śpiew jest tym, co czynią zakochani.

Jeśli będziemy żyć w ten sposób, będziemy nieśli światu pokój; będziemy innym uprzyjemniać służbę Bogu, ponieważ radosnego dawcę miłuje Bóg. Chrześcijanin jest jednym z członków społeczeństwa, w jego sercu jest wylewająca się radość tego, który przy stałej pomocy łaski Bożej chce pełnić wolę Ojca. Nie czuje się ofiarą kimś upośledzonym czy zniewolonym. Kroczy z podniesioną głową, ponieważ jest człowiekiem i jest dzieckiem Bożym.

Nasza wiara nadaje pełną wartość tym cnotom ludzkim, których nikt z ludzi nie może zaniedbywać. Stąd też nikt nie może prześcignąć prawdziwego chrześcijanina w jego człowieczeństwie. Dlatego naśladowca Chrystusa potrafi — nie dzięki własnym zasługom, lecz dzięki łasce Bożej — przekazać swemu otoczeniu tę wiedzę, którą wielu przeczuwa, ale nie pojmuje: to, że prawdziwe szczęście, autentyczna służba bliźniemu może przyjść jedynie poprzez Serce naszego Zbawiciela, który jest perfectus Deus, perfectus Homo — doskonały Bóg i doskonały człowiek.

Zwróćmy się do Maryi, naszej Matki, najwspanialszego stworzenia, które wyszło z rąk Boga. Prośmy Ją, aby uczyniła nas po ludzku dobrymi, aby nasze cnoty ludzkie wszczepione w życie łaski, stały się pomocą dla wszystkich, którzy wraz z nami zabiegają w świecie o pokój i szczęście wszystkich ludzi.

Ten rozdział w innym języku