Nawrócenie dzieci Bożych

Wkroczyliśmy w okres Wielkiego Postu: czas pokuty, oczyszczenia, nawrócenia. Nie jest to łatwe zadanie. Chrześcijaństwo nie jest drogą wygodną: nie wystarczy być w Kościele i pozwalać, by mijały lata. W naszym życiu, w życiu chrześcijan, pierwsze nawrócenie - ta jedyna w swoim rodzaju, niezapomniana chwila, w której dostrzega się wyraźnie wszystko, o co nas prosi Pan - jest ważne; jednak jeszcze ważniejsze i jeszcze trudniejsze są kolejne nawrócenia. Żeby ułatwić działanie łaski Bożej w tych kolejnych nawróceniach, trzeba zachować młodość ducha, wzywać Pana, umieć słuchać, odkryć, co jest nie tak, prosić o przebaczenie.

Invocabit me et ego exaudiam eum, czytamy w liturgii tej niedzieli - jeśli będziecie Mnie wzywać, Ja was wysłucham, mówi Pan. Rozważcie, w jak cudowny sposób troszczy się o nas Bóg, zawsze gotów nas usłyszeć, w każdej chwili uważny na słowo człowieka. W każdym czasie - ale zwłaszcza teraz, gdyż nasze serce jest dobrze przygotowane, zdecydowane, by się oczyścić - On nas słyszy i nie zlekceważy prośby serca pokornego i skruszonego.

Pan nas słucha, żeby interweniować, żeby wejść w nasze życie, uwolnić nas od zła i napełnić dobrem: eripiam eum et glorificabo eum - wyzwolę go i chwałą obdarzę - mówi o człowieku. A zatem nadzieja chwały - mamy już tutaj, tak jak przy innych okazjach, początek tego wewnętrznego poruszenia, jakim jest życie duchowe. Nadzieja chwały umacnia naszą wiarę i pobudza naszą miłość. W ten sposób zaczynają działać trzy cnoty teologalne, cnoty Boskie, które upodabniają nas do naszego Ojca Boga.

Jak można lepiej rozpocząć Wielki Post? Odnawiamy swoją wiarę, nadzieję, miłość - to jest źródło ducha pokuty, pragnienia oczyszczenia. Wielki Post nie jest tylko okazją do wzmożenia naszych zewnętrznych praktyk umartwienia. Gdybyśmy myśleli, że chodzi tylko o to, umknąłby nam jego głęboki sens dla życia chrześcijańskiego, ponieważ te zewnętrzne uczynki - powtarzam - są owocem wiary, nadziei i miłości.

Qui habitat in adiutorio Altissimi, in protectione Dei coeli commorabitur, zamieszkać w pieczy Najwyższego i żyć z Bogiem - na tym właśnie polega ryzykowna pewność chrześcijanina. Trzeba być przekonanym o tym, że Bóg nas słyszy, że zawsze nad nami czuwa - w ten sposób nasze serce napełni się pokojem. Jednak życie z Bogiem oznacza niewątpliwie narażenie się na ryzyko, ponieważ Pan nie zadowala się częścią - chce wszystkiego. A zbliżenie się nieco bardziej do Niego oznacza gotowość do kolejnego nawrócenia, do kolejnej poprawy, do uważniejszego nasłuchiwania Jego natchnień, świętych pragnień, które wzbudza w naszych duszach, i do wprowadzania ich w czyn.

Od momentu naszej pierwszej świadomej decyzji życia w pełni nauką Jezusa z pewnością posunęliśmy się sporo naprzód na drodze wierności Jego Słowu. Ale czyż nie jest prawdą, że zostaje ciągle tyle do zrobienia? Czyż nie jest prawdą, że pozostało przede wszystkim tyle pychy? Bez wątpienia potrzebna jest nowa przemiana, pełniejsza lojalność, głębsza pokora, tak aby zmniejszał się nasz egoizm, a wzrastał w nas Chrystus, ponieważ illum oportet crescere, me autem minui - potrzeba, aby On wzrastał, a ja się umniejszał.

