282

Pewien dobry chrześcijanin, pełen miłości do Matki Najświętszej, chociaż bez wykształcenia teologicznego, opowiedział mi jedno zdarzenie, które chciałbym tu przytoczyć dosłownie, gdyż jego prostota oddaje sposób myślenia człowieka o niewielkim wykształceniu.

Muszę z kimś o tym porozmawiać — powiedział. — Niech ojciec zrozumie mój smutek z tego powodu, co dzieje się na tym świecie. Podczas przygotowania i obrad obecnego Soboru zaproponowano włączenie do obrad tematu Matki Najświętszej. Tak właśnie: tematu! Czy w ten sposób o matce mówią dzieci? Czy jest to ta sama wiara, którą zawsze wyznawali wierni? Od kiedy to miłość do Najświętszej Maryi Panny jest tematem, nad którym można dyskutować, rozpatrując jego stosowność?

Nic bardziej nie kłóci się z miłością aniżeli skąpstwo. Nie boję się mówić tego jasno — twierdził dalej. — W przeciwnym wypadku, miałbym poczucie, że obrażam Matkę Najświętszą. Dyskutowano nad tym, czy jest rzeczą stosowną nazywanie Maryi Matką Kościoła. Nie chcę się w ogóle wdawać w dalsze szczegóły, bo jakże Matka Boga, a zatem Matka wszystkich chrześcijan, nie ma być Matką Kościoła, który łączy wszystkich ochrzczonych i odrodzonych w Chrystusie, Synu Maryi?

Nie mogę zrozumieć — kontynuował — skąd bierze się ta małoduszność, przejawiająca się w skąpieniu Matce Bożej tego chwalebnego tytułu. Jakże inaczej wygląda wiara Kościoła! Temat Maryi! Czy dzieciom przychodzi na myśl czynienie z miłości do swej matki tematu? One ją po prostu kochają. Jeśli są dobrymi dziećmi, to bardzo ją kochają. O temacie — czy schemacie — mogą mówić ludzie obcy, tacy, którzy podchodzą do zagadnienia z klinicznym chłodem, jak gdyby to był jakiś przypadek do zbadania. W ten sposób postawił sprawę ten człowiek prosty i pobożny, jakkolwiek niezupełnie miał rację.

Ten punkt w innym języku