13

Sprawia mi bardzo wielki ból, kiedy się dowiaduję, że jakiś katolik — dziecko Boże, które na Chrzcie świętym zostało powołane, by być drugim Chrystusem — uspokaja swoje sumienie formalistyczną pobożnością, pewnego rodzaju religijnym sentymentalizmem: modli się od czasu do czasu, tylko wtedy kiedy czuje, że mu to korzyść przyniesie! We Mszy świętej widzi obowiązek niedzielny, którego nie trzeba jednak traktować nazbyt rygorystycznie, natomiast troskliwie i regularnie o ustalonych godzinach dba o zaspokojenie swego żołądka. Ludzie tacy gotowi są odstąpić od swojej wiary za miskę soczewicy, byle tylko zachować swoją pozycję… A potem bezwstydnie, nie licząc się ze zgorszeniem, posługują się etykietą chrześcijańską, by odnieść z tego korzyść. Nie! Nie zadowalajmy się etykietami! Chcę, abyście byli chrześcijanami z krwi i kości, chrześcijanami w stu procentach. Ale, aby to osiągnąć, musicie konsekwentnie szukać właściwego pożywienia duchowego.

Wiecie z własnego doświadczenia — i słyszeliście, jak często to powtarzałem, żeby zapobiec zniechęceniu — że życie wewnętrzne polega na stałym rozpoczynaniu od nowa, każdego dnia; i spostrzegliście w swoim sercu — podobnie jak ja w swoim — że ustawicznie musimy walczyć. Podczas rachunku sumienia stwierdzacie wciąż te same porażki, które same w sobie są nieznaczne, wam jednak wydają się wręcz ogromne, ponieważ dopatrujecie się w nich braku miłości, oddania, ofiarności, delikatności. To samo zdarza się też mnie. Wybaczcie, że mówię o sobie, ale kiedy przemawiam do was, równocześnie omawiam z Panem potrzeby swojej duszy. Rozbudzajcie w sobie gorące pragnienie zadośćuczynienia, przeżywajcie szczerą skruchę, ale mi nie traćcie pokoju!

Ten punkt w innym języku