Nie można stać w miejscu. Trzeba iść naprzód, do celu, który wskazywał św. Paweł: nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Jest to pragnienie ambitne i bardzo szlachetne - utożsamienie z Chrystusem, świętość. Nie ma jednak innej drogi, jeśli chce się postępować w sposób spójny z życiem Bożym, które Pan wlał w nasze dusze przez chrzest. Kroczenie naprzód oznacza postęp w świętości; cofanie się jest sprzeciwianiem się normalnemu rozwojowi życia chrześcijańskiego. Albowiem ogień miłości do Boga musi być podsycany, musi rosnąć każdego dnia, przyjąć się w duszy; a ogień utrzymuje się przez spalanie nowych rzeczy. Dlatego, jeśli nie będzie stawał się coraz większy, wkrótce zgaśnie.

Przypomnijcie sobie słowa św. Augustyna: Jeśli powiesz dość, jesteś zgubiony. Staraj się zawsze iść do przodu, nie ustawaj. Nie trwaj w tym samym miejscu, nie cofaj się, nie zbaczaj z drogi.

Wielki Post stawia teraz przed nami zasadnicze pytania: czy czynię postępy w swojej wierności Chrystusowi; w pragnieniu świętości; w hojności apostolskiej w moim codziennym życiu, w zwyczajnej pracy, wśród kolegów wykonujących ten sam zawód?

Niech każdy bez hałasu słów odpowie sobie na te pytania, a zobaczy, że aby Chrystus w nas żył, aby nasze postępowanie odzwierciedlało wiernie Jego obraz, konieczna jest nowa przemiana.

Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje. To samo mówi nam znowu Chrystus w zaufaniu, jakby na ucho: Krzyż każdego dnia. Nie tylko - pisze św. Hieronim - w czasie prześladowania lub wobec możliwości męczeństwa, lecz w każdej sytuacji, w każdym uczynku, w każdej myśli, w każdym słowie zapierajmy się tego, czym byliśmy wcześniej i wyznawajmy to, czym jesteśmy obecnie, ponieważ narodziliśmy się na nowo w Chrystusie.

Te rozważania to w rzeczywistości nic innego, jak echo owych słów Apostoła: niegdyś bowiem byliście ciemnością, lecz teraz jesteście światłością w Panu: postępujcie jak dzieci światłości! Owocem bowiem światłości jest wszelka prawość i sprawiedliwość, i prawda. Badajcie, co jest miłe Panu.

Nawrócenie jest sprawą jednej chwili; uświęcenie jest zadaniem na całe życie. Ziarno miłości, które Bóg zasiał w naszych duszach, pragnie wzrastać, przejawiać się w czynach, wydawać owoce, które w każdej chwili będą zgodne z tym, co jest miłe Panu. Stąd też niezbędna jest gotowość rozpoczynania na nowo, odnajdywania na nowo - we wciąż nowych sytuacjach swojego życia - światła i impulsu pierwszego nawrócenia. To jest właśnie powód, dla którego powinniśmy się przygotować poprzez głęboki rachunek sumienia, prosząc Pana o pomoc, abyśmy mogli lepiej poznać Jego i samych siebie. Nie ma innej drogi, jeśli mamy się na nowo nawrócić.

Exhortamur ne in vacuum gratiam Dei recipiatis - napominamy was, abyście nie przyjmowali na próżno łaski Bożej. Albowiem w czasie tego Wielkiego Postu łaska Boża będzie mogła napełnić nasze dusze, jeśli tylko nie zamkniemy przed nią drzwi swoich serc. Musimy mieć te dobre dyspozycje, pragnienie prawdziwej przemiany, nielekceważenia łaski Bożej.

Nie lubię mówić o strachu, ponieważ to, czym powoduje się chrześcijanin - to Miłość Boża, która ukazała się nam w Chrystusie i która uczy nas miłować wszystkich ludzi i całe stworzenie; ale owszem, powinniśmy mówić o odpowiedzialności, o poważnym traktowaniu Boga. Nie łudźcie się: Bóg nie dozwoli z siebie szydzić - ostrzega nas ten sam Apostoł.

Trzeba się zdecydować. Nie jest dopuszczalne, żeby przez całe życie palić Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek, jak według znanego powiedzenia robi każdy człowiek. Trzeba zgasić ogarek zapalony diabłu. Musimy spalić swoje życie, sprawiając, by całe płonęło w służbie Panu. Jeśli nasze pragnienie świętości będzie szczere, jeśli będziemy na tyle ulegli wobec Boga, aby oddać się w Jego ręce, wszystko pójdzie dobrze. On zawsze, a zwłaszcza w tym czasie, jest gotów udzielić nam swojej łaski - łaski nowego nawrócenia do poprawy naszego życia chrześcijańskiego.

Nie możemy uważać tego Wielkiego Postu za kolejny czas, powtarzający się cyklicznie okres liturgiczny. Ta chwila jest niepowtarzalna - jest to Boża pomoc, którą trzeba przyjąć. Jezus przechodzi obok nas i oczekuje od nas - dzisiaj, teraz - głębokiej przemiany.

Ecce nunc tempus acceptabile, ecce nunc dies salutis - to jest właściwy czas, który może być dniem zbawienia. Raz jeszcze słyszymy nawoływania dobrego Pasterza, Jego miłosne wezwanie: ego vocavi te nomine tuo. Wzywa każdego z nas po imieniu, używając tego serdecznego określenia, jakim zwracają się do nas osoby, które nas kochają. Czułości Jezusa względem nas nie da się wyrazić słowami.

Rozważcie wraz ze mną ten cud miłości Bożej: Pan, który wychodzi nam na spotkanie; który nas oczekuje; który staje na skraju drogi, żebyśmy nie mogli Go nie zauważyć. I woła nas osobiście, mówiąc nam o naszych sprawach, które są także Jego sprawami, nakłaniając nasze sumienia do skruchy, czyniąc je hojnymi, wlewając w nasze dusze pragnienie bycia wiernymi i nazywania się Jego uczniami. Wystarczy usłyszeć owe wewnętrzne słowa łaski, poprzez które tak często w serdeczny sposób upomina nas, żebyśmy zdali sobie sprawę, iż nie zapomniał o nas przez cały czas, kiedy z własnej winy Go nie widzieliśmy. Chrystus kocha nas tą nieskończoną miłością, która może pomieścić się w Jego Boskim Sercu.

Zobaczcie, jak sam zaznacza: w czasie pomyślnym wysłuchałem ciebie, w dniu zbawienia przyszedłem ci z pomocą. Skoro On obiecuje ci chwałę, swoją miłość, i daje ci ją w odpowiednim czasie, i wzywa cię - to co ty dasz Panu? Jak odpowiesz - jak odpowiem i ja - na tę miłość Jezusa, który przechodzi?

Ecce nunc dies salutis, oto tutaj, przed nami, jest ten dzień zbawienia. Dociera do nas wołanie Dobrego Pasterza: ego vocavi te nomine tuo, wezwałem właśnie ciebie, twoim imieniem. Trzeba odpowiedzieć - za miłość odpłaca się miłością - mówiąc: ecce ego quia vocasti me, wezwałeś mnie i oto jestem. Jestem zdecydowany, żeby ten czas Wielkiego Postu nie minął bez śladu, jak woda płynąca po kamieniach. Dam się przeniknąć, przemienić; nawrócę się, zwrócę się na nowo do Pana, kochając Go tak, jak On pragnie być kochany.

Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. Czy starczy ci jeszcze serca - komentuje św. Augustyn - abyś mógł kochać samego siebie? Czy starczy duszy, rozumu? "Ex toto" - mówi. "Totum exigit te, qui fecit te". Ten, który cię stworzył, wymaga od ciebie wszystkiego.

Po tym zapewnieniu o miłości musimy zachowywać się jak ci, którzy miłują Boga. In omnibus exhibeamus nosmetipsos sicut Dei ministros - we wszystkich rzeczach postępujmy jak słudzy Boga. Jeśli oddasz się tak, jak On tego chce, działanie łaski będzie ukazywać się w twoim życiu zawodowym, w pracy, w wysiłku wykonywania po Bożemu rzeczy ludzkich, wielkich i małych, ponieważ dzięki Miłości wszystkie one uzyskują nowy wymiar.

W tym Wielkim Poście nie możemy jednak zapomnieć, że nie jest łatwo chcieć być sługami Bożymi. Prześledźmy tekst św. Pawła zawarty w czytaniu mszalnym z dzisiejszej niedzieli, aby przypomnieć sobie o trudnościach: Okazujemy się sługami Boga przez wszystko - pisze Apostoł - przez wielką cierpliwość, wśród utrapień, przeciwności i ucisków, w chłostach, więzieniach, podczas rozruchów, w trudach, nocnych czuwaniach i w postach, przez czystość i umiejętność, przez wielkoduszność i łagodność, przez [objawy] Ducha Świętego i miłość nieobłudną, przez głoszenie prawdy i moc Bożą.

W najróżniejszych chwilach naszego życia, we wszystkich sytuacjach, powinniśmy zachowywać się jak słudzy Boży, wiedząc, że Pan jest z nami, że jesteśmy Jego dziećmi. Trzeba mieć świadomość tych Bożych korzeni wszczepionych w nasze życie i postępować w sposób konsekwentny.

Te słowa Apostoła powinny napełniać was radością, ponieważ są jakby kanonizacją waszego powołania zwykłych chrześcijan, żyjących pośród świata i dzielących z innymi ludźmi, takimi jak wy, pragnienia, prace i radości. To wszystko jest drogą Bożą. Pan prosi was, abyście w każdej chwili postępowali jak Jego dzieci i słudzy.

Ale te zwyczajne okoliczności życia będą drogą Bożą, jeżeli naprawdę się nawrócimy, jeśli się oddamy. Św. Paweł używa twardego języka. Obiecuje chrześcijaninowi życie trudne, niebezpieczne, w ciągłym napięciu. Jakże zniekształcone zostało chrześcijaństwo, kiedy chciano uczynić z niego wygodną drogę! Zniekształceniem prawdy jest jednak również sądzenie, iż to głębokie i poważne życie, znające dobrze wszystkie trudności ludzkiej egzystencji, jest życiem smutnym, przytłaczającym albo pełnym strachu.

Chrześcijanin jest realistą, a jego realizm jest realizmem nadprzyrodzonym i ludzkim, dostrzegającym wszystkie odcienie życia: ból i radość, cierpienie własne i cudze, pewność i zwątpienie, hojność i skłonność do egoizmu. Chrześcijanin zna wszystko i stawia czoło wszystkiemu, pełen ludzkiej rzetelności i mocy otrzymanej od Boga.

Wielki Post jest pamiątką czterdziestu dni spędzonych przez Jezusa na pustyni, będących przygotowaniem do lat przepowiadania, których punktem kulminacyjnym są Krzyż i chwała Paschy. Czterdzieści dni modlitwy i pokuty. Na koniec miała miejsce scena, którą dzisiejsza liturgia poddaje nam do rozważenia, przedstawiając ją w Ewangelii z dzisiejszej Mszy: kuszenie Chrystusa.

Scena tajemnicza, którą człowiek na próżno próbuje pojąć - Bóg, który poddaje się kuszeniu, który pozwala działać Złemu. Można ją jednak rozważać, prosząc Pana, aby pozwolił nam zrozumieć zawartą w niej naukę.

Kuszenie Chrystusa. Tradycja tłumaczy to zdarzenie, wyjaśniając, że nasz Pan, aby dać nam przykład we wszystkim, zechciał również cierpieć pokusy. Tak właśnie jest, gdyż Jezus Chrystus był prawdziwym Człowiekiem, podobnym do nas we wszystkim, z wyjątkiem grzechu. Po czterdziestu dniach postu, w czasie którego za jedyne pożywienie służyły Mu - być może - zioła, korzenie i nieco wody, Jezus odczuwa głód: prawdziwy głód, taki jak głód każdej istoty ludzkiej. I kiedy szatan proponuje Mu, aby przemienił kamienie w chleb, nasz Pan nie tylko odrzuca pokarm, o który domaga się ciało, lecz również oddala od siebie jeszcze większą pokusę: pokusę użycia mocy Bożej dla rozwiązania, jeśli można się tak wyrazić, osobistego problemu.

Zapewne zauważyliście to w całej Ewangelii: Jezus nie czyni cudów dla własnej korzyści. Przemienia wodę w wino dla nowożeńców z Kany; dokonuje rozmnożenia chleba i ryb, aby nakarmić głodny tłum, ale sam przez długie lata zarabia na życie własną pracą. A później, w czasie swojej wędrówki po ziemiach Izraela, żyje dzięki pomocy tych, którzy za Nim idą.

Św. Jan opowiada, że po długiej wędrówce, przybywszy do studni w Sychar, wysyła swoich uczniów do miasteczka, aby zakupili żywność. Widząc zaś zbliżającą się Samarytankę, prosi ją o wodę, ponieważ sam nie ma jej czym zaczerpnąć. Jego ciało po długiej wędrówce doświadcza zmęczenia. Innym razem, aby odzyskać siły, zasypia. Hojność Pana, który się uniżył i przyjął w pełni ludzką kondycję; który nie posługuje się swoją Bożą mocą, żeby uciec przed trudnościami czy wysiłkiem; który uczy nas być dzielnymi, miłować pracę, cenić ludzką i nadprzyrodzoną hojność, jaką jest zasmakowanie w konsekwencjach oddania.

Przy drugiej pokusie, kiedy szatan proponuje Jezusowi, aby rzucił się z wysokości świątyni, On ponownie odrzuca chęć posłużenia się swoją Bożą mocą. Chrystus nie szuka próżnej chwały, ostentacji, właściwego ludziom zakłamania, które usiłuje posługiwać się Bogiem jako okazją do ukazania własnej wspaniałości. Jezus chce wypełnić wolę Ojca, nie przyśpieszając czasu ani nie uprzedzając godziny cudów, lecz przemierzając krok po kroku trudną ścieżkę ludzi, słodką drogę Krzyża.

Coś bardzo podobnego widzimy przy trzeciej pokusie: ofiarowane są Mu królestwa, władza, chwała. Diabeł, wykorzystując ludzkie ambicje, usiłuje rozszerzyć na inne rzeczy cześć, która powinna być zarezerwowana wyłącznie dla Boga: obiecuje łatwe życie temu, kto odda pokłon jemu, bożkom. Nasz Pan kieruje uwielbienie z powrotem ku jego jedynemu i prawdziwemu celowi, ku Bogu, i raz jeszcze potwierdza swoją wolę służenia: Idź precz, szatanie! Jest bowiem napisane: Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz.

Niech ta postawa Jezusa będzie dla nas nauką. W swoim życiu na ziemi nie chciał On nawet chwały, która Mu się należała. Mając bowiem prawo do bycia traktowanym jak Bóg, przyjął postać sługi, niewolnika. W ten sposób chrześcijanin wie, że wszelka chwała jest dla Boga i że nie może używać wzniosłości i wielkości Ewangelii jako narzędzia do realizacji ludzkich interesów i ambicji.

Uczmy się od Jezusa. Jego postawa odrzucenia wszelkiej ludzkiej chwały pozostaje w ścisłym związku z wielkością jedynej w swoim rodzaju misji: misji umiłowanego Syna Bożego, który wciela się, aby zbawić ludzi. Misji, którą miłość Ojca otoczyła pełną czułości troską: Filius meus es tu, ego hodie genui te. Postula a me et dabo tibi gentes hereditatem tuam - Tyś Synem moim, Ja Ciebie dziś zrodziłem. Żądaj ode Mnie, a dam Ci narody w dziedzictwo.

Chrześcijanin, który - naśladując Chrystusa - żyje w tej postawie całkowitego uwielbienia Ojca, również otrzymuje od Pana słowa pełnej miłości troski: Ja go wybawię, bo przylgnął do Mnie; osłonię go, bo uznał Moje imię.

Jezus powiedział "nie" szatanowi, księciu ciemności, i natychmiast ukazało się światło. Wtedy opuścił Go diabeł, a oto aniołowie przystąpili i usługiwali Mu. Jezus przeszedł próbę. Prawdziwą próbę, ponieważ - jak mówi św. Ambroży - nie postąpił jak Bóg, wykorzystując swoją moc (bo w takim razie do czego służyłby nam Jego przykład?), lecz jak człowiek posłużył się środkami dostępnymi nam wszystkim.

Szatan ze złą intencją powołał się na Stary Testament: swoim aniołom dał rozkaz o tobie, aby cię strzegli na wszystkich twych drogach. Jezus, odrzucając pokusę wystawiania Ojca na próbę, przywraca temu biblijnemu wyrażeniu jego prawdziwy sens. A w nagrodę za Jego wierność, kiedy nadchodzi pora, zjawiają się wysłańcy Boga Ojca, aby Mu usługiwać.

Warto rozważyć metodę, jaką szatan stosuje wobec naszego Pana, Jezusa Chrystusa: używa jako argumentów tekstów z ksiąg świętych, zniekształcając, przeinaczając w sposób bluźnierczy ich sens. Jezus jednak nie pozwala się oszukać: Wcielone Słowo dobrze zna Słowo Boże, napisane dla zbawienia ludzi, a nie dla wprowadzenia ich w błąd i potępienia. Możemy stąd wnioskować, że każdy, kto jest zjednoczony z Chrystusem w Miłości, nie pozwoli się nigdy zwieść przez przewrotne posługiwanie się Pismem Świętym. Wie bowiem, że typowym działaniem diabła jest dążenie do wprowadzenia zamętu w sumienie chrześcijanina, za pomocą przewrotnej argumentacji, posługującej się tymi samymi słowami, jakich używa odwieczna Mądrość i poprzez usiłowanie przemienienia światła w ciemność.

Rozważmy krótko tę interwencję aniołów w życiu Jezusa, ponieważ w ten sposób lepiej zrozumiemy ich rolę - posłannictwo aniołów - w życiu każdego człowieka. Tradycja chrześcijańska opisuje Aniołów Stróżów jako wielkich przyjaciół, postawionych przez Boga u boku każdego człowieka, aby towarzyszyć mu na jego drogach. Dlatego też zaprasza nas do obcowania z nimi, do uciekania się do nich.

Kościół, proponując nam rozważanie tych epizodów z życia Chrystusa, przypomina, że w czasie Wielkiego Postu, w którym uznajemy, że jesteśmy grzeszni, pełni nędz i potrzebujemy oczyszczenia, jest także miejsce na radość. Wielki Post jest bowiem również czasem mocy i radości: powinniśmy nabrać otuchy, ponieważ nie zabraknie nam łaski Pana, gdyż Bóg będzie u naszego boku i pośle swoich Aniołów, aby towarzyszyli nam w tej wędrówce, aby byli roztropnymi doradcami na naszej drodze, aby współpracowali z nami we wszystkich naszych poczynaniach. In manibus portabunt te, no forte offendas ad lapidem pedem tuum - mówi dalej Psalm. - Aniołowie będą cię nosić na rękach, żebyś nie uraził swojej stopy o kamień.

Trzeba umieć obcować z Aniołami. Zwróć się do nich teraz, powiedz swojemu Aniołowi Stróżowi, że te nadprzyrodzone wody Wielkiego Postu nie spłynęły bez śladu po twojej duszy, lecz przeniknęły do głębi, bo masz skruszone serce. Poproś ich, aby zanieśli Panu tę dobrą wolę, która zrodziła się z naszej nędzy dzięki łasce, jak lilia, która wyrosła na gnojowisku. Sancti Angeli, Custodes nostri: defendite nos in proelio, ut non pereamus in tremendo iudicio. Święci Aniołowie, Stróże nasi: brońcie nas w walce, abyśmy nie zginęli na strasznym sądzie.

Jak wytłumaczyć tę ufną modlitwę, tę świadomość, że nie zginiemy w walce? To przekonanie ma swój początek w rzeczywistości, której nigdy nie przestanę podziwiać: w naszym synostwie Bożym. Pan, który w tym Wielkim Poście prosi, żebyśmy się nawrócili, nie jest ani despotycznym Władcą, ani surowym i nieugiętym Sędzią: jest naszym Ojcem. Mówi nam o naszych grzechach, o naszych błędach, o naszym braku hojności. Czyni to jednak po to, żeby nas od nich uwolnić, żeby obiecać nam swoją Przyjaźń i Miłość. Świadomość naszego synostwa Bożego daje radość naszemu nawróceniu - mówi nam, że wracamy do domu Ojca.

Synostwo Boże jest fundamentem ducha Opus Dei. Wszyscy ludzie są dziećmi Bożymi. Jednak dziecko może postępować wobec swojego Ojca na różne sposoby. Trzeba czynić wysiłki, aby być dziećmi, które starają się zrozumieć, iż Pan, umiłowawszy nas jak synów, sprawił, że mieszkamy w Jego domu, pośród tego świata; że należymy do Jego rodziny; że to, co jest Jego, jest nasze, a to, co nasze - Jego; że pozostajemy z Nim w takiej zażyłości i żywimy ufność, która pozwala nam prosić - jak małe dziecko - o gwiazdkę z nieba!

Dziecko Boże traktuje Pana jak Ojca. Jego stosunek do Boga to nie uprzejmość sługi ani formalny, czysto grzecznościowy, szacunek, lecz całkowita szczerość i ufność. Bóg nie gorszy się ludźmi. Bóg nie nuży się naszymi niewiernościami. Nasz Ojciec Niebieski przebacza każdą obrazę, kiedy syn znowu do Niego wraca, kiedy żałuje i prosi o przebaczenie. Nasz Pan jest tak bardzo Ojcem, że uprzedza nasze pragnienie otrzymania przebaczenia i sam wychodzi nam naprzeciw, wyciągając swoje ramiona pełne łaski.

Zauważcie, że niczego nie wymyślam. Przypomnijcie sobie ową przypowieść, którą Syn Boży opowiedział nam, żebyśmy zrozumieli miłość Ojca, który jest w niebie: przypowieść o synu marnotrawnym.

A gdy był jeszcze daleko - mówi Pismo - ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. To są słowa świętej księgi: ucałował go, obsypał go pocałunkami. Czyż można mówić w sposób bardziej ludzki? Czyż można bardziej obrazowo opisać ojcowską miłość Boga do ludzi?

Wobec Boga, który wybiega nam naprzeciw, nie możemy milczeć. Powiemy Mu więc wraz ze św. Pawłem: Abba, Pater!. Ojcze, Ojcze mój! Bo chociaż jest Stworzycielem wszechświata, nie przeszkadza Mu to, że nie używamy wobec Niego górnolotnych zwrotów, nie tęskni też za należnym Mu wyznaniem Jego godności. Chce, żebyśmy nazywali Go Ojcem, żebyśmy zasmakowali w tym słowie i żeby nasze dusze napełniły się radością.

Życie ludzkie jest w pewnym sensie ciągłym powracaniem do domu naszego Ojca. Powracaniem poprzez skruchę, poprzez owo nawrócenie serca, które zakłada pragnienie przemiany, mocną decyzję poprawy życia i które w związku z tym przejawia się w uczynkach ofiary i oddania. Powracaniem do domu Ojca przez sakrament pojednania, w którym poprzez wyznanie grzechów przyoblekamy się w Chrystusa i stajemy się w ten sposób Jego braćmi, członkami Bożej rodziny.

Bóg na nas czeka, tak jak ojciec z przypowieści, z wyciągniętymi ramionami, nawet jeśli na to nie zasługujemy. Nasz dług nie ma znaczenia. Tak jak w przypadku syna marnotrawnego, wystarczy, żebyśmy otworzyli serce, żebyśmy zatęsknili za domem naszego Ojca, żebyśmy się zadziwili i rozradowali wobec daru, który ofiarowuje nam Bóg, pozwalając nazywać się i prawdziwie być Jego dziećmi, pomimo tak wielkiego braku odpowiedzi z naszej strony.

Jak zadziwiająca jest ludzka zdolność zapominania o rzeczach najwspanialszych, przyzwyczajania się do tajemnicy! Rozważmy raz jeszcze w tym Wielkim Poście, że chrześcijanin nie może być powierzchowny. Pochłonięty w pełni swoją codzienną pracą, pośród innych ludzi, podobnych jemu, zabiegany, zajęty, żyjący w napięciu, chrześcijanin ma być jednocześnie całkowicie zanurzony w Bogu, ponieważ jest synem Bożym.

Synostwo Boże jest radosną prawdą, tajemnicą dającą pocieszenie. Synostwo Boże wypełnia całe nasze życie duchowe, uczy nas bowiem obcować z naszym Ojcem Niebieskim, poznawać Go i miłować, a w ten sposób napełnia nadzieją naszą walkę wewnętrzną i daje nam pełną ufności prostotę małych dzieci. Co więcej, właśnie dlatego, że jesteśmy dziećmi Bożymi, ta rzeczywistość prowadzi nas do kontemplowania z miłością i podziwem wszystkich rzeczy, które wyszły z rąk Boga Ojca Stworzyciela. A w ten sposób jesteśmy kontemplacyjni pośród świata, miłując świat.

W Wielkim Poście liturgia przypomina o skutkach grzechu Adama w życiu człowieka. Adam nie chciał być dobrym synem Boga i zbuntował się. Słychać też jednak nieustannie echo owej felix culpa - szczęśliwej, błogosławionej winy, którą cały Kościół, pełen radości, będzie wyśpiewywać w wigilię Niedzieli Zmartwychwstania.

Kiedy nadeszła pełnia czasów, Bóg Ojciec posłał na świat swego Jednorodzonego Syna, aby przywrócił pokój i abyśmy przez odkupienie z grzechu adoptionem filiorum reciperemus, stali się synami Boga, wyzwolonymi z jarzma grzechu, zdolnymi do uczestniczenia w wewnętrznym życiu Trójcy. W ten sposób ten nowy człowiek, ten nowy szczep dzieci Bożych, może wyzwolić całe stworzenie z nieporządku, poprzez odnowienie wszystkiego w Chrystusie, który pojednał nas z Bogiem.

A więc czas pokuty. Przekonaliśmy się jednak, że nie jest to działanie negatywne. Wielki Post powinno się przeżywać w duchu synostwa, które przekazał nam Chrystus i które tętni w naszej duszy. Pan wzywa nas, żebyśmy zbliżyli się do Niego z pragnieniem bycia takimi jak On: bądźcie więc naśladowcami Boga, jako dzieci umiłowane, współpracując pokornie, ale żarliwie w Bożym pragnieniu złączenia tego, co zerwane; ocalenia tego, co zgubione; uporządkowania tego, w co grzeszny człowiek wprowadził nieporządek; doprowadzenia do celu tego, co zboczyło z drogi; przywrócenia Bożej harmonii całemu stworzeniu.

Liturgia Wielkiego Postu przybiera czasem ton tragiczny, będący konsekwencją rozważania tego, co oznacza dla człowieka oddalenie się od Boga. Jednak ta konkluzja - to nie ostatnie słowo. Ostatnie słowo należy do Boga, a jest to słowo Jego zbawczej i miłosiernej miłości, a więc słowo naszego synostwa Bożego. Dlatego powtarzam wam dziś za św. Janem: Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy. Jesteśmy synami Boga i braćmi Wcielonego Słowa, o którym powiedziano: w Nim było życie, a życie było światłością ludzi. Oto kim jesteśmy: synami światła, braćmi światła. Nosimy w sobie jedyny płomień zdolny zapalić serca uczynione z ciała.

Teraz, kiedy skończę mówić i kiedy dalej będzie trwać Msza święta, każdy z nas powinien spróbować rozważyć, o co prosi go Pan, jakie postanowienia, jakie decyzje chce wzbudzić w nim działanie łaski. A kiedy dostrzeżecie te nadprzyrodzone i ludzkie wymogi oddania i walki, pamiętajcie, że Chrystus jest naszym wzorem. I że Jezus, będąc Bogiem, pozwolił, by Go kuszono, żebyśmy w ten sposób nabrali ducha i byli pewni zwycięstwa. Ponieważ On nie przegrywa bitew, a my, zjednoczeni z Nim, nigdy nie będziemy pokonanymi, lecz będziemy mogli się nazywać i naprawdę być zwycięzcami - dobrymi dziećmi Boga.

Bądźmy zadowoleni. Ja jestem zadowolony. Chociaż nie powinienem, patrząc na swoje życie, robiąc ten osobisty rachunek sumienia, którego wymaga od nas ten okres liturgiczny Wielkiego Postu. Jednak jestem, ponieważ widzę, że Pan raz jeszcze mnie szuka, że Pan ciągle jest moim Ojcem. Wiem, że wy i ja, dzięki światłu i pomocy łaski, dostrzeżemy, jakie rzeczy trzeba spalić, i je spalimy; jakie rzeczy wyrwać, i je wyrwiemy; jakie rzeczy oddać, i je oddamy.

To zadanie nie jest łatwe. Mamy jednak jasną wskazówkę, rzeczywistość, z której nie powinniśmy ani nie możemy zrezygnować: jesteśmy ukochani przez Boga. Pozwolimy więc, żeby Duch Święty w nas działał i nas oczyścił, żebyśmy mogli objąć Syna Bożego na Krzyżu, zmartwychwstając potem wraz z Nim, ponieważ radość Zmartwychwstania zakorzeniona jest w Krzyżu.

Maryjo, Matko nasza, auxilium christianorum, refugium peccatorum, wstawiaj się za nami u swego Syna, aby zesłał nam Ducha Świętego, który wzbudzi w naszych sercach decyzję kroczenia mocnym i pewnym krokiem, sprawiając, że w samej głębi naszej duszy zabrzmi wołanie, które napełniło pokojem męczeństwo jednego z pierwszych chrześcijan: veni ad Patrem, pójdź, wracaj do swego Ojca, który cię oczekuje.

Ten rozdział w innym języku